Название | Anioły i demony |
---|---|
Автор произведения | Дэн Браун |
Жанр | Поэзия |
Серия | |
Издательство | Поэзия |
Год выпуска | 0 |
isbn | 978-83-7508-804-5 |
Langdon znów poczuł, że kręci mu się od tego wszystkiego w głowie.
– To źródło energii przyszłości. Tysiące razy potężniejsze od energii jądrowej. Stuprocentowa wydajność. Żadnych produktów ubocznych, promieniowania czy zanieczyszczeń. Kilka gramów może dostarczać energii dużemu miastu przez tydzień.
Gramów? Langdon niepewnie odsunął się od kolumny.
– Spokojnie. Te próbki to zaledwie milionowe części grama. Stosunkowo niegroźne. – Ponownie wyciągnęła rękę ku pojemnikowi i zaczęła go odkręcać.
Kohler skrzywił się, ale tym razem nie przeszkadzał. Kiedy pułapka oddzieliła się od podstawy, rozległ się ostry pisk i włączył się niewielki wyświetlacz diodowy znajdujący się tuż przy podstawie puszki. Mrugały na nim czerwone cyferki, odliczające czas od dwudziestu czterech godzin w dół.
24:00:00…
23:59:59…
23:59:58…
Langdon przyglądał się przez chwilę licznikowi i doszedł do wniosku, że niepokojąco przypomina mu to bombę zegarową.
– Bateria będzie działała przez pełne dwadzieścia cztery godziny – wyjaśniała Vittoria. – Można ją doładować, jeśli ponownie wkręci się pułapkę w cokół. Jest ona pomyślana jako zabezpieczenie, ale poza tym umożliwia transport pojemnika.
– Transport? – spytał wstrząśnięty Kohler. – Wynosicie to z laboratorium?
– Oczywiście, że nie. Ale dzięki bateriom możemy poddawać próbki badaniom.
Vittoria zaprowadziła Kohlera i Langdona na przeciwległy koniec sali. Odsunęła zasłonę, za którą ujrzeli szybę, a dalej ogromne pomieszczenie. Jego ściany, posadzka i sufit były całkowicie wyłożone stalowymi płytami. Langdonowi przypominało to zbiornik tankowca, którym kiedyś płynął do Papui-Nowej Gwinei, gdzie studiował rysunki, jakimi rdzenni mieszkańcy zdobią swoje ciała.
– To komora do anihilacji – oświadczyła Vittoria.
Kohler spojrzał na nią.
– Chcesz powiedzieć, że prowadzicie obserwacje anihilacji?
– Ojca fascynował Wielki Wybuch… taka ogromna ilość energii z tak niewielkiej drobiny materii. – Wysunęła znajdującą się pod szybą stalową szufladę, włożyła do niej pojemnik z antymaterią i wsunęła ją z powrotem. Potem pociągnęła za znajdującą się pod nią dźwignię. Po chwili pułapka pojawiła się po drugiej stronie szyby i potoczyła łagodnym łukiem w pobliże środka pomieszczenia.
Vittoria uśmiechnęła się z wysiłkiem.
– Za chwilę po raz pierwszy w życiu obejrzycie panowie anihilację antymaterii w zetknięciu z materią. Kilka milionowych części grama. Stosunkowo niewielka ilość.
Langdon przyglądał się puszce z antymaterią leżącej samotnie na posadzce ogromnej komory. Kohler również obrócił się w kierunku szyby z wyrazem niepewności na twarzy.
– Normalnie musielibyśmy czekać dwadzieścia cztery godziny, dopóki nie skończą się baterie – wyjaśniła Vittoria – ale pod podłogą tego pomieszczenia znajdują się magnesy, które zniwelują działanie pułapki utrzymującej próbkę w zawieszeniu. A kiedy antymateria zetknie się z materią…
– Anihilacja – wyszeptał Kohler.
– Jeszcze jedno – dodała Vittoria. – Podczas tej reakcji wydziela się czysta energia. Jest to stuprocentowa przemiana masy w fotony, dlatego proszę nie patrzyć bezpośrednio na próbkę i osłonić oczy.
Langdon był ostrożnym człowiekiem, lecz uznał, że dziewczyna stara się przesadnie dramatycznie przedstawić sytuację. Nie patrzyć bezpośrednio na pojemnik? Przecież znajdował się w odległości około trzydziestu metrów od nich za niezwykle grubą ścianą z przydymionego pleksiglasu. Na dodatek ilość znajdującej się w nim substancji była tak mikroskopijna, że nawet jej nie było widać. Osłonić oczy? Ile energii może taka odrobinka…
Vittoria nacisnęła przycisk.
W jednej chwili Langdona oślepiło. W pojemniku pojawił się jaskrawy rozbłysk, który eksplodował, wysyłając falę uderzeniową światła we wszystkich kierunkach. Langdon usłyszał, jak z siłą huraganu uderza w znajdującą się przed nim szybę. Zatoczył się do tyłu, gdy detonacja wstrząsnęła stropem pomieszczenia. Światło płonęło przez chwilę, po czym zaczęło się zbiegać z powrotem ku środkowi, jakby samo się absorbowało i w końcu zmieniło się w niewielką plamkę, która po chwili zniknęła. Langdon mrugał bolącymi oczami, powoli odzyskując zdolność widzenia. Zerknął w głąb komory. Pojemnik, który leżał przedtem na podłodze, zniknął. Wyparował. Nie pozostało po nim ani śladu.
Patrzył przed siebie olśniony.
– Wielki Boże.
Vittoria pokiwała ze smutkiem głową.
– To właśnie powiedział mój ojciec.
Rozdział 23
Kohler wpatrywał się w komorę anihilacyjną z wyrazem kompletnego oszołomienia spektaklem, którego przed chwilą był świadkiem. Robert Langdon stał obok niego jeszcze bardziej osłupiały.
– Chcę zobaczyć ojca – zażądała Vittoria. – Pokazałam wam już laboratorium, a teraz chcę zobaczyć ojca.
Kohler odwrócił się powoli od szyby, najwyraźniej wcale jej nie słysząc.
– Dlaczego czekaliście tak długo, Vittorio? Trzeba było natychmiast powiedzieć mi o tym odkryciu.
Vittoria wpatrzyła się w niego. Ile mam podać powodów?
– Dyrektorze, możemy sprzeczać się o to później. Teraz chcę zobaczyć ojca.
– Czy zdajesz sobie sprawę, z jakimi skutkami może się wiązać ta technologia?
– Oczywiście – odparowała. – Dochody dla CERN-u. Duże dochody. A teraz chcę…
– Czy dlatego utrzymywaliście to w tajemnicy? – przerwał jej Kohler. – Obawialiście się, że zarząd i ja będziemy głosować za sprzedażą licencji?
– To powinno być objęte licencją. – Vittoria poczuła, że daje się wciągnąć w sprzeczkę. – Wytwarzanie antymaterii jest bardzo ważną technologią. Jednak jest to jeszcze technologia niebezpieczna. Ojciec i ja chcieliśmy mieć czas na dopracowanie wszystkich procedur, tak żeby gwarantowały bezpieczeństwo.
– Innymi słowy, nie ufaliście, że wśród członków zarządu ostrożność naukowców przeważy nad chciwością.
Vittorię zaskoczył obojętny ton Kohlera.
– Były jeszcze inne kwestie – dodała. – Ojciec chciał mieć czas, by zaprezentować antymaterię w odpowiednim świetle.
– To znaczy?
A co niby ma znaczyć?
– Materia z energii? Coś z niczego? Przecież to praktycznie dowód, że zdarzenia opisane w Księdze Rodzaju są możliwe z naukowego punktu widzenia.
– Czyli nie chciał, aby religijne implikacje jego odkrycia padły ofiarą