Название | Cudzoziemiec oraz inne przypadki |
---|---|
Автор произведения | Roman Staniek |
Жанр | Сказки |
Серия | |
Издательство | Сказки |
Год выпуска | 0 |
isbn | 978-83-7856-209-2 |
– Wszystkie koleżanki w firmie podkochują się w nim, a z tego co Manuela opowiadała; prezentuje się wyśmienicie i nie wyobrażam sobie, aby któraś kobieta zrzuciła go z łóżka.
– Zależy mi na nim. Jest zdolnym, młodym i ambitnym pracownikiem. Proszę nie zróbcie mu krzywdy, Sandra. Myślę, że się rozumiemy?
– Oczywiście. Zadbam o to, aby nie było więcej jakiś skandali.
– Ja na jego miejscu zabawiłbym się z wami wszystkimi. – Dodał cicho. Sandra nie była pewna czy go właściwie zrozumiała, ale nie miała odwagi prosić o powtórzenie tego zdania.
Koledzy obserwowali go spod oka ale udawał, że tego nie widzi.
– Sandra, sekretarka starego, była tutaj. Zostawiła list dla ciebie. – Karl wskazał palcem na szarą kopertę, która częściowo wciśnięta była pod klawiaturę.
– Dzięki. – Tomasz otworzył ją.
Umowa o pracę na czas nieokreślony pomiędzy Firmą PRO– MATZ GmbH a Herr Tomasz Janowski.
Czytał dalej z uwagą.
Nowe warunki płacowe…
– Mówiłem już wam, że ja dzisiaj stawiam. Żeberka i piwo do upadłego!
– Dostałeś umowę na stałe? Gratulujemy!
Po kolei podchodzili do Tomasza i poklepywali go po ramieniu i ściskali mu rękę.
– Cieszymy się, pasujesz do naszego zespołu i naprawdę świetnie, że zostajesz u nas. Trochę więcej forsy też piechotą nie chodzi. – Zauważył Franko.
Jak pięćset euro to jest trochę więcej, to niech mnie diabli wezmą. Za to mogę całej firmie żeberka i piwo postawić.
– A więc koledzy, dzisiaj punktualnie o czwartej odlatujemy na żeberka. Już mi w brzusiu burczy. – Karl odsłonił swój ogromny brzuch.
– Mr. „Melone” już jest głodny. Biedactwo! – Odezwał się Andreas. – Dopiero dochodzi pierwsza, trochę musisz wytrzymać.
Tomasz załączył monitor.
Jedna nowa wiadomość.
Jak przypuszczał, mail był od Manueli.
Tomasz, przyjdź proszę w piątek o piętnastej do mojego biura, weź ze sobą podpisaną umowę o pracę. Muszę z tobą porozmawiać. Pozdrowienia. Manuela Brochowsky.
W piątek o piętnastej? Przecież wszyscy jadą o tej godzinie do domu. O czwartej mamy zaplanowany wyjazd do Monachium. Trochę mi to nie pasuje, zwłaszcza, że wiem, co chcesz mi powiedzieć”.
W skrytości miał jednak nadzieję, że Manuela rzuci mu się w ramiona i razem spędzą upojną noc.
W biurze panowała cisza, wszyscy w skupieniu pracowali. Nie pozostało nic innego, jak samemu zabrać się do roboty, zwłaszcza, że leżało sporo zaległych papierów na biurku.
Żeberka smakowały wyśmienicie, jeszcze lepiej niż je Karl zachwalał, do nich Tomasz zamówił bardzo dobre bawarskie piwo. Kelnerce powiedział; ma donosić mięso oraz piwo w miarę potrzeby i bez pytania. W oczach kolegów widział zadowolenie. Jeden po drugim znikały z półmiska kawałki smażonego mięsa, a w koszu postawionym specjalnie do tego celu, przybywało kości. Młoda kelnerka okazała się sprytniejsza niż przypuszczał i kursowała bez wytchnienia pomiędzy ich stołem a barkiem i kuchnią.
To popołudnie należało do Andreasa. Ten tak z reguły spokojny i opanowany olbrzym postanowił dzisiaj opróżnić serce i zdradzić tajemnice ze swojego prywatnego życia.
– Widzieliście z pewnością moje nowe auto. – Andreas wiercił się niepewnie na krześle jak stremowany uczniak.
– Piękna fura, prawie nowa BMW-ica. Musiała cię majątek kosztować? – Zauważył Franko.
– Otóż nie! Sprzedałem się za nią, niczym… kurwa męska.
Słysząc to, Karl zakrztusił się kością. Po paru sekundach zrobił się czerwony na twarzy i gdyby nie pomoc kolegów nie wiadomo jak to by się dla niego skończyło. Andreas trzymał go za wyciągnięte do góry ręce a Tomasz i Franko bili po plecach, dopóki nie wykrztusił z siebie tego kawałka kości. Inni goście bawili się tym widowiskiem doskonale. W momencie jak na talerz leżący przed nim upadła ta nieszczęsna kość, zaczęli bić im brawo. Tomasz, Andreas i Franko podnieśli się ze swoich siedzeń, zwrócili twarze w stronę sali, złapali się za ręce niczym aktorzy na scenie i ukłonili się głęboko w stronę publiczności. Tym razem niektórzy z gości podnieśli się z krzeseł i jeszcze głośniej klaskali, a co niektórzy gwizdali jak na koncercie.
– Dzięki Karl! Popatrz, wszyscy bawią się doskonale twoim kosztem, wstań i podziękuj. – Tym razem delikatnie poklepał go Franko po ramieniu.
– Pocałujcie mnie wszyscy w dupę. – Złapał do ręki nowe piwo, które w międzyczasie podała kelnerka i jednym tchem opróżnił połowę kufla.
– Za to musielibyśmy kasować pieniądze.
Jeszcze raz podziękowali gościom i sami dobrze rozbawieni usiedli na swoich miejscach. Piwo powoli zaczęło działać, humory dopisywały wyśmienicie. W tej samej chwili za plecami Karla stanęła przeurocza, średniego wzrostu, w wieku około trzydziestu lat kobieta. Kolor skóry, rysy twarzy, jak również czarne gęste, spadające na ramiona włosy wskazywały hinduskie pochodzenie.
– Jestem lekarzem. Mogę panu w czymś pomóc? – Odezwała się perfekt po niemiecku, bez odrobiny obcego akcentu.
Karl odwrócił głowę w jej stronę. Ten z reguły tak elokwentny facet nie mógł wykrztusić z siebie słowa.
– Czy może pan swobodnie bez bólu w klatce piersiowej oddychać? Ma pan bóle gardła?
– Nie, nie, w tej chwili jest wszystko w porządku. Na początku, no wie pani doktor, jak zacząłem się dusić to miałem wrażenie, że to już koniec, nie byłem w stanie złapać powietrza.
– Koledzy pana bardzo szybko i prawidłowo zareagowali. Naprawdę wszystko w porządku?
– Niezupełnie, pani doktor. – Tomasz podniósł rękę do góry niczym uczeń w szkole.
– Tak, słucham pana.
– Tomasz mam na imię. Ja mam bóle w klatce piersiowej, o tutaj, po lewej stronie. – Pokazał na serce. – To zdarzenie musiało tak na mnie wpłynąć. Ciężko mi się oddycha oraz właśnie w tej chwili… straszne zawroty głowy! Może mi pani doktor pomóc? Mogę mieć jakąś nadzieję? – Młoda lekarka szybko połapała się w grze Tomasza i postanowiła nie dać zbić się z tropu. W taki sam sposób jak on, grała swoją rolę. Uśmiechnęła się do Tomasza. Białe zęby kontrastowały z kolorem jej skóry. Mężczyźni wpatrywali się w nią z otwartymi ustami.
– To mi wygląda na bardzo ciężki przypadek. Tutaj na miejscu, niestety, nie mogę panu udzielić fachowej pomocy.
– Tak rozumiem, EKG, USG, TVN, etc.
– No sam pan widzi, bez TVN nic nie zdziałamy.
– Czy moglibyśmy ustalić termin wizyty? Byłbym bardzo zobowiązany. Jako lekarz nie może mi pani przecież odmówić.
– …A więc dobrze. Ale od razu mówię, nic nie obiecuję.
– Mnie wystarczy iskierka nadziei.
Wyciągnęła z torebki swoją wizytówkę i podała Tomaszowi.
– W tej przychodni przyjmuję dwa razy w tygodniu, proszę wpierw ustalić telefonicznie termin.
– Dziękuję,