Fjällbacka. Camilla Lackberg

Читать онлайн.
Название Fjällbacka
Автор произведения Camilla Lackberg
Жанр Современные детективы
Серия Saga o Fjallbace
Издательство Современные детективы
Год выпуска 0
isbn 9788380156821



Скачать книгу

włożył kombinezon i foliowe ochraniacze na buty i taki sam zestaw dał Patrikowi.

      – Chodź – powiedział, kiedy już byli ubrani.

      Patrik odetchnął i podszedł za Torbjörnem do drzewa. Próbował uzbroić się psychicznie, ale i tak się zachwiał. Najpierw zobaczył rączkę. Dziewczynka rzeczywiście leżała we wgłębieniu pod pniem, goła i skulona, jakby w pozycji embrionalnej. Zwrócona do nich twarzyczką, którą częściowo zasłaniała czarną od ziemi rączką. W jasnych włosach miała liście i jakieś śmieci. Patrik musiał się powstrzymać, żeby ich nie strzepnąć. Jakim trzeba być człowiekiem, żeby zrobić coś takiego małemu dziecku? Gniew dał mu siłę. Dzięki niemu mógł zrobić to, co musiał, i podejść do tego chłodno, rzeczowo. Był to winien tej małej i jej rodzicom. Emocje odłożył na potem. Wiedział, że Torbjörn Ruud działa tak samo.

      Kucnęli, żeby zarejestrować wszystkie szczegóły. Pozycja, w której leżała, nie pozwalała stwierdzić, co było powodem śmierci. To miał być następny krok. W tym momencie należało zabezpieczyć wszystkie ewentualne ślady zostawione przez sprawcę.

      – Odejdę na chwilę, żebyście mogli popracować – powiedział Patrik. – Zawołajcie mnie, kiedy będziecie ją wyjmowali z tej jamy. Chcę przy tym być.

      Torbjörn kiwnął głową. Technicy przystąpili do żmudnego zbierania śladów wokół pnia. Nie dało się niczego przyśpieszyć. Każdy włos, niedopałek, kawałek plastiku, wszystko, co znajdowali w sąsiedztwie ciała, powinno zostać sfotografowane i umieszczone w specjalnie oznaczonej torebce. Należało zabezpieczyć ślady butów zostawione na miękkim podłożu. Do odcisku buta wlewali specjalną masę. Kiedy stężała, zabierali odlew, żeby później użyć jako dowód przeciw ewentualnemu sprawcy. Były to czynności bardzo czasochłonne. Po tylu dochodzeniach Patrik nauczył się panować nad zniecierpliwieniem, rozumiał, że musi im dać spokojnie wykonać ich robotę. Potem będzie miał z tego pożytek. Gdyby teraz coś zaniedbali, może nigdy nie udałoby się tego naprawić.

      Stanął z boku, poza terenem odgrodzonym taśmą. Nie chciało mu się z nikim rozmawiać. Musiał się zastanowić, co dalej. Pierwsze dwadzieścia cztery godziny bywały dla wyników dochodzenia decydujące. Świadkowie szybko zapominają, ślady znikają, sprawca może zdążyć je zatrzeć. W ciągu jednej doby może się wiele zdarzyć, dlatego ważne jest ustalenie, co należy zrobić w pierwszej kolejności. W teorii powinien to ustalać Mellberg, szef komisariatu, ale w praktyce odpowiedzialność spadała na niego.

      Wyjął telefon, żeby uprzedzić Erikę, że wróci późno. Pomyślał, że na pewno się zastanawia, co się stało. Liczył na to, że zachowa dyskrecję. Wiedział, że nikomu nie powie, dopóki nie da jej znać, że już może. Nie miał jednak zasięgu, więc wsunął telefon z powrotem do kieszeni. Później do niej zadzwoni.

      W miejscu, gdzie stał, było gorąco. Zamknął oczy i wystawił twarz do słońca. Odgłosy lasu mieszały się ze szmerem głosów ekipy. Powędrował myślami do Gösty. Był mu wdzięczny, że wziął na siebie rozmowę z rodzicami dziewczynki.

      Na jego nagim przedramieniu wylądował komar. Tylko go strzepnął. Miał dość śmierci.

      Sytuacja wydawała się całkiem surrealistyczna. Oto stoi w Szwecji w środku lasu z nieznajomymi ludźmi.

      Nie pierwszy raz widział martwego człowieka. W więzieniu w Damaszku na jego oczach strażnicy wlekli po ziemi zwłoki mężczyzny. Potem podczas przeprawy przez Morze Śródziemne widział unoszące się na wodzie ciała martwych dzieci.

      Ale to było co innego. Przyjechał do Szwecji przekonany, że tu nie giną dzieci. A jednak.

      Poczuł na ramieniu czyjąś rękę. To ten starszy mężczyzna, Harald, z przyjaźnie patrzącymi brązowymi oczami. Mówił po angielsku z tak silnym szwedzkim akcentem, że Karim z trudem go rozumiał. Ale polubił go. Czekając na ekipę kryminalistyczną, gawędzili ze sobą. Jeśli nie starczało im słów, wspomagali się gestami i minami. A Johannes, ten młodszy, pomagał Haraldowi znajdować słowa, które mu umykały.

      Karim złapał się na tym, że po raz pierwszy od przyjazdu do Szwecji opowiada komuś o swojej rodzinie i swoim kraju. Wiedział, że w jego głosie słychać tęsknotę za miastem, które opuścił, żeby pewnie nigdy do niego nie wrócić. Zdawał sobie jednak sprawę z tego, że obraz, który rysuje, jest nieprawdziwy, że tęsknota przesłoniła panujący tam terror.

      Ale który Szwed zrozumiałby, że stale trzeba było się oglądać przez ramię, bo w każdej chwili mógł cię zdradzić przyjaciel, sąsiad, nawet krewny? Rząd miał oczy wszędzie. Każdy pilnował jedynie swego i każdy zrobiłby wszystko, żeby ratować własną skórę. Każdy kogoś stracił. Każdy patrzył na śmierć kogoś, kogo kochał, więc gotów był na wiele, żeby nie przeżywać tego ponownie. Jako dziennikarz Karim był szczególnie narażony na represje.

      – You okay? – spytał Harald. Jego dłoń wciąż spoczywała na jego ramieniu.

      Karim zdał sobie sprawę, że ma to wszystko wypisane na twarzy. Opuścił gardę, obnażył swoją tęsknotę i frustrację, poczuł się jak przyłapany na gorącym uczynku. Uśmiechnął się i zamknął drzwi do wspomnień.

      – I’m okay. I’m thinking about the girl’s parents – powiedział i na mgnienie oka stanęły mu przed oczami twarze jego własnych dzieci.

      Amina na pewno się niepokoi i jak zawsze jej niepokój udziela się dzieciom. Ale w lesie nie było zasięgu, nie mógł do niej zadzwonić. Potem będzie się na niego złościć. Zawsze tak jest, kiedy się denerwuje. Nie szkodzi. Piękna jest, kiedy się złości.

      – Poor people – zauważył Harald.

      Karim zobaczył, że zaszkliły mu się oczy.

      Kawałek dalej, tuż obok martwej dziewczynki, pracowali na kolanach mężczyźni w białych plastikowych kombinezonach. Sfotografowali już podeszwy butów jego, Johannesa i Haralda. Przyklejali im do ubrań kawałki przylepca, a potem ostrożnie wkładali je do starannie oznaczonych foliowych torebek. Karim wiedział po co, chociaż nigdy wcześniej czegoś takiego nie widział. Chodziło o wykluczenie śladów, które wszyscy trzej zostawili tam, gdzie znaleźli dziewczynkę.

      Johannes powiedział coś po szwedzku do starszego kolegi, a on kiwnął głową. Johannes przetłumaczył: We thought maybe we could ask the policeman if we can go back. They seem to be done with us14.

      Karim kiwnął głową: on też był za tym, żeby wreszcie poszli, żeby nie stali dłużej przy zwłokach dziecka.

      Harald podszedł do stojącego za taśmą policjanta. Chwilę rozmawiali cicho, policjant kiwnął głową.

      – We can go back – powiedział Harald, kiedy wrócił.

      Teraz, gdy napięcie puściło, Karim poczuł, że drży. Marzył o tym, żeby wrócić do domu. Do dzieci i gniewnych oczu Aminy.

      Kiedy Vendela wpadła z hukiem na schody, Sanna zamknęła oczy. Głowa jej pękała i aż się wzdrygnęła, kiedy drzwi znów trzasnęły. Już widziała to powiększające się pęknięcie w futrynie.

      A wszystko przez to, że zaproponowała córce, żeby jej pomogła w gospodarstwie. Vendela wprawdzie nigdy nie przepadała za ogrodem, ale teraz zachowała się, jakby to była kara. Sanna zdawała sobie sprawę, że nie powinna jej ulegać, ale nie miała siły. Jakby wszystkie siły opuściły ją w momencie, kiedy usłyszała o zniknięciu Nei.

      Z góry huknęła muzyka, zagrzmiały basy. Ciekawe, jak Vendela spędzi ten dzień. Ostatnio głównie szwendała się z dwoma chłopakami, którzy z całą pewnością nie byli dla niej odpowiednim towarzystwem.



<p>14</p>

I’m okay… (ang.) – W porządku. Myślałem o rodzicach tej dziewczynki. / Biedni ludzie. / Pomyśleliśmy, że może spytamy policjanta, czy możemy wracać. Chyba z nami skończyli.