Klub niewiernych. Agnieszka Lingas-Łoniewska

Читать онлайн.
Название Klub niewiernych
Автор произведения Agnieszka Lingas-Łoniewska
Жанр Эротика, Секс
Серия
Издательство Эротика, Секс
Год выпуска 0
isbn 978-83-8147-169-5



Скачать книгу

zamiast tego powiedział jej, żeby się rozebrała. Spojrzała na niego skonsternowana. Nagle poczuła wewnętrzny opór, ale powoli zaczęła się przed nim obnażać. On tylko się przyglądał. Kiedy niepewnie zdjęła stanik, natychmiast, zawstydzona, zakryła piersi rękoma.

      – Nie bój się – powiedział spokojnie i delikatnie rozchylił jej ręce. – Są cudowne. Na pewno już to słyszałaś…

      Odpowiedziała tylko pełnym zakłopotania uśmiechem.

      Pozostała w samych majtkach. Ostatni bastion wstydu, ostatnia granica, która została do przekroczenia. Trwała wyczekująco, zastanawiając się, dlaczego on sam nie zaczął się jeszcze rozbierać. Co to wszystko miało znaczyć?

      – Wystarczy – stwierdził nagle.

      Czyżby prowadził z nią coś w rodzaju erotycznej gry? A jeśli tak, o co w niej chodziło? Zamierzał ją zaciekawić, zmusić do uległości? Chciał, żeby sama się o to prosiła?

      Z jakiegoś powodu, mimo że spotkała go po raz pierwszy w życiu, potrafiła mu zaufać. Przynajmniej na razie. Była więc gotowa pozwolić mu się prowadzić. Poza tym cała ta sytuacja tylko wzmagała podniecenie i sprawiała, że jej oczekiwania i wyobrażenia narastały. Była skłonna podjąć ryzykowną grę.

      – Chodź ze mną – powiedział, podając zachęcająco dłoń.

      Jego nieskazitelny uśmiech uśpił wszelkie obawy. Dała mu się poprowadzić do sypialni, czując, jak mocno bije jej serce.

      W sypialni kazał jej się położyć. Pościel była biała, pachniała świeżością. Od razu zwróciła uwagę, że na stoliku nocnym znajdowały się różnego rodzaju dilda.

      – Zaufasz mi? – spytał i nie czekając na jej odpowiedź, dorzucił: – W każdej chwili możesz powiedzieć „stop”. Wówczas spróbujemy czegoś innego albo po prostu się rozejdziemy. Dobrze?

      Skinęła głową.

      W jego dłoniach pojawiły się nagle kawałki sznurka.

      Zrozumiała, że zamierzał zrealizować scenariusz fantazji seksualnej, o której mu wcześniej opowiadała. Był na to przygotowany.

      Pozwoliła, żeby przywiązał jej ręce i nogi do krawędzi łóżka. Robił to powoli, aby nie sprawić jej bólu. Miała trochę swobody, a ucisk nie wydawał się zbyt mocny. Przez ten czas niemal nie spuszczał z niej oczu. Wydawało się jej, że się do niej uśmiecha, choć niezbyt ostentacyjnie, bo nie pasowałoby to do jego władczej, dominującej roli.

      Czuła, jak jej podekscytowane ciało drży, wyrażając gotowość i zniecierpliwienie. On tymczasem sięgnął po dildo i zaczął przesuwać nim po jej wilgotnych z podniecenia majtkach, stymulując ją w ten sposób. Zaczęła pojękiwać. Jej błagalny wzrok wyrażał pragnienie, żeby przeszedł do konkretów, żeby jej wreszcie wsadził, nieważne, czy od razu swoją męskość, czy na razie chociaż tego gumowego fiuta, którego miał w ręku.

      Podrażnił ją jeszcze chwilę, a potem brutalnie zdarł z niej majtki. Dokładnie tak, jak to opisała w swojej fantazji.

      Odłożył dildo.

      – Poczekaj… – powiedział.

      – Nigdzie się… nie wybieram… – wyrzuciła z siebie, a potem zaśmiała się nerwowo. Miała jednak nadzieję, że nie każe jej na siebie zbyt długo czekać, że to nie nadprogramowy element gry, który trudno jej będzie wytrzymać.

      Wrócił jednak szybko. W ręku trzymał ścierkę, właściwie coś w rodzaju szmaty.

      Tego nie było w moim scenariuszu, pomyślała przestraszona, ale zanim zdołała wypowiedzieć swój sprzeciw, wepchnął jej ten kawałek brudnego, cuchnącego materiału do ust.

      Jej krzyk był niemy, stłumiony. Skrępowane kończyny szarpnęły gwałtownie. Poczuła, że ucisk niespodziewanie się wzmocnił, tak że miała teraz mniej swobody.

      Jej oczy wyrażały gniew, później paniczny strach, a potem, kiedy w jego ręku pojawił się myśliwski nóż, już tylko pełne histerii błaganie, żeby przestał, cokolwiek chciał uczynić.

      Kręciła głową, próbując nieskutecznie wykrzykiwać na przemian prośby i groźby. Do jej oczu napłynęły łzy, ale on był na nie nieczuły.

      Może oszukiwała się jeszcze, że to tylko perwersyjna gra, że chce ją porządnie przestraszyć, że nie ma wobec niej złych zamiarów.

      Ale powoli uświadamiała sobie, że wpadła w pułapkę. Że sponiewiera ją i zgwałci, a ona dostanie w ten sposób za swoje i odbierze brutalną lekcję, której nigdy nie zapomni.

      Przyglądał się jej, jakby się jeszcze wahał, co z nią zrobić. Był taki przystojny, zniewalający, że nawet teraz nie mogła zobaczyć w nim potwora, a widziała przede wszystkim atrakcyjnego mężczyznę.

      Nagle podszedł i niezbyt głęboko naciął jej w kilku miejscach skórę. Z nóg, rąk, brzucha, piersi i twarzy popłynęła krew. Biała pościel zaczęła szybko nasiąkać czerwienią.

      Aneta, w szoku, najpierw się naprężyła, a potem zaczęła się ciskać w panice i bólu. Bezskutecznie. Sznur trzymał mocno, a ścierka tłumiła krzyk. Nikt nie mógł jej zobaczyć, nikt nie mógł usłyszeć, nikt nie mógł przyjść z pomocą.

      A on stał i w milczeniu obserwował, jak cierpi. Rzucała mu spojrzenia przepełnione na przemian strachem, wściekłością, to znów smutkiem i błaganiem, ale zdawało się to nie robić na nim absolutnie żadnego wrażenia.

      A potem, jakby znudzony tym spektaklem, który sam wyreżyserował, zostawił ją znowu samą.

      Przez krótką chwilę zapomniała o bólu. Pomyślała o Adamie. O tym, co mu powie, jeśli zdoła się oswobodzić lub ktoś ją znajdzie, zanim się wykrwawi. Czy będzie ją jeszcze chciał, taką okaleczoną, zbrukaną, upodloną?

      Najpierw straciła nadzieję, a potem przytomność.

      Poniedziałek w korpo. Wszyscy z wolna wchodzą w rytm pracy po weekendzie, który, jak zwykle, minął zbyt szybko. Tylko niektórzy „führerzy” – menedżerowie – zachowują się, jakby to był środek tygodnia, już podkręcają tempo, już zakreślają nowe deadline’y, już histeryzują z powodu opóźnień, już rozdzierają szaty przez niekompetencję swoich podwładnych, już wieszczą koniec świata.

      Justyna oddzielona jest od Dawida małą ścianką. Kiedyś przeszkadzało jej to, że tylu ludzi pracuje w jednym pomieszczeniu, ale przez te wszystkie lata zdołała się jednak przyzwyczaić, choć do pewnych osób i ich zachowań nie sposób tak do końca przywyknąć.

      Dawid, który przed kilkoma miesiącami zastąpił odpychającą, denerwującą i przytłaczającą Ankę, rozsiewającą wokół zarazki i głupie teksty, był niezwykle cennym nabytkiem, nie tylko z punktu widzenia pracodawcy, ale także Justyny.

      Stała się ona jego przewodniczką po firmie, wprowadzając go nie tylko w szczegóły techniczne, ale i towarzyskie. Mieli podobne poczucie humoru, czynili podobne obserwacje i w ogóle łatwo znajdowali wspólny język. Był dla niej jak stary, sprawdzony kumpel, którego obecność sprawia, że chociaż na chwilę zapomina się o problemach codzienności.

      Poza tym, co niezwykle ważne, odnotowała, że nie ma między nimi niezdrowej fascynacji czy myśli z podtekstem erotycznym.

      Ona bardzo kochała swojego męża i choć nie układało się między nimi tak, jak by sobie tego życzyła, nie dopuszczała myśli, że mogłaby przenieść swoje zainteresowania, nawet przelotnie, na innego faceta.

      On z kolei podkreślał w rozmowach z nią,