Purpurowe rzeki. Жан-Кристоф Гранже

Читать онлайн.
Название Purpurowe rzeki
Автор произведения Жан-Кристоф Гранже
Жанр Полицейские детективы
Серия
Издательство Полицейские детективы
Год выпуска 0
isbn 978-83-8110-943-7



Скачать книгу

biblioteką znajdowały się tutaj także sale wykładowe wydziału medycznego oraz fizyki i chemii. Na poszczególnych piętrach usytuowano laboratoria. Najwyższe piętro przeznaczono na internat. Strażnik kampusu podał komisarzowi numer apartamentu zajmowanego przez Rémy’ego Caillois i jego młodą żonę.

      Pierre Niémans minął drzwi do biblioteki i wszedł do obszernego holu, gdzie światło wpadało przez duże okna. Ściany ozdobiono prostymi freskami, połyskującymi w jasnym blasku poranka, drugi koniec holu kilkaset metrów dalej ginął w mglistej poświacie. Rozmiarami hol przywodził na myśl budownictwo socrealizmu – nic tu nie przypominało atmosfery jasnych marmurów i ciemnych drewnianych boazerii uczelni paryskich. Przynajmniej tak wyobrażał to sobie Niémans, który nigdy nie postawił nogi w żadnym uniwersytecie. Ani w Paryżu, ani gdzie indziej.

      Wszedł na granitowe stopnie wiszących schodów, których każda część tworzyła spiralę oddzieloną pionową ścianką. Fantazja architektoniczna w tak samo przytłaczającym stylu jak reszta. Co druga lampa nie działała i Niémans wchodził na zmianę w strefy całkowitych ciemności lub zalane jaskrawym światłem.

      Wreszcie dotarł do wąskiego korytarza z licznymi drzwiami. Rozejrzał się w ciemnościach – widocznie przepaliły się wszystkie żarówki – szukając numeru 34, mieszkania Caillois.

      Gdy go w końcu odnalazł, lekko pchnął uchylone drzwi z cienkiej sklejki.

      Powitały go cisza i półmrok. Znalazł się w małym przedpokoju. W głębi, w smudze światła, zauważył rozwieszone na ścianach biało-czarne fotografie, zrobione chyba w latach trzydziestych lub czterdziestych. Przedstawiały dumnych ze zwycięstwa lekkoatletów, którzy nie szczędząc wysiłku, skaczą aż pod niebo lub w rekordowym czasie pokonują ostatnie metry bieżni. Z ich twarzy, sylwetek, postawy, jak z posągów bogów, emanowała niezwykła doskonałość. Wszystko to pasowało do architektury uniwersytetu.

      Na wiszącym u dołu portrecie widniał Rémy Caillois. Komisarz zdjął fotografię, żeby lepiej mu się przyjrzeć. Młody, przystojny, uśmiechnięty mężczyzna, z krótko przystrzyżonymi włosami. Z jego oczu wyzierał jakiś szczególny niepokój.

      – Kim pan jest?

      Niémans odwrócił się. Z głębi korytarza wyłoniła się sylwetka kobiety w nieprzemakalnym płaszczu. Mogła mieć około dwudziestu pięciu lat. Niezbyt długie jasne włosy okalały szczupłą, pociągłą twarz, której bladość podkreślały cienie pod oczami. Na jej pięknej twarzy, z delikatnymi rysami, malowało się ogromne przygnębienie.

      – Jestem komisarzem policji. Pierre Niémans – przedstawił się.

      – I wchodzi pan bez pukania?

      – Przepraszam. Drzwi były otwarte. Czy pani jest żoną Rémy’ego Caillois?

      Zamiast odpowiedzi kobieta wyrwała zdjęcie z rąk komisarza i powiesiła je z powrotem na ścianie. Zdjęła płaszcz nieprzemakalny i weszła do pokoju z lewej strony. Niémans mimo woli dostrzegł w rozchyleniu zniszczonego swetra białą, wątłą pierś. Wzdrygnął się.

      – Proszę wejść – powiedziała niechętnie.

      Niémans zobaczył urządzony starannie, choć w dość surowym stylu, mały salon. Na ścianach wisiały nowoczesne obrazy. Symetryczne linie, niepokojące barwy, niezrozumiałe figury. Nie zrobiło to na nim żadnego wrażenia. Jego uwagę zwrócił inny szczegół – w pokoju unosił się silny chemiczny zapach. Był to zapach kleju. Widać niedawno położone zostały nowe tapety. Serce mu się ścisnęło. Pomyślał, że życie okrutnie doświadczyło tę kobietę.

      – Proszę pani, przyjechałem z Paryża – zaczął oschłym tonem. – Zostałem tu wezwany przez sędziego, żeby pomóc w śledztwie dotyczącym zabójstwa pani męża.

      – Czy coś pan znalazł?

      Komisarz przyjrzał jej się. Ta kobieta przepełniona była żalem, ale jeszcze bardziej nienawiścią do policji.

      – Na razie nie mamy nic – przyznał. – Mam jednak nadzieję, że śledztwo…

      – Czekam na pańskie pytania.

      Niémans usiadł na kanapie naprzeciw kobiety, która odsunęła krzesło, jakby chciała być jak najdalej od niego. Zmieszany podniósł poduszkę i obracał ją w rękach przez kilka sekund.

      – Czytałem pani zeznanie. Chciałbym uzyskać kilka dodatkowych informacji. Czy dużo osób chodzi na wycieczki w tym regionie?

      – Czy sądzi pan, że w Guernon jest tak wiele atrakcji? Wszyscy tu chodzą i wspinają się po górach.

      – Czy inni wycieczkowicze znali trasy, którymi chadzał Rémy?

      – Nie. Nigdy o tym nie mówił. Miał swoje własne ścieżki.

      – Czy były to po prostu spacery, czy dłuższe wyprawy?

      – To zależy. W niedziele Rémy szedł w góry, przynajmniej na wysokość dwóch tysięcy metrów. Ale nie zabierał ze sobą sprzętu.

      Niémans milczał jakiś czas, po czym zapytał:

      – Czy pani mąż miał wrogów?

      – Nie.

      Dwuznaczny ton tej odpowiedzi kazał mu zadać następne pytanie, które jego samego zaskoczyło:

      – Czy miał przyjaciół?

      – Nie. Rémy był człowiekiem zamkniętym w sobie.

      – Jakie były jego relacje ze studentami, którzy przychodzili do biblioteki?

      – Jego kontakty z nimi ograniczały się do przyjmowania rewersów.

      – Nie zdarzyło się nic dziwnego w ostatnim czasie?

      Ponieważ kobieta milczała, Niémans zapytał inaczej:

      – Czy pani mąż nie był jakoś szczególnie zdenerwowany, spięty?

      – Nie.

      – Proszę mi opowiedzieć, jak zaginął jego ojciec.

      Sophie Caillois podniosła wzrok. Miała ciemne, przygasłe źrenice, ale przepiękne brwi i rzęsy. Wzruszyła ramionami.

      – Zginął pod lawiną w tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiątym trzecim roku. Wtedy nie byliśmy jeszcze małżeństwem. Nic więcej nie wiem. Rémy nigdy o tym nie mówił. Do czego to panu potrzebne?

      Komisarz milczał, rozglądając się po pokoju z meblami ustawionymi jak pod sznurek. Dobrze znał tego rodzaju miejsca. Wiedział, że nie jest tu sam na sam z Sophie Caillois. Pamięć o zmarłym była wszechobecna, jakby jego duch właśnie pakował walizki gdzieś w sąsiednim pokoju. Komisarz wskazał obrazy na ścianie.

      – Pani mąż nie trzymał tu żadnych książek?

      – Nie miał takiej potrzeby. Cały dzień pracował w bibliotece.

      – Czy tam właśnie przygotowywał swoją pracę dyplomową?

      Kobieta potwierdziła krótkim skinieniem głowy. Niémans nie przestawał obserwować jej pięknej i nieprzystępnej twarzy. Zadziwiające było to, że w ciągu niecałych dwóch godzin poznał dwie tak urzekające kobiety.

      – Na jaki temat pisał pracę dyplomową?

      – O igrzyskach olimpijskich.

      – Do tego nie potrzeba być intelektualistą.

      Na twarzy Sophie Caillois pojawił się wyraz lekceważenia.

      – Praca dotyczyła relacji między wysiłkiem fizycznym i świętością, ciałem i myślą. Prowadził badania nad mitem o athlon, interesował go człowiek pierwotny, który uzyskiwał urodzajność ziemi dzięki swojej sile fizycznej,