Star Force. Tom 10. Wygnaniec. B.V. Larson

Читать онлайн.
Название Star Force. Tom 10. Wygnaniec
Автор произведения B.V. Larson
Жанр Зарубежная фантастика
Серия
Издательство Зарубежная фантастика
Год выпуска 0
isbn 978-83-65661-82-1



Скачать книгу

      – Ale mogą aresztować nas, kiedy dotrzemy na miejsce.

      – No tak – westchnąłem. – Nie jestem pewien, jak sobie z tym poradzę, ale coś wymyślę. A przy okazji, dokąd lecimy?

      – Do układu Thora. Ale tak naprawdę nie musisz niczego wymyślać. – Uśmiechnęła się do mnie figlarnie.

      Uniosłem brew.

      – Nie muszę?

      – Zostawiłam ojcu karteczkę. Napisałam, co zrobiliśmy i że ma tego nie zgłaszać, jeśli chce, żebym się do niego jeszcze kiedykolwiek odezwała. Więc dla wszystkich wokół jesteśmy tylko bogatymi turystami w kosmosie.

      Wyszczerzyłem zęby.

      – Masz jaja, dziewczyno. Całkiem jak… – Z przerażeniem ugryzłem się w język.

      Adrienne kaszlnęła.

      – Całkiem jak Olivia, to chciałeś powiedzieć?

      – O Boże, bardzo cię przepraszam.

      – W porządku. Była bystrą dziewczyną. Kochałam ją i wiem, że ty też. Czemu miałoby mi przeszkadzać, że mnie z nią porównujesz?

      Próbowałem wychwycić w jej głosie nutkę goryczy, ale niczego takiego nie usłyszałem – tylko odrobinę smutku. Mimo wszystko postanowiłem, że muszę bardziej uważać na słowa.

      Uzyskaliśmy pozwolenie od stacji kontrolnej i przelecieliśmy przez pierścień, nawet nie zwalniając. Zamiast tracić prędkość, przyspieszyliśmy jeszcze bardziej w układzie Alfa Centauri. W ten sam sposób dotarliśmy aż do Thora. Spędziliśmy tych kilka dni na rozmowach, które bez końca krążyły wokół każdego aspektu tego, co się stało, oraz wokół potencjalnych sprawców. Jednak za mało wiedzieliśmy, żeby dojść do sensownych wniosków.

      Próbowałem wyciągnąć z niej cel wyprawy, ale zawsze z uśmiechem odmawiała. Chyba lubiła otaczać się aurą tajemniczości, choć dostawałem od tego szału. Znów poruszyłem kwestię terapii nanitami i dodałem, że gdyby Olivia się jej poddała, miałaby szanse przeżyć. Adrienne mimo wszystko odmówiła.

      Wreszcie dotarliśmy do ostatniego pierścienia w łańcuchu. Przelecieliśmy przez niego i znaleźliśmy się w układzie Thora. Ten układ podwójny był domem Skorupiaków, zanim zacięte bitwy zmieniły tutejsze trzy wodne księżyce w nienadające się do zamieszkania kawałki skał.

      Thor miał trzy pierścienie, co było nietypowe. Jeden prowadził do martwego słońca, kosmicznego ślepego zaułka. Drugi, przez który właśnie przelecieliśmy, wiódł do Edenu. Ostatni tkwił na wpół zatopiony w płaszczu Yale, jednego z dawnych światów Skorupiaków. Od dawna był wyłączony i martwy.

      – Więc jesteśmy na miejscu? – zapytałem Adrienne, która siedziała w napięciu, ewidentnie czekając, aż coś powiem.

      Delektowała się dramaturgią. Tak samo zrobiłaby na jej miejscu Olivia. Ta myśl mnie otrzeźwiła.

      – Pytam poważnie. Dokąd teraz?

      – Wiesz o pierścieniu na Yale, prawda? – odpowiedziała pytaniem na pytanie.

      – Tak. Wyłączyły go makrosy i od tamtej pory nie udało się go uruchomić. Ojciec uważa, że po drugiej stronie wciąż mogą być maszyny i gromadzić siły, ale nikt nie chce o tym słuchać.

      Adrienne uniosła rękę na znak, że zboczyłem z tematu.

      – Tak, jakieś dwadzieścia lat temu przyleciała tu wielka ekspedycja. Nic nie zdziałali, więc Siły Gwiezdne zostawiły tylko stację orbitalną i parę dronów szpiegowskich, żeby miały oko na nieczynny pierścień. Ale teraz w tajemnicy próbują ponownie.

      – Kto konkretnie?

      – Opłacany przez flotę zespół cywilnych naukowców. Jest z nimi nawet jeden Skorupiak, bo układ kiedyś należał do nich.

      – A skąd niby o tym wiesz, skoro to tajne informacje?

      – Mam swoje sposoby.

      Nagabywałem ją jeszcze przez chwilę, ale nie zdradziła nic więcej.

      – Więc to miała być niespodzianka od Olivii – powiedziałem, wpatrzony w Yale.

      Zgodnie ze słowami Adrienne wokół księżyca dryfowała jakaś jednostka. Okręt wojenny Sił Gwiezdnych.

      – Tylko zaczekaj, aż dotrzemy na miejsce – powiedziała moja towarzyszka.

      Tego wieczoru Chart ogłosił, że statek się odwróci i zacznie stopniowo hamować. Chwilę po wykonaniu manewru mózg odezwał się ponownie:

      – Potencjalna anomalia w rufowej ładowni.

      Te słowa przykuły moją uwagę. Gdy odwiedzaliśmy stację paliwową, kazałem statkowi uważać na wszelkie odchylenia od normy, choćby nie wiadomo jak małe.

      Słyszałem w jego głosie wahanie. Podejrzewam, że sformułowanie „choćby nie wiadomo jak małe” można różnie interpretować. W praktyce musiała istnieć jakaś granica, poniżej której anomalie były ignorowane, bo w przeciwnym razie każda drobina kosmicznego pyłu wywoływałaby fałszywy alarm. Może po prostu zapasy w ładowni przesunęły się podczas manewru.

      – Jakiego typu jest ta anomalia? – zapytałem.

      – Typ nieznany. – Tyle się dowiedziałem. No dobrze, będę musiał pociągnąć Charta za język. Sztuczne mózgi nie słyną z wyobraźni.

      – Jakie parametry zostały przekroczone? – spróbowałem. – Masa? Skład chemiczny? Ruch? Energia?

      To zapytanie wreszcie skłoniło umysł statku do zdradzenia jakiegoś konkretu:

      – Żaden z powyższych. Pojedyncze parametry nie wykraczają poza normę w dostatecznym stopniu, jednakże po uwzględnieniu ich wszystkich w obliczeniach istnieje ponad pięćdziesiąt procent prawdopodobieństwa wystąpienia anomalii.

      – Daj mi dźwięk i obraz we wszystkich pasmach z wnętrza ładowni rufowej.

      Na kilku ekranach wyświetliły się różne ujęcia w widmie widzialnym, podczerwieni, ultrafiolecie i innych pasmach.

      – Co to? – zapytała Adrienne, biorąc rysik i kreśląc nim kółko na inteligentnym ekranie.

      – O cholera – powiedziałem na widok mechanicznego potwora, który nagle zniknął, gdy wszystkie kamery zgasły. Odruchowo szarpnąłem głową, słysząc w głośnikach metaliczny dźwięk, który też gwałtownie ucichł. Przypominał drapanie i przesuwanie czegoś ciężkiego. – To makros.

      – Włączono alarm – rozległ się ostry głos Charta. – Wykryto nieuprawnione wejście na pokład.

      – Zostań tutaj. Zamknij mostek na cztery spusty – poleciłem Adrienne.

      – Daj mi broń – zaproponowała. – Będę cię osłaniać.

      – Nie przeszłaś szkolenia, prawda?

      – Umiem strzelać.

      – Dobra – powiedziałem – ale trzymaj się z tyłu. Jeśli coś pójdzie bardzo źle, musisz zatrzasnąć właz i usiąść za sterami. Skontaktuj się z Siłami Gwiezdnymi.

      – Więc chcesz tam iść sam i zgrywać bohatera?

      – Jestem oficerem Sił Gwiezdnych. Załatwianie makrosów to moja praca.

      Wreszcie przestała się spierać i kiwnęła głową.

      – W porządku, Cody, jaki jest plan?

      – Maszyna musiała się jakoś dostać na pokład, może jeszcze na stacji, i założę się, że planuje skończyć