Cmentarz w Pradze. Umberto Eco

Читать онлайн.
Название Cmentarz w Pradze
Автор произведения Umberto Eco
Жанр Криминальные боевики
Серия
Издательство Криминальные боевики
Год выпуска 0
isbn 9788373923683



Скачать книгу

oczy, usiłowałem nie słuchać, ale nocą marzyłem o Babette d’Interlaken…

      Upalne, duszne popołudnie. Odrabiam lekcje. Ojciec Bergamaschi siada cicho za mną, jego dłoń obejmuje mój kark, szepce mi, że chłopcu tak pobożnemu, tak roztropnemu, który chciałby ustrzec się pokus wrogiej nam płci, on mógłby zaoferować nie tylko ojcowską przyjaźń, lecz także ciepło i uczucie dojrzałego mężczyzny.

      Odtąd nie pozwalam się już dotknąć żadnemu księdzu. Może jednak przebieram się za księdza Dalla Piccola, aby dotykać innych?

      ***

      Miałem około osiemnastu lat, kiedy dziadek, który chciał, abym został adwokatem (w Piemoncie nazywa się adwokatem każdego, kto skończył studia prawnicze), zdecydował się wreszcie wypuścić mnie z domu i skierować na uniwersytet. Po raz pierwszy zetknąłem się z rówieśnikami – zbyt późno, toteż odnosiłem się do nich nieufnie. Nie rozumiałem ich tłumionego śmiechu i porozumiewawczych spojrzeń, gdy rozmawiali o kobietach i wymieniali między sobą francuskie książki z obrzydliwymi rycinami. Wolałem samotność i lekturę. Mój ojciec był abonentem „Le Constitutionnel”, gdzie ukazywał się w odcinkach Żyd wieczny tułacz Eugeniusza Sue, więc oczywiście pożerałem te numery. Dowiedziałem się stamtąd, że wstrętne Towarzystwo Jezusowe za pomocą najohydniejszych zbrodni umie zawładnąć majątkami, depcząc prawa spadkowe ubogich i dobrych. Nabrałem wtedy niechęci do jezuitów i odkryłem rozkosze powieści w odcinkach. Na strychu znalazłem skrzynię książek, które ojcu najwyraźniej udało się ocalić. Podobnie jak on ukrywając przed dziadkiem swoje upodobania, spędzałem na lekturze Tajemnic Paryża, Trzech muszkieterów czy Hrabiego Monte Christo całe popołudnia, dopóki nie rozbolały mnie oczy.

      Rozpoczął się ów cudowny rok 1848. Wszystkich studentów przepełniało radością wstąpienie na tron papieski kardynała Mastai-Ferretti, Piusa IX, który dwa lata wcześniej ogłosił amnestię dla więźniów politycznych. Pierwsze przejawy oporu wobec Austriaków pojawiły się już w styczniu w Mediolanie, gdzie mieszkańcy przestali palić tytoń, aby przynieść straty skarbowi cesarsko-królewskiego rządu (mediolańscy studenci, stawiający czoło wojskowym i policjantom, którzy ich prowokowali kłębami dymu z wonnych cygar, moim turyńskim kolegom wydawali się bohaterami). Jeszcze w tym samym miesiącu wybuchła rewolucja w Królestwie Obojga Sycylii i Ferdynand II obiecał tam konstytucję. W lutym powstanie ludowe w Paryżu obaliło króla Ludwika Filipa i proklamowało (znowu i nareszcie!) republikę; zniesiono niewolnictwo i karę śmierci za przestępstwa polityczne, uchwalono powszechne prawo wyborcze. W marcu papież zaakceptował nie tylko konstytucję, lecz także wolność prasy, wyzwolił Żydów z getta, zniósł wiele upokarzających dla nich rytuałów i obowiązków. W tym samym okresie konstytucję zatwierdził także wielki książę Toskanii, Karol Albert zaś ogłosił statut dla Królestwa Sardynii. Płomienie rewolucji objęły potem Wiedeń oraz Czechy i Węgry. Pięciodniowe powstanie mediolańskie skończyło się wypędzeniem Austriaków, przeciw którym wystąpiła armia sabaudzka, ażeby przyłączyć wyzwolony Mediolan do Piemontu. Moi towarzysze szeptali o ogłoszeniu Manifestu komunistycznego, cieszyli się więc nie tylko studenci, ale i ludzie pracy z warstw niższych, przekonani, że niebawem powiesi się ostatniego księdza na jelitach ostatniego króla.

      Nie wszystkie wieści były dobre. Karol Albert ponosił klęskę za klęską, a w oczach mediolańczyków, i w ogóle prawdziwych patriotów, uchodził za zdrajcę. Przestraszony zabójstwem jednego ze swoich ministrów Pius IX schronił się w Gaecie u króla Obojga Sycylii i działał w ukryciu, wykazując się o wiele mniejszym liberalizmem niż na początku. Odwoływano przyjęte już konstytucje… Ale do Rzymu przybyli tymczasem Garibaldi i patrioci Mazziniego; po Nowym Roku miała zostać ogłoszona Republika Rzymska.

      W marcu mój ojciec zniknął zupełnie. Mamma Teresa była przekonana, że przyłączył się do powstańców w Mediolanie, ale bodajże w grudniu jeden z naszych domowych jezuitów dowiedział się, że wraz z ludźmi Mazziniego śpieszy ustanawiać Republikę Rzymską. Załamany dziadek bombardował mnie straszliwymi proroctwami, które annus mirabilis, rok cudowny, zamieniały w annus horribilis, rok straszliwy. I rzeczywiście w tym właśnie czasie rząd piemoncki zniósł zakon jezuitów, skonfiskował jego mienie, a żeby pozbawić go wszelkiego oparcia, zniósł także zakony pokrewne, jak oblaci świętego Karola i Maryi Niepokalanej oraz redemptoryści.

      – Nadchodzi Antychryst – lamentował dziadek i oczywiście przypisywał wszystko machinacjom Żydów, przekonany, że sprawdzają się najczarniejsze przepowiednie Mordechaja.

      ***

      Dziadek udzielał schronienia kryjącym się przed gniewem ludu jezuitom, którzy chcieli przeczekać, a potem przejść w jakiś sposób do kleru świeckiego. Na początku 1849 roku wielu zbiegło potajemnie z Rzymu i opowiadało straszne rzeczy o tym, co się tam działo.

      Ojciec Pacchi. Po przeczytaniu Żyda wiecznego tułacza Sue widziałem w nim wcielenie ojca Rodina, perfidnego jezuity, który działał podstępnie, wyrzekając się dla tryumfu Towarzystwa wszelkich zasad moralnych. Przypominał mi Rodina może dlatego, że podobnie jak on ukrywał swoją przynależność do zakonu pod zwykłym ubiorem, to jest wyświechtanym surdutem z kołnierzem przesiąkniętym zatęchłym potem i obsypanym łupieżem, chusteczką do nosa zamiast fularu, wytartą kamizelką z czarnego sukna; swoimi ciągle zabłoconymi buciorami deptał bez wstydu nasze piękne dywany. Twarz miał pociągłą, chudą i pobladłą, siwe tłuste włosy przylepione do skroni, oczy żółwia, wargi wąskie i zsiniałe.

      Nie wystarczało mu budzić wstręt samym swoim widokiem, który przy stole odbierał wszystkim apetyt. Tonem i językiem świątobliwego kaznodziei opowiadał jeszcze mrożące krew w żyłach historie.

      – Przyjaciele, głos mi drży, lecz muszę wam to powiedzieć. Ta zaraza rozprzestrzeniła się z Paryża, bo Ludwik Filip nie był wprawdzie wzorem cnót, ale stanowił tamę przeciw anarchii. Widziałem lud rzymski w tych dniach! Czy to był jednak lud rzymski? To ciemne typy, obszarpane i rozczochrane, łotry zbiegłe spod szubienicy, które dla szklanki wina wyrzekłyby się raju. Nie lud, ale pospólstwo, do którego przyłączyły się w Rzymie najpodlejsze wyrzutki społeczeństwa z miast włoskich i obcych, garybaldczycy, ludzie Mazziniego, ślepe narzędzia wszelkiego zła. Nie wiecie, jak straszne, jak ohydne czyny popełniają republikanie. Wpadają do kościołów i rozbijają urny z prochami świętych; prochy rzucają na wiatr, a z urny robią urynał. Wyrywają poświęcone kamienie z ołtarzy i smarują je kałem, puginałami dźgają figury Matki Bożej, podobiznom świętych wydłubują oczy, wypisują na nich węglem sprośności. Księdza, który wypowiedział się przeciwko republice, wciągnęli do bramy, przebili ciosami sztyletów, wydłubali mu oczy i wyrwali język, rozcięli brzuch, jelitami okręcili szyję i tak go zadusili. I nie myślcie, że nawet po wyzwoleniu Rzymu… mówi się już o pomocy ze strony Francji… zwolennicy Mazziniego zostaną zwyciężeni. Rzygają nimi wszystkie krainy włoskie, są chytrzy, przebiegli, symulują i oszukują, są bojowi i zuchwali, wytrwali i cierpliwi. Będą nadal gromadzić się w najtajniejszych kryjówkach miast, za sprawą fałszu i obłudy poznają sekrety rządu, policji, wojska, floty i cytadeli.

      …Księdza, który wypowiedział się przeciwko republice, wciągnęli do bramy, przebili ciosami sztyletów, wydłubali mu oczy i wyrwali język…

      – A mój syn do nich należy – płakał załamany fizycznie i psychicznie dziadek, po czym zabierał się do stojącej na stole wyśmienitej duszonej wołowiny podlanej winem Barolo. – On nigdy nie zrozumie doskonałości tego mięsa z cebulą, marchwią, selerem, szałwią, rozmarynem, listkami bobkowymi, goździkami, cynamonem, jagodami jałowca, solą, pieprzem, masłem, oliwą i oczywiście butelką barola, a podawanego z polentą albo z ziemniakami purée. Róbcie, róbcie rewolucję… Ginie smak życia… Chcecie przepędzić papieża, żeby jeść bouillabaisse, zupę rybną na sposób nicejski, bo zmusi was do tego ten