Kordian. Juliusz Słowacki

Читать онлайн.
Название Kordian
Автор произведения Juliusz Słowacki
Жанр Поэзия
Серия
Издательство Поэзия
Год выпуска 0
isbn 978-83-270-2201-1



Скачать книгу

skrzydła, do arki nie wróci...

       Kraj przedany Kraj przedany on wyda

       Pod miecz!

      GŁOS W POWIETRZU

       W imię Boga! precz stąd, precz!...

       Wszystko znika

      CHÓR ANIOŁÓW

       Ziemia, to plama

       Na nieskończoności błękicie;

       Ciemna gwiazda w słonecznych gwiazd świcie,

       280 Grób odwieczny potomków Adama.

      ARCHANIOŁ

       Onego czasu jedna z gwiazd wiecznego gmachu

       Obłąkała się w drodze, jam ją zgonił lotem,

       Czułem w dłoni jej serce bijące z przestrachu,

       Jak serce ptaka, ludzkim dotkniętego grotem;

       235 I drżącą położyłem przed tronem Jehowy.

       A Bóg rzekł do mnie świato-tworzącemi słowy:

       Krew ludzka skrzydła twoje rumieni.

       Padłem twarzą na Boskie podnóże,

       Na proch gwiazd, na kobierce z promieni...

       290 Boże! Boże! Boże!

       Skrzydeł pióry otarłem o ziemię,

       Krwawa była — widziałem! widziałem!

       Za grzechy ojców w groby kładące się plemię,

       Lud konał... gwiazda gasła... za gwiazdą leciałem —

       295 Lud skonał...

       Czas, byś go podniósł, Boże, lub gromem dokonał.

       A jeśli Twoja dłoń ich nie ocali,

       Spraw, by krwi więcej niźli łez wylali...

       Zmiłuj się nad niemi, Panie!

       300 A Bóg rzekł: wola moja się stanie...

      CHÓR ANIOŁÓW

       Ziemia — to plama

       Na nieskończoności błękicie,

       A Bóg ją zetrze palcem, lub wleje w nią życie

       Jak w posąg gliniany Adama.

      PROLOG

      PIERWSZA OSOBA PROLOGU

       Boże! zeszlij na lud twój wyniszczony bojem

       Sen cichy, sen przespany, z pociech jasnym zdrojem;

       Niechaj widmo rozpaczy we śnie go nie dręczy.

       Rozwieś nad nim kotarę z rąbka niebios tęczy,

       5 Niech się we łzach nie budzi przed dniem zmartwych-

       A mnie daj łzy ogromne i męki niespania, [wstania:

       Po mękach wręcz mi trąbę sądnego Anioła;

       A kogo przed tron Boga ta trąba zawoła,

       Niechaj stanie przed tobą. Daj mi siłę, Boże,

       10 A komu palec przekleństw na czoło położę,

       Niech nosi znak na czole... Pozwól, Panie, tuszyć,

       Że słowem zdołam cielce złote giąć i kruszyć...

       Z bronzu wzniosę posągi, gdzie pokruszę gipsy.

       A kto ja jestem? Jestem duch Apokalipsy —

       15 Obróćcie ku mnie oczu zamglonych i twarzy...

       Oto stoję wśród siedmiu złocistych lichtarzy

       Podobny do człowieka... szata w długość szczodra

       Spływa do stóp; pas złoty przewiązał mi biodra,

       Głowę kryje włos biały, jak śniegi, jak wełna;

       20 Z oczu skra leci ogniów dyjamentu pełna,

       Nogi mam, jak miedź świeżem ogniskiem czerwona,

       Głos huczy jako woda wezbraniem szalona,

       W ręku siedem gwiazd niosę, a z ust mi wytryska

       Miecz ostry obosieczny, a twarz moja błyska

       25 Jak słońce w całej mocy wyświecone kołem.

       A gdy przedemną na twarz upadniecie czołem,

       Powiem wam... Jestem pierwszy... i ostatnim będę...

      DRUGA OSOBA PROLOGU

       Ja wam zapał poety na nici rozprzędę,

       Wy śmiejcie się z zapału mego towarzysza...

       30 Kto on? do tureckiego podobny derwisza;

       Owe siedem lichtarzy, jest to siedem grodów,

       Stoi wśród siedmiu złotem nalanych narodów

       Wygnaniec. — A włos czarny w siwość mu zamienia

       Nie wiek, ale zgryzota... W oczach blask natchnienia,

       35 W ręku gwiazdy... to myśli, z których jasność dniowa;

       Miecz w ustach obosieczny — jest to sztylet słowa,

       Którym zabija ludzi głupich... albo wrogów.

      TRZECIA OSOBA PROLOGU

       Zwaśnionych obu spędzam ze scenicznych progów.

       Dajcie mi proch zamknięty w narodowej urnie,

       40 Z prochu lud wskrzeszę, stawiam na mogił koturnie,

       I mam aktorów wyższych o całe mogiły.

       Z przebudzonych rycerzy zerwę całun zgniły,

       Wszystkich obwieję nieba polskiego błękitem,

       Wszystkich oświecę duszy promieniem, i świtem

       45 Urodzonych nadziei — aż przejdą przed wami,

       Pozdrowieni uśmiechem, pożegnani łzami.

      AKT I.

      Scena I.

       Kordjan, młody 15-letni chłopiec, leży pod wielką lipą na wiejskim dziedzińcu; Grzegorz, stary sługa, nieco opodal czyści broń myśliwską. Z jednej strony widać dom wiejski, z drugiej ogród... za ogrodzeniem dziedzińca staw, pola — i lasy sosnowe.

      KORDJAN

       zadumany

       Zabił się — młody... Zrazu jakaś trwoga

       Kładła mi w usta potępienie czynu,

       Była to dla mnie posępna przestroga,

       Abym wnet gasił myśli zapalone;

       5 Dziś gardzę głupią ostrożnością gminu,

       Gardzę przestrogą, zapalam się, płonę,

       Jak kwiat liściami w niebo otwartemi

       Chwytam powietrze, pożeram wrażenia.

       Myśl Boga z tworów wyczytuję ziemi,

       10 I głazy pytam o iskrę płomienia.

       Ten staw odbite niebo w sobie czuje,

       I myśli nieba błękitem.

       Ta cicha jesień, co drzew trzęsie szczytem,

       Co na drzewach liście truje

       15 I różom rozwiewa czoła,

       Podobna do śmierci anioła,

       Ciche wyrzekła słowa do