Fjällbacka. Camilla Lackberg

Читать онлайн.
Название Fjällbacka
Автор произведения Camilla Lackberg
Жанр Современные детективы
Серия Saga o Fjallbace
Издательство Современные детективы
Год выпуска 0
isbn 9788380156821



Скачать книгу

o tytuł mistrza świata.

      Najwidoczniej dotarło do niej, że wpuściła do domu dwoje ignorantów.

      – Najbardziej oczekiwana walka w tym roku. Dlatego musicie mi wybaczyć, że przez jakiś czas nie będę na was zwracać uwagi. Trudno, nie przepuszczę tego.

      Sięgnęła po szklankę i wypiła porządny łyk whisky. Na ekranie jasnowłosy olbrzym powalił na ziemię ciemnoskórego mężczyznę o groteskowo szerokich ramionach i położył się na nim. Dla Martina wyglądało to na ciężkie pobicie, coś, za co grozi wieloletnie więzienie. A te uszy? Co im się stało w uszy? Wielkie, grube, wyglądały jak byle jak przyklejone bryłki gliny. Z tyłu głowy miał jakieś słowo i nagle zrozumiał, co znaczy określenie uszy kalafiorowate. A więc tak to wygląda.

      – Jeszcze trzy minuty – powiedziała starsza pani i wypiła następny łyk.

      Spojrzeli po sobie. Martin widział, że Paula powstrzymuje się od śmiechu. Czegoś takiego się nie spodziewali.

      Nagle starsza pani wrzasnęła i zerwała się z fotela.

      – Jest!

      – Wygrał? – spytał Martin. – Gustafsson wygrał?

      Jasnowłosy olbrzym szalał na ringu, wskoczył na siatkę i zaczął wrzeszczeć. Najwyraźniej zwyciężył.

      – Przydusił Cormiera od tyłu, więc Cormier się w końcu poddał.

      Wychyliła ostatni łyk.

      – To ten, o którym piszą w gazetach? The… Mole? – spytała Paula, zadowolona, że coś jednak wie.

      – The Mole, też coś! – prychnęła pani. – The Mauler, dziewczyno. Gustafsson należy do światowej elity. Powinno się wiedzieć takie rzeczy. To należy do ogólnego wykształcenia.

      Ruszyła do kuchni.

      – Nastawiam kawę, napijecie się ze mną?

      – Poprosimy – odparli chórem.

      Picie kawy było nieodłączną częścią ich pracy, rozmów z ludźmi. Jeśli w ciągu dnia było ich więcej, wieczorem ciężko im się zasypiało.

      Poszli za starszą panią do kuchni. Martin uzmysłowił sobie, że jeszcze się nie przedstawili.

      – Przepraszam, ja jestem Martin Molin, a to Paula Morales. Jesteśmy z komisariatu w Tanumshede.

      – Dagmar Hagelin – odparła starsza pani wesoło, stawiając na kuchence imbryk z wodą. – Siądźcie sobie przy kuchennym stole, tu jest przyjemniej. W dużym pokoju siedzę tylko wtedy, kiedy oglądam telewizję. Większość czasu spędzam tutaj.

      Wskazała na podniszczony stół zawalony krzyżówkami. Szybko zebrała je na kupkę i położyła na parapecie.

      – Gimnastyka dla szarych komórek. We wrześniu kończę dziewięćdziesiąt dwa lata, więc muszę ćwiczyć makówkę. W przeciwnym razie człowieka dopada demencja, i to szybciej, niż zdąży powiedzieć… eee, zapomniałam. – Roześmiała się z własnego żartu.

      – Jak to się stało, że zainteresowała się pani MMA? – spytała Paula.

      – Mój prawnuk trenuje ten sport i osiągnął już poziom mistrzowski. Wprawdzie nie jest to jeszcze UFC17, ale to tylko kwestia czasu, bo jest dobry i ma wolę walki.

      – No tak, ale to jednak dość… niezwykłe – powiedziała Paula ostrożnie.

      Dagmar nie odpowiedziała, zdjęła imbryk z kuchenki i postawiła na korkowej podstawce. Potem wyjęła trzy śliczne filiżaneczki z cieniutkiej porcelany, w różowy deseń, ze złotym brzeżkiem. Usiadła i dopiero nalewając kawę, odpowiedziała:

      – Zawsze byliśmy sobie z Oscarem bliscy, więc zaczęłam chodzić na jego walki. No i się wciągnęłam. To nie do uniknięcia. W młodości byłam niezłą lekkoatletką i potrafię sobie wyobrazić, co się wtedy czuje.

      Wskazała na zdjęcie wiszące na ścianie: przedstawiało młodą, atletycznie zbudowaną kobietę skaczącą nad poprzeczką.

      – To pani? – spytał Martin z podziwem, usiłując znaleźć związek między młodą, szczupłą, choć muskularną kobietą ze skurczoną osóbką, którą miał przed sobą.

      Chyba się domyśliła i uśmiechnęła się szeroko.

      – Mnie też nie mieści się to w głowie. Najdziwniejsze, że w środku człowiek czuje się taki sam jak wtedy. Czasem jestem w szoku, kiedy spojrzę w lustro. Zastanawiam się, kim jest ta starsza pani.

      – Długo uprawiała pani sport? – spytała Paula.

      – Według dzisiejszych standardów niezbyt, chociaż na tamte czasy aż za długo. Wyszłam za mąż, musiałam zrezygnować ze sportu, bo trzeba było się zająć dziećmi i domem. Ale nie mam pretensji, takie były czasy, moja córka jest dobrym dzieckiem. Chce, żebym u niej zamieszkała, kiedy już nie będę sobie dawała rady z domem. Ona też już nie jest młoda, zimą skończy sześćdziesiąt trzy lata. Na pewno będziemy się dogadywać, mieszkając pod jednym dachem.

      Martin wypił łyk kawy.

      – To kawa luwak – powiedziała Dagmar, widząc, że mu smakuje. – Importuje ją mój najstarszy wnuk. Ziarna kawy zjedzone i wydalone przez cywety zbiera się, oczyszcza i pali. Nie jest to tania kawa, zwykle kosztuje około sześciuset koron za kilogram, ale, jak powiedziałam, Julius jest importerem. Dostaje ją za niższą cenę i co pewien czas daje mi trochę. Wie, że ją uwielbiam, bo lepszej kawy nie ma.

      Martin spojrzał na nią z przerażeniem, ale w końcu wzruszył ramionami i wypił kolejny łyk. Nieważne, skąd pochodzi coś, co smakuje tak bosko. Po chwili stwierdził, że wystarczy tej konwersacji.

      – Nie wiem, czy pani słyszała, co się stało – zmienił temat, nachylając się lekko. – Ale w tutejszym lesie została zamordowana dziewczynka.

      – Słyszałam, powiedziała mi córka, kiedy wpadła – odparła Dagmar i spochmurniała. – Śliczna jasnowłosa dziewuszka, zawsze kręciła się jak fryga. Codziennie chodzę na długi spacer i często przechodzę koło obejścia Bergów. Najczęściej tam ją widywałam.

      – A kiedy ostatnio? – spytał Martin, popijając kawę.

      – Właśnie, kiedy to było? – Dagmar zaczęła się zastanawiać. – Wczoraj nie, ale dzień wcześniej tak. A więc w niedzielę.

      – O której? – spytała Paula.

      – Na spacer wychodzę zawsze przed południem, zanim zrobi się gorąco. Bawiła się wtedy na podwórku. Jak zwykle do niej pomachałam, a ona do mnie.

      – A więc w niedzielę przed południem – powtórzył Martin. – Później już nie?

      Pokręciła głową.

      – Nie, wczoraj jej nie widziałam.

      – A może zwróciła pani uwagę na coś innego? Coś odbiegającego od normy? Ważny może być każdy szczegół, nawet pozornie nieistotny.

      Dopił kawę i ostrożnie odstawił delikatną, romantyczną filiżaneczkę, przy której jego dłoń wydawała się gruba i toporna.

      – Niestety, nie przypominam sobie niczego, co mogłoby was zainteresować. Siedząc przy tym oknie, mam niezły ogląd sytuacji, ale nie wydaje mi się, żeby coś było inaczej niż zwykle.

      – Gdyby pani jednak na coś wpadła, proszę się nie wahać, tylko do nas zadzwonić – dodała Paula i wstała. Spojrzała pytająco na Martina, a on kiwnął głową.

      Położyła



<p>17</p>

UFC – Ultimate Fighting Championship, amerykańska organizacja mieszanych sztuk walki.