Название | Hayden War. Tom 4. Zew Walhalli |
---|---|
Автор произведения | Evan Currie |
Жанр | Зарубежная фантастика |
Серия | |
Издательство | Зарубежная фантастика |
Год выпуска | 0 |
isbn | 978-83-64030-95-6 |
Nadine nie podobało się to, jak wąskie było ostrze, na którym miała balansować, ale prawdę mówiąc, nie stanowiło to wielkiej różnicy w stosunku do starych okrętów. W przestrzeni życie zależało od tego, czy wszystkie systemy działały. Za mało tlenu: umierasz, za dużo: prawdopodobnie także umierasz. Do diabła, stare okręty miały dużo więcej możliwości, by pozbawić swoich pasażerów życia, a fakt, że nowe mogły to zrobić w zdecydowanie bardziej spektakularny sposób, niczego nie zmieniał.
To mogło wydawać się dziwne, ale najbardziej niepokoił admirał rozkład pomieszczeń.
Można było prawie odnieść wrażenie, że to biurowiec, a nie okręt wojenny. Wzdłuż wewnętrznego rdzenia chodziły windy osobowe. W okrętach klasy Cheyenne nikt się nie przejmował czymś takim, głównie dlatego, że podstawowym sposobem przemieszczania się wewnątrz kadłuba było dryfowanie. Terra była o wiele większa i w odróżnieniu od okrętów morskich jej rozmiary liczyły się wzwyż, a nie wzdłuż. Na Ziemi było wiele wieżowców, które miały mniej pięter niż „Legendary”.
Najniższe poziomy zajmowały magazyny i sekcje maszynowni. Powyżej nich znajdowały się poziomy dowódcze z wyjściami na pokłady obserwacyjne, następnie były części mieszkalne i medyczne. Kolejny poziom stanowił główny przedział techniczny położony w pobliżu stacji kontroli napędu VASIMR, a ponad nimi znajdowały się pokłady nawigacyjne. Na samej górze okrętu mieścił się przedział kontroli grawitacyjnej, trzeci przedział techniczny i większość przednich skanerów oraz systemów uzbrojenia.
Cały okręt zapakowany był w trzymetrowej grubości pokrycie z przetopionego meteorytu, pokryte metrową warstwą ceramicznego pancerza reaktywnego, mieszczącego ładunki wybuchowe mogące odeprzeć każdy atak.
Każdy z wyjątkiem jednego.
Brookes doskonale zdawała sobie, że „Legendary”, jakkolwiek byłby doskonały, nie miał większych szans niż śnieżynka na grillu w zetknięciu z grawitacyjną bronią Ghuli.
Cały ten pancerz spowoduje jedynie większy wybuch.
Naukowcy twierdzili, że mają na to jakąś radę, ale dopóki nie zostało to sprawdzone w walce, Nadine nie bardzo im ufała. Do tego czasu jej grupa bojowa będzie dla broni przeciwnika ruchomym celem.
Cieszyła się jedynie, że będzie teraz znacznie szybciej poruszającym się celem niż uprzednio.
***
– Pani admirał! – major Sam Shepherd automatycznie zasalutował na widok Brookes wchodzącej do pokoju.
„Pokój” to był lekki eufemizm, jako że pomieszczenie rozmiarami przypominało hangar wahadłowców na „Cheyenne”. Tu, na „Legendary”, hangary wybudowano znacznie większe. Pomieszczenie było miejscem zbiórek sił lądowych i specjalnych, musiało więc mieć odpowiednie gabaryty, by pomieścić ich sprzęt.
– Spocznij, majorze – powiedziała.
Oficer rozluźnił się bardzo nieznacznie, kiedy admirał podeszła do urządzeń.
– Imponujące – powiedziała po chwili.
– Tak jest, ma’am – odpowiedział. – Zdaję sobie sprawę, że w porównaniu z okrętem to niewiele, ale na potrzeby nadchodzącej misji powinno wystarczyć...
– Tak, okręt to zdecydowanie byłaby przesada – powiedziała z półuśmiechem. – Te okręty rozebraliśmy już na drobne części i dowiedzieliśmy się o nich wszystkiego, czego tylko mogliśmy. Czas na nowe podejście.
– Tak jest – odpowiedział Sam. – Kiedy dostajemy kontyngent Wojsk Specjalnych? Task Force Pięć będzie gotowa za kilka tygodni, a zapoznanie ich z nowymi systemami chwilę potrwa. Moi marines mogliby się tym zająć, gdyby zaszła taka potrzeba, ale powiedziano mi, że chce pani operatorów.
– Tak, mam kogoś na myśli dla tej drużyny – stwierdziła Brookes. – W ciągu najbliższych kilku dni ściągniemy ją z zajmowanego stanowiska.
– Ją? – zareagował Sam, zanim umysł go przed tym powstrzymał. – Bez urazy, ma’am.
Shepherd nie miał nic przeciwko kobietom w siłach zbrojnych. Na linii frontu były one jednak nadal rzadkością, a szczególnie wśród specjalsów.
– Oczywiście, majorze. Spodziewam się, że porucznik Aida doskonale nada się do tego zadania – uśmiechnęła się Brookes. – Dawała sobie świetnie radę ze wszystkim, w co została wpakowana.
– Aida, ma’am? – zmarszczył brwi Sam. – Jedyna Aida, jaką znam, to starszy sierżant sztabowy w Zielonych Beretach.
– To ona. Obecnie jest na West Point. Zostawiliśmy ją tam tylko dlatego, żeby mogła nauczyć taktyki działania przeciwnika tak wielu pułkowników, jak tylko zdołają pomieścić kursy. Gdy tylko Walkiria przejdzie w stan gotowości, Aida zostanie ściągnięta, by dowodzić kontyngentem operatorów.
– Nie wiedziałem, że jest taka dobra, słyszałem o niej tylko opowieści.
– Proszę nie wierzyć w ani jedno słowo. Sama także je słyszałam i żadna z nich nawet nie zbliża się do prawdy, jeśli chodzi o to, co Aida dla nas zrobiła.
– Rozumiem, ma’am.
Nie rozumiał, ale to nie miało znaczenia. Nie musiał.
Brookes uznała, że nadszedł czas wezwać byłą sierżant.
Walkiria dostała nowe zadania, a wkrótce miała także otrzymać okręty do ich wypełnienia.
USS „Barry Sadler”
Nienazwany system
– To wszystko, to ostatni z nich – powiedział Adler po długim, pełnym napięcia oczekiwaniu w zaciemnionym kokpicie małej jednostki. – Pakuj dane do sondy beta i zaprogramuj na skok na Haydena z największą prędkością.
– Aye, sir – odparł chorąży Bitte.
Impulsowy sygnał wyszedł w postaci laserowej, a oni mogli powtarzać go w nieskończoność, na wypadek gdyby nie został przechwycony. Miało upłynąć kilka godzin, zanim sonda przy punkcie Beta otrzyma wiadomość, ale to i tak będzie parę godzin przed przybyciem floty przeciwnika.
Przynajmniej tyle.
Adler otworzył plik i spojrzał w dane.
W grupie leciało co najmniej pół tuzina okrętów Ghuli. Ich pękatych sylwetek nie sposób było pomylić z czymkolwiek innym. Żadna z nich nie odpowiadała dokładnie kształtem jednostkom, które już widziano, ale to nie miało dla niego znaczenia. Tym przejmować się będzie ktoś z wywiadu.
Bardziej martwiło go kilka niezidentyfikowanych okrętów. Nie ujęto ich w żadnych bazach danych. To mogło oznaczać, że do grupy potencjalnych przeciwników dołączyły kolejne gatunki. A to nie była wesoła myśl.
W książkach fantastycznych zawsze wielogatunkowy sojusz, do którego należeli ludzie, występował przeciwko monolitycznym obcym pragnącym zagłady. Teraz jednak to ludzie mieli zmierzyć się z prawdziwą federacją, a Adler zastanawiał się, co też wzbudziło jej zainteresowanie.
„Przecież nie może chodzić im tylko o Świat Haydena, prawda?”
***
– Mistrzu okrętów?
Parath spojrzał na młodszego oficera.
– Tak?
– Wykryliśmy krótki impuls na skraju naszych skanerów, mistrzu. Pomimo trudności udało się nam zidentyfikować punkt wysłania. Okazała się nim metaliczna anomalia znajdująca się na kursie, którym tu przylecieliśmy.
–