Название | Na szczycie |
---|---|
Автор произведения | K.N. Haner |
Жанр | Любовно-фантастические романы |
Серия | |
Издательство | Любовно-фантастические романы |
Год выпуска | 0 |
isbn | 978-83-7942-511-2 |
Po czterdziestu minutach czekania autobusu nadal nie było. Kurwa. Zdarzało się, że ostatni kurs nie był realizowany i najwidoczniej to kolejny taki raz. Kurwa mać! Nienawidzę wydawać na taksówki, bo staram się oszczędzać, odkładać pieniądze, które i tak najczęściej wysyłam matce, ale to inna historia. Zadzwoniłam do Treya.
– Gdzie ty się podziewasz, Reb? – odebrał po chwili.
– Nie przyjechał mi autobus. Przyjedziesz po mnie?
– Nie jestem sam – odparł. No tak, przecież jest sobotni wieczór.
– Ale jeśli chcesz, to oczywiście przyjadę – dodał.
– Nie, nie trzeba. Poradzę sobie – warknęłam do słuchawki i się rozłączyłam. Dlaczego jestem ostatnio taka wrażliwa? Okres mi się zbliża czy co? Muszę zerknąć w kalendarzyk. Wezwałam taksówkę i czekałam chwilę, aż przyjedzie. Taka jednorazowa przejażdżka zawsze kosztuje mnie co najmniej pięćdziesiąt dolców, co cholernie mnie wkurza. No ale nie mam wyjścia.
W domu zastałam Treya obściskującego się z jakimś facetem na kanapie. Chyba już kiedyś u niego był, ale nie mam pewności. Trey ma tylu partnerów, że ciężko ich zapamiętać. Najlepsze w tym wszystkim jest to, że oni zakochują się z nim bez pamięci i to on zawsze ich rzuca, łamiąc im serca.
– Cześć – rzuciłam od progu, nie pamiętając imienia chłopaka.
– Jak w pracy, Reb? – zapytał Trey.
– Wieczór kawalerski, banda informatyków.
– Nuda?
– Łatwo poszło, pięćset dolców w dwie godziny.
– Czyli rozumiem, że stawiasz pizzę?
– Chyba śnisz. Idę spać. Bądźcie w miarę cicho, bo nadal mam kaca… – zerknęłam na chłopaka, który zarumienił się, słysząc, o czym rozmawiamy.
– Pójdziemy jutro na rolki?
– Jasne – zgodziłam się na odczepnego i poszłam do swojej sypialni. Nasze mieszkanie mieści się w kamienicy bez wind. My mieszkamy na ostatnim, piątym piętrze. Wchodzenie tu jest męczarnią, za to widok wszystko wynagradza. Okna mojego pokoju wychodzą na wzgórza Hollywood. Zawsze marzyłam, aby tam zamieszkać, ale nic tak naprawdę nie robię w tym kierunku. Moje życie to jedna wielka porażka. Wzięłam prysznic i nago przemknęłam z łazienki do pokoju.
– Ładny tyłek! – krzyknął facet Treya, przyłapując mnie w korytarzu.
– Ładny… penis – odpowiedziałam, patrząc na nagiego przyjaciela mojego współlokatora.
– Piękny, nie? – wtrącił Trey, obejmując od tyłu kolegę.
– Bądźcie tylko cicho, dobra?
– Masz to jak w banku! – Trey mrugnął do mnie, a ja wróciłam do swojej sypialni. Wsunęłam bokserki, koszulkę do spania i rzuciłam się na łóżko. Zasnęłam, zanim zdążyłam policzyć do pięciu. Jak się okazało, nie na długo.
Jezu zabiję go! – pomyślałam. Przecież prosiłam, aby byli cicho. Zwykle nie przeszkadzają mi jęki za ścianą, ale dziś naprawdę, naprawdę potrzebuję spokoju. Czyżbym przechodziła jakiś kryzys lub wakacyjną depresję? Jest w ogóle coś takiego jak wakacyjna depresja? Nie potrafię nawet do końca wytłumaczyć, co się ze mną dzieje. Czy to hormony? Jestem drażliwa, nerwowa, a cierpliwości nie mam za grosz. Ostatnio zdarzało mi się nawet popłakiwać w poduszkę, a takie zachowanie jest zupełnie do mnie niepodobne. Nie chcę wyjść na upierdliwą współlokatorkę, więc tylko walnęłam w ścianę pięścią i krzyknęłam:
– Trey, ciszej! – mimo tego, że głównie słyszę tego drugiego. W odpowiedzi usłyszałam:
– O tak! Tak! Trey!
Wywróciłam oczami i zakryłam głowę poduszką. Niech to szlag! W końcu nie wytrzymałam i poszłam ich uciszyć. Wparowałam do pokoju bez pukania i zaczęłam wrzeszczeć.
– Kurwa, Trey, prosiłam… – spojrzałam na plątaninę ciał, w której bierze udział mój przyjaciel i dwóch innych kolesi. Zaniemówiłam, Trey zeskoczył z łóżka i zakrył się kocem kompletnie zażenowany.
– Sorry, Reb – rzucił nerwowo i podał swoim „kolegom” bokserki, by się ubrali.
– Wynajmuj sobie pokój w hotelu czy coś – warknęłam i wyszłam, trzaskając drzwiami. Nieraz widziałam go w różnych akcjach, ale dziś nie mam ochoty na atrakcje. Jego życie seksualne jest porównywalne do życia gwiazd rocka, a moje? Moje w ogóle nie istnieje. Może dlatego tak drażni mnie fakt, że sprowadza sobie co weekend tuziny facetów. Moja frustracja sięga zenitu, bo niektórzy z nich są naprawdę nieźli, przynajmniej fizycznie, a przeszli na ciemną stronę i wolą, jak mówi Trey, „paróweczki zamiast bułeczek”. Gdy weszłam do kuchni, usłyszałam, że Trey odprowadza swoich znajomych do drzwi i przeprasza, że tak szybko się skończyło. Zarzeka się, że następnym razem będzie dłużej, o ile spotkają się w innym miejscu. Ze złości wyciągnęłam z lodówki zimną tortillę i zjadłam. Wiem, że nie powinnam jeść o tej porze, ale chyba tylko to jest w stanie jakoś mnie w tym momencie uspokoić.
– Sorry, Reb – powtórzył Trey, wchodząc do kuchni. – Mówiłem, by byli cicho…
– Nie posłuchali – warknęłam gniewnie.
– No już, nie gniewaj się. Przecież wiesz, że nie znoszę, gdy się dąsasz – podszedł i objął mnie swoim silnym ramieniem.
– Nie dąsam się, jestem tylko sfrustrowana…
Roześmiał się i cmoknął mnie w policzek:
– Już ci mówiłem, że jestem do twojej dyspozycji, jeśli tylko najdzie cię ochota – wyszczerzył zęby, bo nigdy nie ukrywał, że mimo jego odmiennej orientacji, chętnie by mnie porządnie przeleciał.
– Słysząc te krzyki, zaczynam się na poważnie zastanawiać… Musisz być cholernie dobry w te klocki – cień uśmiechu pojawił się na moich ustach, nie potrafię się długo gniewać na tego idiotę. Teraz uśmiechnęłam się szeroko i puściłam oczko, byle tylko nie pomyślał sobie, że naprawdę o tym myślę.
– Może wtedy by ci ulżyło. Kiedy ostatnio miałaś porządnego penisa między udami?
Podrapałam się po głowie.
– Nigdy.
– No właśnie. Nie sądzisz, że mając dwadzieścia jeden lat powinnaś już dawno pozbyć się dziewictwa?
– Pozbyć się? A co to, stara kanapa, żeby się tego pozbywać? – skrzywiłam się.
– Nie zastanawiasz się, jak to jest?
– Oczywiście, że się zastanawiam. Myślisz, że jestem taka zimna i nieczuła?
– Tego nie powiedziałem.
– Po prostu chcę spotkać faceta, nawet nie muszę go kochać, ale musi na mnie zasługiwać i szanować. A praca, którą wykonuję, nie ułatwia mi znalezienie takiego faceta… Sam przecież wiesz.
– To zmień pracę, co za problem?
– Taki, że nie mam szkoły?
– Gówno tam szkoła,