Название | Cmentarz w Pradze |
---|---|
Автор произведения | Umberto Eco |
Жанр | Криминальные боевики |
Серия | |
Издательство | Криминальные боевики |
Год выпуска | 0 |
isbn | 9788373923683 |
– Nie jest więc Austriakiem? – spytałem.
– Czy to nie wszystko jedno? Ten sam język, ten sam sposób myślenia. Nie zapomniałem jeszcze defilujących na Polach Elizejskich Prusaków.
– Słyszałem, że do zawodów najchętniej wykonywanych przez Żydów należy zawód lekarza, który odpowiada im tak samo jak zajmowanie się lichwiarstwem. Najlepiej byłoby więc nie potrzebować nigdy pieniędzy i nigdy nie chorować.
– Istnieją jednak także lekarze chrześcijańscy – powiedział z lodowatym uśmiechem Du Maurier.
Popełniłem gafę.
Wśród paryskich intelektualistów są tacy, którzy zanim wyrażą swój wstręt do Żydów, zaznaczają, że Żydami jest kilku ich najlepszych przyjaciół. To obłuda. Ja nie mam żydowskich przyjaciół (strzeż mnie od nich Boże) i przez całe życie zawsze unikałem Żydów. Unikałem ich chyba instynktownie, bo Żyda (podobnie zresztą jak Niemca) czuje się z daleka ze względu na wydzielany przezeń smród (mówił o nim także Wiktor Hugo: fetor iudaicus), który pomaga żydostwu się rozpoznać; służą do tego również inne znaki – zupełnie jak u pederastów. Dziadek pouczał mnie, że przyczyną tego zapachu jest nadmierna konsumpcja czosnku i cebuli, a zapewne także baraniny i gęsiny nasyconych lepkimi cukrami, powodującymi powstanie czarnej żółci. Niewątpliwie wchodzi tu jednak w rachubę rasa, skażona krew, osłabione lędźwie. Wszyscy są komunistami, patrz Marks i Lassalle; tu akurat mieli rację moi jezuici.
Żydów unikałem zawsze też i dlatego, że zwracam uwagę na nazwiska. Żydzi austriaccy, wzbogaciwszy się, kupowali sobie nazwiska o miłym brzmieniu, związane z kwiatami, drogimi kamieniami i metalami szlachetnymi, jak Silbermann lub Goldstein; biedniejsi kupowali nazwiska takie jak Grünspan (grynszpan). We Francji i we Włoszech maskowali się, przybierając nazwiska związane z miastami lub regionami, jak Ravenna, Modena, Picard, Flamand. Niekiedy inspirował ich kalendarz republikański (Froment, Avoine, Laurier) – i całkiem słusznie, ponieważ to ich ojcowie doprowadzili potajemnie do królobójstwa. Trzeba jednak uważać także na imiona, pod którymi kryją się czasem imiona żydowskie: Maurycy pochodzi od Mojżesza, Izydor od Izaaka, Edward od Arona, Jacek od Jakuba, Alfons od Adama…
Czy Sigmund to imię żydowskie? Instynktownie nie chciałem spoufalać się z tym lekarzyną, ale pewnego dnia Froïde, sięgając po solniczkę, przewrócił ją. Siedzących obok siebie w restauracji obowiązują pewne zasady grzeczności, więc podałem mu swoją, wspominając, że w niektórych krajach wysypanie soli uchodzi za zły omen. Wtedy on, śmiejąc się, powiedział, że nie jest przesądny. Od tego dnia zaczęliśmy wymieniać ze sobą po kilka słów. Przepraszał za swój francuski, jego zdaniem zbyt chropawy, ale zrozumieć można go było doskonale. Żydzi są nomadami z nałogu, muszą znać wszelkie języki. Powiedziałem uprzejmie:
– Powinien pan tylko nieco się osłuchać.
Uśmiechnął się do mnie z wdzięcznością. Z wdzięcznością oślizgłą.
Froïde był kłamcą także w swoim żydostwie. Słyszałem zawsze, że należącym do jego rasy wolno jeść wyłącznie potrawy specjalne, przygotowywane umyślnie, i dlatego przebywają oni ciągle w swoich gettach. Natomiast Froïde jadł z apetytem wszystko, co mu u Magny’ego proponowano, i nie gardził kuflem piwa do posiłku.
Pewnego wieczoru wydał mi się skłonny do zwierzeń. Wypił już dwa kufle, a po deserze, paląc nerwowo papierosa, zamówił trzeci. Podczas rozmowy gestykulował i nagle znowu przewrócił solniczkę.
– Nie jestem niezręczny – usprawiedliwił się – jestem zdenerwowany. Od trzech dni nie otrzymuję listów od narzeczonej. Nie wymagam, żeby pisała do mnie codziennie, jak ja do niej, ale to milczenie mnie niepokoi. Jest słabego zdrowia, bardzo mnie martwi, że nie mogę przy niej być. Potrzebuję też jej aprobaty na wszystko, co robię. Chciałbym, żeby mi napisała, co myśli o mojej kolacji u Charcota. Bo proszę sobie wyobrazić, panie Simonini, że kilka dni temu ten wielki człowiek zaprosił mnie do siebie na kolację. Nie zdarza się to każdemu młodemu lekarzowi na stażu, a zwłaszcza cudzoziemcowi.
No proszę – powiedziałem sobie – mały semicki parweniusz wkrada się do dobrych rodzin, żeby zrobić karierę. A to wzburzenie z winy narzeczonej czyż nie dowodzi zmysłowej i namiętnej natury Żyda, myślącego nieustannie o spółkowaniu? Marzysz o niej w nocy, prawda? A może się onanizujesz, fantazjując, może i ty powinieneś czytać Tissota. Ale słuchałem go dalej.
– Były tam ważne osoby: syn Daudeta, doktor Strauss, profesor Beck z Instytutu [2] i Emilio Toffano, wielki malarz włoski. Ten wieczór kosztował mnie czternaście franków, piękny czarny krawat z Hamburga, białe rękawiczki, nową koszulę i frak – włożyłem frak pierwszy raz w życiu. I pierwszy raz w życiu dałem sobie ostrzyc brodę na sposób francuski. Dla przezwyciężenia nieśmiałości zażyłem nieco kokainy, przez co rozwiązał mi się język.
– Kokainy? Czy to nie trucizna?
– Wszystko jest trucizną, jeśli zbyt dużo tego przyjąć, także wino. Ale ja od dwóch lat badam tę niezwykłą substancję. Kokaina, widzi pan, to alkaloid otrzymywany z liści pewnego krzewu. W Ameryce Południowej tubylcy je żują, żeby lepiej znosić pobyt na andyjskich wyżynach. W odróżnieniu od opium i alkoholu powoduje stan podniecenia umysłu bez skutków ujemnych. Jest doskonałym środkiem znieczulającym, zwłaszcza w okulistyce i przy kuracji astmy, użyteczna w leczeniu alkoholizmu i narkomanii, znakomicie sobie radzi z chorobą morską, okazuje się cenna w walce z cukrzycą, sprawia, że jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki znikają głód, senność i zmęczenie, skutecznie zastępuje tytoń, leczy niestrawność, wzdęcia, kolki, bóle żołądka, hipochondrię, podrażnienia rdzeniowe, katar sienny, jest cennym środkiem wzmacniającym dla gruźlików, zwalcza migrenę. W przypadkach ostrej próchnicy wystarczy wprowadzić do ubytku kłaczek waty nasączony czteroprocentowym roztworem i ból natychmiast ustępuje. A przede wszystkim kokaina przywraca wiarę w siebie dotkniętym depresją, pociesza, skłania do aktywności, budzi optymizm.
Doktor był już przy czwartym kuflu i upijał się najwyraźniej na smutno. Nachylił się ku mnie, jakby chciał się wyspowiadać.
– Kokaina robi doskonale komuś takiemu jak ja, kto… powtarzam to zawsze mojej ukochanej Marcie… nie uważa się za zbyt pociągającego, w młodości nie był nigdy młody, a teraz, w wieku lat trzydziestu, jeszcze nie dojrzał. Byłem kiedyś bardzo ambitny, pragnąłem przede wszystkim się uczyć, ale dzień po dniu się zniechęcałem, ponieważ matka natura nie zechciała uczynić ze mnie w przypływie łaskawości geniusza, jak to czasami robi z innymi.
Zamilkł nagle z miną człowieka, który zdaje sobie sprawę, że obnażył własną duszę. Płaczliwy żydek – powiedziałem sobie i postanowiłem wprawić go w zakłopotanie.
…W przypadkach ostrej próchnicy wystarczy wprowadzić do ubytku kłaczek waty nasączony czteroprocentowym roztworem i ból natychmiast ustępuje…
– Czy kokaina nie jest też środkiem pobudzającym popęd płciowy? – spytałem.
Froïde zarumienił się.
– Ma i tę właściwość, tak mi się przynajmniej zdaje… ale brak mi w tej dziedzinie doświadczenia. Podniety zmysłowe nie działają na mnie jako na mężczyznę, jako lekarza zaś seks zbytnio mnie nie interesuje, chociaż zaczyna się o nim dużo mówić także w La Salpêtrière. Jedna z pacjentek Charcota, niejaka Augustine, wyznała w zaawansowanej fazie swoich objawów histerycznych, że jej choroba zaczęła się od traumy wywołanej gwałtem, którego dokonano na niej w dzieciństwie. Oczywiście nie przeczę, że wśród powodujących histerię traum mogą być także zjawiska związane z seksem, wręcz przeciwnie… Jednak wydaje mi się, że sprowadzanie wszystkiego do seksu jest po prostu przesadą. Niewykluczone