Название | Cudzoziemiec oraz inne przypadki |
---|---|
Автор произведения | Roman Staniek |
Жанр | Сказки |
Серия | |
Издательство | Сказки |
Год выпуска | 0 |
isbn | 978-83-7856-209-2 |
– Co wy na to?
– Brzmi okey – stwierdził Franko – cena też jest w porządku. Nie wyrażam sprzeciwu – spojrzał pytająco na innych.
– Co jest z laskami? – Karl wybałuszył oczy.
– Dopiero co pożegnałeś jedną. Na jakiś czas powinno ci wystarczyć. Pani w biurze powiedziała, że starają się tak dobierać grupy aby stosunek kobiet do mężczyzn był mniej więcej jednakowy. Z reguły jest przeważnie trochę więcej pań ale to nie powinno nam przeszkadzać – stwierdził z uśmiechem Andreas. – Ach, jeszcze najważniejsze; w weekend za dwa tygodnie są miejsca wolne. Kazałem dwa dwuosobowe pokoje zarezerwować, a więc?
– Stosunek jednakowy. Jadę! – Karl jako pierwszy zgłosił swoją gotowość.
– Jadę.
– Jedziemy!
– Okey, zaraz tam dzwonię i potwierdzę rezerwację.
W firmie pracowało trzydzieści pięć osób, wliczając w to dwóch szefów i dwie panie, które wieczorem sprzątały biura. W warsztacie paru fachowców wykonywało na podstawie rysunków sporządzonych przez Tomasza i jego kolegów z biura, prototypy narzędzi, które z kolei miały zastosowanie w budowie maszyn. Inna grupa techników przeprowadzała testy, a na koniec firma zlecała produkcję tych części w różnych fabrykach. Z reguły w Europie Wschodniej. Przeważnie na Węgrzech, Rumunii i Słowacji. Po czym lądowały one z powrotem w Niemczech w magazynach firmy. Oddział sprzedaży rozprowadzał towar po odpowiedniej cenie na całym świecie.
Rysunki dokonywano według ścisłych wskazówek konstruktorów. W praktyce wyglądało to w ten sposób, że koledzy z biura wyszukiwali spośród tysięcy projektów te najbardziej do siebie podobne i nanosili zmiany techniczne. Czasami grupa Tomasza otrzymywała całkiem nowe zlecenia i wtedy sporządzenie nowej dokumentacji trwało parę tygodni. Do wykonania nowych prototypów upływały dwa lub nawet trzy miesiące, nie wspominając o uruchomieniu produkcji. Najważniejsze w tym wszystkim było, że myśl techniczna pozostawała w Niemczech, a produkty Made in Germany, pomimo ogromnej konkurencji – zwłaszcza z Dalekiego Wschodu – cenione są na całym świecie.
Dzisiaj 13, był akurat takim dniem w którym Tomasz miał rozpocząć nowy projekt. Do tej pory traktowany był ulgowo, ale widocznie szefowie doszli do wniosku, że czas próbny się kończy i musi pokazać co potrafi.
…Tylko dlaczego akurat dzisiaj, 13!
Z jednej strony był zaszczycony tym zleceniem i zaufaniem, jakie mu powierzyli. Z drugiej, obawa i strach, że zawiedzie. Popatrzył na zegarek.
Rany boskie to już piąta!
Koledzy przed godziną pożegnali się i pojechali do domu. W sumie był zadowolony. Rozmowy z konstruktorami i szefem Matzek przebiegły świetnie. Cały ten projekt okazał się wcale nie aż tak trudny jak początkowo myślał. Otrzymał sporo szkiców i wskazówek, które miał z pomocą komputera nanieść na papier. Wszyscy wyrazili gotowość pomocy. W każdej chwili mógł się zwrócić do bardziej doświadczonych kolegów lub nawet bezpośrednio do szefa.
– Halo –
Halo miało piękne, długie, gołe nogi, oprawione w kosztujące co najmniej pięćset euro, czarne, na wysokim obcasie buty „Prady” oraz skórzaną krótką, obcisłą niczym jedwab, spódniczkę. Spódniczka usiadła na brzegu biurka. Mógł dać sobie obciąć rękę, że pod nią nie miała bielizny. Górę zdobił jasny żakiet. Pod nim biała, głęboko odpięta bluzka ukazująca dorodne piersi. Całość zdobiła urocza twarz z niebieskimi przenikliwymi oczami. Jasne, lekko rudawe włosy opadały jej na ramiona. Manuela Brochowsky miała czterdzieści dwa lata i była kierownikiem personalnym. Miał okazję parę razy krótko z nią rozmawiać, oczywiście tylko o sprawach zawodowych i nigdy by mu do głowy nie przyszło, że pani kierowniczka osobiście go odwiedzi.
Typowa „karriere Frau” – pomyślał.
Z drugiej strony ta około metra osiemdziesiąt wysoka super women robiła na nim ogromne wrażenie.
Halo, chciał powiedzieć, ale za pierwszym razem nie wydusił z siebie słowa, dopiero po paru sekundach węzeł w gardle trochę popuścił.
– Halo?
– No, Janowski. Wszystko u ciebie w porządku? Nie myślisz zbierać się do domu? – Jego nazwisko wymówiła bez akcentu niemieckiego, co go trochę zastanowiło. Postanowił z dystansem podejść do jego atrakcyjnej rozmówczyni. – Moi dziadkowie pochodzili z Polski, z Pomorza. „Ja trocha mówi polski język, duża zapomniałam”.
– Duża i ładna to ty jesteś. Chętnie ci wszystko przypomnę. – Odpowiedział również po polsku.
Oboje zaczęli się śmiać. Lody zostały przełamane. Odetchnął z ulgą.
– Słyszałam, że dostałeś swój pierwszy projekt. Jesteś bardzo zdenerwowany?
– Tak. Sądzę, że tak.
Jeszcze bardziej tym, że siedzisz bez majtek na moim biurku, a ja od dwóch miesięcy nie miałem seksu. Wyobrażał sobie, jak płyną mu z żalu łzy po policzkach, a Manuela kładzie jego głowę na swoich udach i głaszcze go ze współczuciem.
– Nie masz się czym denerwować. Rozmawiałam z Gerdem (szef Matzek). Mówił, że masz poparcie z jego strony i jest z ciebie bardzo zadowolony. Jak również, że nie musisz się spieszyć. Ten projekt nie jest aż tak pilny. Na początku, wszyscy nowi pracownicy są traktowani ulgowo.
– Jak widzę, masz tutaj świetne układy. Dziękuję, że mnie odwiedziłaś. Cieszyłbym się gdybyśmy zostali przyjaciółmi.
– Ze względu na moje dobre układy? – Uśmiechnęła się.
– Nie tylko. – Jego uszy i policzki zaczęły się robić gorące. Manuela z pewnością zauważyła jego zmieszanie i z premedytacją założyła nogę na nogę. Przez ułamek sekundy był naocznym świadkiem tego, co wcześniej podejrzewał.
Tak do diabła, ona nie ma na sobie slipek. Cholera jasna, ona nie ma nic pod spodem!!!
Słyszał, że ludzie z wrażenia potrafią tracić przytomność. Bał się zemdleć. O mało nie zaczął jeść ołówka, który trzymał w ręce.
Tylko nie to. Panie Boże, ja nie chcę zemdleć.
– Co powiedziałeś? Nie zrozumiałam.
– Jesteś bardzo sympatyczna i… cieszyłbym się… – Jąkał się trochę.
– Wszyscy już poszli do domu, nie miałbyś ochoty na kawę?
– Bardzo chętnie.
Okłady z lodem szybciej postawiłyby mnie na nogi niż kawa.
Wyciągnął spod biurka swój kubek. Miał zamiar się podnieść.
– Wiesz, ta kawa tutaj nie jest rewelacyjna. Co powiesz na to, że ja cię zaproszę na kawę?
– Świetnie. Do Włocha?
– Nie..do mnie do domu. Mam świetny automat do parzenia kawy. Naciskasz na guzik i możesz mieć, co chcesz. –
W tym momencie Tomasz wbił ołówek w udo w nadziei, że ból fizyczny zagłuszy w nim wszystkie inne uczucia.
– Za pięć minut na parkingu – wstając poprawiła mu włosy. – Pośpiesz się, nie lubię długo czekać.
Potrzebował niecałe trzy minuty! Dochodząc do auta zorientował się, że nadal trzyma w ręce kubek na kawę i ołówek. Na szczęście Manuela nie zauważyła tego, zajęta poprawianiem makijażu.
– No