Название | Star Force. Tom 10. Wygnaniec |
---|---|
Автор произведения | B.V. Larson |
Жанр | Зарубежная фантастика |
Серия | |
Издательство | Зарубежная фантастика |
Год выпуска | 0 |
isbn | 978-83-65661-82-1 |
– Tutaj wysiadam. Życzę państwu przyjemnej podróży.
W spojrzeniu, którym mnie obdarzył, było chyba coś w rodzaju pogardy. Może to przez zazdrość o laskę u mojego boku, a może raczej przez reputację Riggsów.
Olivia kiwnęła głową. Patrzyliśmy, jak pilot opuszcza niewielki mostek statku.
– Wróci promem i zajmie się następnym zadaniem – oznajmiła Olivia, tak jakby mnie to obchodziło.
Poczuliśmy kolejne wstrząsy, gdy zautomatyzowana stacja napełniała zbiornik paliwem. Usiadłem i zacząłem dopasowywać ustawienia przyrządów do swoich preferencji. Zapowiadała się niezła zabawa. Kilka minut później odłączyliśmy się od zaczepów. Zgodnie z poleceniem Olivii wyznaczyłem kurs na pierścień Tyche. Wciąż nie chciała zdradzić, dokąd dokładnie lecimy.
– Ruszamy na przygodę – obwieściła, a potem z jej kuszących ust nie padło ani jedno słowo.
Gdy oddaliliśmy się od stacji i opuściliśmy orbitę Ziemi, kazałem Olivii zapiąć pasy. Nawet przy wysokiej klasy polach inercyjnych, jakimi dysponował statek, lepiej było uważać, a ona była szczególnie narażona, bo nie przeszła jeszcze terapii nanitami. Fotele otoczyły nasze plecy i boki osłonami z inteligentnego metalu, z których wyrosły wypustki opasujące nas w kilku miejscach. Nie było to wygodne, ale zapewniało bezpieczeństwo.
Popchnąłem przepustnicę, zwiększając dopływ mocy do trzech wielkich silników. Chart, będący jachtem wyścigowym, miał mocy pod dostatkiem. Uwielbiałem te przyspieszenia. Człowiek odnosił wrażenie, że podłoga się przechyla, bo przeciążenia wyczuwało się pomimo działających pól inercyjnych – które specjalnie zredukowałem, żebyśmy poczuli kopa. Wystrzeliliśmy z orbity jak pocisk, mknąc w przestrzeń międzyplanetarną.
– Czy jest coś lepszego od tych przeciążeń? – zapytałem, przekrzykując ryk silników.
– Nie ma za co – odpowiedziała Olivia.
– A, tak, dzięki, że pozwoliłaś mi pilotować.
– Tylko nie mów ojcu – powiedziała, mając na myśli lorda Granthama Turnbulla, którego rodzina i przyjaciele znali po prostu jako lorda Granthama.
Wreszcie zmniejszyłem moc silników, żeby Olivia mogła odetchnąć. Pozwoliłem grawitacji się ustabilizować i zredukowałem przyspieszenie. Lecieliśmy teraz miarowo w kierunku Tyche. Mieliśmy dotrzeć do celu za kilka dni. Za czasów taty potrwałoby to znacznie dłużej, ale dzięki nowej technologii statki mogły utrzymywać ciągłe przyspieszenie, podczas gdy pasażerowie niemal tego nie zauważali.
Mózg zameldował, że kilka czujników na kadłubie wymaga naprawy. Zmarszczyłem brwi i pomyślałem, że tak drogi jacht powinien być lepiej zadbany. A może to ja przesadziłem z szybkością i je uszkodziłem?
Zostawiliśmy pilotaż mózgowi statku, a sami siedzieliśmy tylko, wpatrzeni w gwiazdy. Olivia wtuliła się we mnie. Podróż rozpoczynała się cudownie.
– Spójrz – powiedziałem. – Plejady.
– Siedem Sióstr… zabawne. Zawsze chciałam mieć więcej sióstr, ale cóż… jedna chyba musi wystarczyć.
– No tak. Przykro mi. – Znałem tę historię: jej mama umarła podczas narodzin Olivii, co w czasach nanitów i innych cudów medycyny było zdumiewające. – Może my będziemy mieć siedem córek? Co ty na to?
– Brzmi wspaniale. – Przysunęła się bliżej. – Hmm. Milutko.
– O tak.
– Na pewno nie masz ochoty na coś więcej? – zapytała i pocałowała mnie namiętnie.
Wiedziałem, że to będzie ta noc. Robiliśmy aluzje, a ja próbowałem każdej sztuczki, jaką znałem, ale jak dotąd nie wyszliśmy z Olivią poza fazę pocałunków. Co ciekawe, dzięki temu jeszcze bardziej mnie do niej ciągnęło. Fakt, że się nią nie znudziłem i nie poszedłem poszukać sobie nowej dziewczyny, odczytałem jako oznakę przywiązania. Zabawne, że facet potrafi sam siebie zaskoczyć.
– Oczywiście, że chcę więcej – powiedziałem. – Sprawdźmy te koje.
Ruszyła w kierunku części mieszkalnej, a ja podążyłem za nią. Stanęła przed moją kajutą i weszła do środka, a potem zamknęła mi przed nosem drzwi z inteligentnego metalu.
– Daj mi się przygotować – poprosiła.
Mruknąłem coś z niezadowoleniem i podszedłem do najbliższego bulaju. Spoglądałem w kosmos przez potrójną warstwę nanoszkła. Na niebie świeciło więcej gwiazd, niż można zobaczyć z górskiego szczytu na Ziemi.
Katastrofa spadła na nas, gdy już zaczynałem się zastanawiać, co ona tam robi. Zaczęło się od dziwnego stukania, a potem usłyszałem dźwięk rozdzieranego metalu. Zarejestrowałem to pierwszy, bo mój ulepszony nanitami słuch był bardziej wyczulony.
– Co to? – zapytałem, rozglądając się.
– Co takiego? – zawołała Olivia przez drzwi.
Nagle statkiem wstrząsnęła eksplozja, a drzwi z inteligentnego metalu zmieniły się w setki metalicznych kropelek. W kadłubie ziała wyrwa, dokładnie przed Olivią. Fala uderzeniowa rzuciła nami o pokład. Grad odłamków niemal natychmiast zawrócił, by wraz z wysysanym powietrzem opuścić kajutę. Cokolwiek się tu stało, przebiło wiele warstw zewnętrznego kadłuba, który miał nas w teorii zabezpieczać przed zagrożeniami z kosmosu.
Na wpół oślepiony, zerwałem się na nogi. Ręce miałem poharatane wybuchem, ale zaciskając zęby, dałem radę nimi poruszać. Już czułem, jak nanity i mikroby w moich żyłach pędzą do uszkodzonych tkanek.
Na szczęście próżnia nie wyssała nas w przestrzeń, ale za to przyciągnęła Olivię do dziury w kadłubie i przez sekundę bałem się, że różnica ciśnień wyrwie z niej wnętrzności. Szarpnąłem ją i oswobodziłem, wzbijając chmarę zamarzniętych kropelek krwi, które przypominały dryfujące rubiny. Straciliśmy grawitację i powietrze. Tylko niezwykłe właściwości mojego ciała utrzymywały mnie w ruchu – ale wiedziałem, że nie potrwa to długo.
Moją pierwszą myślą było przywrócić ciśnienie – dla dobra Olivii. Ja mogłem przetrwać w całkowitej próżni minutę albo nawet dłużej, ale ona nie.
Rzuciłem się na drugi kraniec kajuty, do wyrwy, i chwyciłem sterczące kawałki ściany, powyginane do środka jak folia aluminiowa. Zawarty w nich inteligentny metal próbował uszczelnić otwór, ale potrzebował trochę pomocy, więc zacząłem z powrotem odginać poszarpane krawędzie, aż dotknęły się nawzajem i zaczęły proces zasklepiania kadłuba.
Gdy tylko metal z grubsza uszczelnił kadłub, przycisnąłem głowę do naściennego głośnika i wrzasnąłem ostatkiem powietrza, jakie zostało mi w płucach:
– Chart, rozpocznij awaryjne przywracanie ciśnienia!
Nawet w próżni wibracje powinny przejść przez moją czaszkę i dotrzeć do mózgu statku. Chwilę później moje wysiłki zostały nagrodzone ciepłym podmuchem z kratek wentylacyjnych.
Zostałem z Olivią, słuchając syku wdmuchiwanego do środka powietrza. Wróciła też grawitacja, a dryfujące kropelki krwi posypały się na podłogę i moje plecy.
Teraz, gdy odzyskiwaliśmy już powietrze i temperaturę, skupiłem uwagę na dziewczynie. Leżała nieruchomo na podłodze, twarzą do dołu. Nadal wyciekała z niej krew – była wszędzie.
Przewróciłem