Название | Hybryda. Tom 1 |
---|---|
Автор произведения | Joe E. Rach |
Жанр | Зарубежная фантастика |
Серия | |
Издательство | Зарубежная фантастика |
Год выпуска | 0 |
isbn | 978-83-272-3203-8 |
Wzruszyłam ramionami, przyglądając mu się spod rzęs. Znów miał dziwną minę. Jego bliskość jednak zbyt mnie rozpraszała, bym była w stanie wyłapać jego emocje. Popatrzył na mnie z uwagą, jakby starał się wyczuć, czy założenie kajdanek zdenerwowało mnie. Teraz, gdy nie byłam zagrożona, nie przeszkadzały mi aż tak bardzo. Gdyby zmusiła mnie do tego sytuacja, uwolniłabym się z nich bez problemu. Ale o tym mój Pan-przestrzegający-procedur nie miał pojęcia. Uznałam to za część roli, którą podjęłam się zagrać. Dlatego nie spiorunowałam go wzrokiem, tylko udawałam uległą.
I znów oczy wszystkich skupione były na mojej osobie. Na szczęście Mistrz nakazał mi gestem, abym się ruszyła. Podeszliśmy do Króla, stając obok siebie. Tuż za nami stanął Wojownik MIKON. Wszyscy złożyliśmy Królowi głęboki ukłon.
– Skontaktuj się ze mną jeszcze dzisiaj – powiedział w mojej głowie.
– Oczywiście – odpowiedziałam. – Uważaj Panie na siebie i na IZABEL.
– Będę uważał. Do zobaczenia, kochanie – posłał mi z uczuciem, a na głos powiedział: czekam na wieści Mistrzu. Do usłyszenia.
Wychodząc z sali schyliłam się po mój plecak, ale Wojownik MIKON uprzedził mnie i podniósł go. Dotarliśmy do pokoju, w którym leżały ich plecaki, gotowe do podróży.
Na chwilę odpięli mi kajdanki, bym mogła założyć swój na plecy, lecz już po chwili znów znalazły się one na moich przegubach, zablokowane jak wcześniej. A jakby tego było mało, Mistrz założył na swoją rękę obręcz z łańcuchem, który połączył z moimi kajdankami! Wkurzyło mnie to trochę. Wyglądałam jak jeniec na targu niewolników i nie czułam się zbyt komfortowo. Nie miał powodów, żeby mi ufać, więc traktował mnie jak niebezpiecznego więźnia.
Sapnęłam zdenerwowana, patrząc na niego spod byka. Wzruszył ramionami i przestał od tej chwili zwracać na mnie uwagę.
ROZDZIAŁ 6
Lecieliśmy dość wysoko. Na czarnym, nocnym niebie byliśmy niewidoczni. Przez całą drogę żaden z nich się do mnie nie odezwał. Od czasu do czasu mówili coś do siebie po hiszpańsku. Niestety nie znałam tego języka. Nigdy do tej pory go nie potrzebowałam. Kompletnie ignorowana, zamierzałam skoncentrować się na obserwowaniu szybko zmieniającego się krajobrazu. Niestety, nie było mi dane się skupić. Bliskość mężczyzny moich marzeń powodowała coraz większe zamieszanie w moim umyśle. Mgła wysublimowanych wrażeń, ulotnych odczuć otaczała moje ciało coraz ciaśniej, nie dając mi ani chwili wytchnienia. Choć odległość między nami wynosiła około metra, łańcuch łączący nasze dłonie działał chyba jak przewodnik prądu.
To było zarazem niebo i piekło! Wszystko, co działo się ze mną było tak przyjemne, tak upojne, że chciałam się w tym zatracić. Jednak świadomość tego, iż ta istota uważała mnie za wroga, oraz niepewność, czy zdołam zdobyć jego uczucia, przygnębiała. Dawno nie miałam takiej huśtawki nastrojów.
Chwilami wrażenie nierzeczywistości tego wszystkiego ocierało się o mój umysł, a jednocześnie owiewający mnie wiatr, lekka wilgoć w powietrzu i tajemniczy, nocny krajobraz uzmysławiały mi, że to dzieje się naprawdę.
Nie chciałam już bardziej się pogrążać, więc z całych sił, blokując się na przypływające bodźce, skupiłam uwagę na przemykającym pode mną krajobrazie.
Nocą świat również był piękny. Piękny i tajemniczy. Kilka razy wyczułam na ziemi członków naszej Rasy, lecz w tempie, w jakim się przemieszczaliśmy, nie zorientowałam się, kim byli.
Dokładnie po czterech godzinach i dziesięciu minutach wylądowaliśmy przed bramą twierdzy. Położona na odludziu, w dość wysokich górach, wtapiała się w zbocze jednej z nich.
Wiedziałam od ojca i Króla, że Mistrz jest jej właścicielem od początków naszej ery, od czasów, gdy tym terenem rządzili Kartagińczycy.
Niestety, to była cała moja wiedza na ten temat. Nigdy wcześniej nie miałam kontaktu ani z Mistrzem, ani z jego Wojownikami, więc wiedziałam o nich tylko tyle, ile musiałam.
Teraz, gdy stał się dla mnie taki ważny, postanowiłam dowiedzieć się o nim jak najwięcej. W najbliższym czasie czekała mnie poważna walka. Walka o zdobycie jego zaufania. I najważniejsze – walka o zdobycie jego miłości!
Do tego drugiego podchodziłam trochę sceptycznie. Zbyt często, jak na te kilka godzin, które się widzieliśmy, zauważałam jego złość w stosunku do mnie. To komplikowało sytuację. Ale mnie, jak zwykle, trudności jeszcze bardziej mobilizowały do działania. Im cięższe zadanie, tym większa satysfakcja ze zwycięstwa!
Nie bez powodu ojciec nazywał mnie „zaparciuchem”. Gdy sobie coś postanowiłam, najczęściej doprowadzałam do zadowalającego mnie finału.
Po wstukaniu kodu przy bramie i zdjęciu potężnej blokady, weszliśmy do środka. Wyczułam w twierdzy sześciu bardzo silnych mężczyzn. Zapewne wiedzieli o naszym przybyciu i o niespodziance, jaka ich czeka. Ich wielkie emocje świadczyły, że zostali powiadomieni o mojej osobie.
Szłam posłusznie za Mistrzem, jak piesek na smyczy.
– ARAGON umarłby ze śmiechu, widząc mnie teraz – pomyślałam. Złościło mnie takie traktowanie. Ja, taka wolna istota, ciągnięta na łańcuchu jak niewolnik! Okropność!
Podeszliśmy do wielkich drzwi na końcu małego dziedzińca. Po ich otwarciu, moim oczom ukazał się wysoki, nieskończenie długi korytarz, wyglądający jakby został wykuty w skale. Minęliśmy jedne zamknięte drzwi, zatrzymując się dopiero przed ogromnymi wierzejami. Obok nich wisiało duże lustro, w pięknie rzeźbionych ramach. Udało mi się zerknąć w nie przelotnie.
– O nie! – krzyknęłam w duchu. Wyglądałam jak wściekła kotka! Podczas lotu warkocz całkowicie rozplótł się – głowę otaczała mi ruda, zmierzwiona kaskada. Do tego dołączyły rumieńce irytacji i błyszczące złością oczy o wyjątkowo intensywnej zieleni.
Nie miałam czasu uporządkować tego chaosu, ponieważ zostałam pociągnięta za skute ręce i wprowadzona do pomieszczenia.
Pierwsze, co zobaczyłam, to zrywające się z foteli postacie Wojowników. Byliśmy w olbrzymiej bibliotece. Dookoła otaczały mnie ogromne, sięgające do sufitu regały, wypełnione szczelnie książkami.
Wojownicy skłonili się z szacunkiem Mistrzowi. Jednak ich wzrok szybko spoczął na mojej osobie. Widziałam, jak nagle zmienia się im wyraz twarzy z zaciekawionego na oszołomiony.
– Oho! – pomyślałam wesoło. – Już was mam, chłopaki!
Zastosowałam starą, babską sztuczkę. Delikatnie się do nich uśmiechnęłam i natychmiast spuściłam oczy zawstydzona. Zerkając na nich spod rzęs widziałam, że zadziałało. Wpatrywali się we mnie zachwyceni.
– Widzę, że złapaliście się na piękny obrazek – rzucił ostro Mistrz. – Chcę wszystkich uświadomić, że ta kobieta jest więźniem podejrzanym o spisek przeciw Królowi. W dodatku nie pozwoliła się odczytać.
– Dlaczego więc nie została stracona? – zapytał jeden z Wojowników.
– No właśnie, w tym problem! Król ma do niej wielką słabość i mam tylko nadzieję, że to nie skończy się źle dla nikogo – rzucił, spoglądając na mnie podejrzliwie. – Pod tym względem go nie rozumiem. Jeśli mnie zdradziłaby kobieta, którą kiedyś kochałem, nie miałbym dla niej żadnej litości – powiedział ze złością.
Bardzo się zdenerwowałam jego słowami i bez zastanowienia wypaliłam ostro:
– O ile wiem, nie ma żadnych dowodów na mój udział w spisku! Ja tylko chwilowo nie dałam