Na szczycie. K.N. Haner

Читать онлайн.
Название Na szczycie
Автор произведения K.N. Haner
Жанр Любовно-фантастические романы
Серия
Издательство Любовно-фантастические романы
Год выпуска 0
isbn 978-83-7942-511-2



Скачать книгу

fajny!

      – Masz ochotę się zabawić? – spojrzał na mnie dziwnie.

      – W jakim sensie?

      – No, ty kogoś wyrwiesz i ja…

      – Kogo już sobie upatrzyłeś? – rozejrzałam się wkoło, by dojrzeć jego ofiarę.

      – Tam – przyciągnął mnie do siebie i wskazał ręką na faceta przy barze.

      – Wóda padła ci na wzrok – roześmiałam się na widok niskiego, krępego Murzyna, który gapił się w naszą stronę i pożerał wzrokiem Treya.

      – Dawno nie miałem ciemnoskórego… – powiedział, jakby mnie prosił o pozwolenie.

      – Jak chcesz, Trey, ale ja nie mam na nikogo ochoty.

      – Możesz się przyłączyć – posłał mi ten swój uśmiech.

      – Zobaczymy. Idź – pchnęłam go w stronę baru i już po minucie Trey całował tego małego chłopca, intensywnie obmacując mu tyłek. Świetnie! Nie zostało mi już nic innego, jak się nawalić. Zamówiłam kolejnego drinka i kilka kieliszków czystej, zbyłam w tym czasie trzech facetów, którzy prosili mnie do tańca. Trey zniknął w kiblu ze swoją dzisiejszą zdobyczą, a ja dobijałam się sama przy barze. Nawet nie musiałam prosić kelnera, nalewał mi automatycznie, za co zresztą dostawał napiwki. Gdy skończyła mi się gotówka, musiałam odszukać Treya. Kolejka do męskiej łazienki ciągnęła się w nieskończoność, a najzabawniejsze było to, że w jednej z kabin odbywała się mała prywatna orgia. Usiłując dostać się do kibli, musiałam pokonać tabun pijanych facetów.

      – Jak skończysz, mnie także możesz obciągnąć! – rzucił jeden z nich.

      – Spoko, ale chyba cię na mnie nie stać, kotku – pokazałam mu środkowy palec i zapukałam do pierwszej z kabin. – Trey! Trey!

      Dotarłam do piątej i wreszcie ich znalazłam.

      – Mała, błagam! Nie teraz! – Trey nawet nie wyszedł z tyłka tego kolesia. Posuwał go dalej na moich oczach.

      – Pożycz mi gotówkę, bo mi się skończyła – próbowałam nie patrzeć na wyraz twarzy tego biedaka. Trey jest hojnie obdarzony przez naturę i czuć to w dupie, to zapewne nic przyjemnego.

      – Za chwilę! – Zamknął oczy i chwycił chłopaka za biodra.

      – Och Trey! Tak! Pieprz mnie, Trey! – wyjęczał i trysnął na ściankę małej ubikacji.

      – Chryste! – warknęłam i trzasnęłam drzwiami. Ostatnie, na co miałam teraz ochotę, to widok dochodzącej ofiary Treya.

      – Co z tym lodem? – zapytał ten sam koleś, chwytając mnie za dłoń.

      – Spieprzaj! – odepchnęłam go agresywnie.

      – Jaka ostra! Lubię takie. – Ruszył za mną pod sam bar.

      – Powiedziałam: spieprzaj! Której litery tego słowa nie rozumiesz? – warknęłam i odwróciłam wzrok.

      – Twój facet zabawia się z innym w kiblu, chyba nie musisz tak na niego czekać.

      – To nie mój facet – spojrzałam na niego beznamiętnie. – Postaw mi drinka.

      – Może lepiej kolejkę?

      – Może być – machnęłam lekceważąco ręką. Muszę przyznać, że chłopak naprawdę się starał. Ewidentnie miał ochotę na bzykanie i myślał, że trafił na pijaną, wściekłą laskę, którą w prosty sposób zaliczy. Nieco się zdziwił, gdy po piątej kolejce wrócił Trey.

      – Co tam? – Wszedł między nas i oparł się o bar.

      – Chcę do domu – wybełkotałam kompletnie narąbana.

      – Wezwać taksówkę? – Kiwnęłam twierdząco głową, nie będąc w stanie sklecić zdania. W głowie mi szumiało, a świat wirował. Gdy zsunęłam się z wysokiego krzesła, padłam na kolana jak długa. – Rany, mała! – Trey podniósł mnie z podłogi, a ja zaczęłam bezwiednie chichotać. Nie wiem, co jest śmiesznego w tym, że narąbałam się jak szpadel i robię z siebie kompletną idiotkę. Nawet nie pamiętam, jak dotarłam do taksówki, a potem do naszego mieszkania, które wynajmowaliśmy razem od dwóch lat.

      Rano obudziłam się z ogromnym kacem. Mój Boże! Po co ja się tak złoiłam? Zakryłam dłonią oczy, bo promienie słoneczne, które wpadały przez okno, prawie mnie zabiły. Nie mam pojęcia, która jest godzina i gówno mnie to obchodzi. Przekręciłam się na bok i zobaczyłam przy łóżku miskę, butelkę z wodą i paczkę polopiryny. Och, Trey! Jak ja cię kocham. Wypiłam prawie pół butelki jednym haustem, łyknęłam dwie tabletki i zasnęłam ponownie.

      Weszłam do klubu, w którym pracuję. Napis przy wejściu uświadomił mi, że nie powinnam tu być. Co ja tu, kurwa, robię? Mam takiego kaca, że nie dam rady zatańczyć żadnego pokazu – od razu się porzygam. Nie mam wyjścia, Suzanne nie dała mi wolnego, gdy rano dzwoniłam. Głupia zdzira.

      – Reb, masz dziś wieczór kawalerski – rzuciła od progu tym swoim wkurwiającym tonem.

      – Nie dam rady, dzwoniłam przecież.

      – Gówno mnie to obchodzi, jesteś na zastępstwie, za Sylvię.

      – A dlaczego ona ma wolne, a ja nie? – syknęłam.

      – Bo zaczął jej się okres.

      – A ja mam kaca!

      – Lepiej się do tego nie przyznawaj! Przebierz się i zmiataj na scenę!

      – Wal się, Suzanne – burknęłam pod nosem tak, by nie usłyszała. Rany, jak ja to wytrzymam? Poszłam do garderoby, zerknęłam na grafik. Bosko, po prostu bosko – strój na dziś: anioł. Cudownie! Szczególnie dzisiaj marzę, aby zabawiać napalonych idiotów w stroju anioła. Mogłoby nastąpić dziś trzęsienie ziemi lub coś w tym stylu, przecież o niewiele proszę…

      – Cześć, Reb!

      – Cześć, Kim – wymusiłam uśmiech do koleżanki, jedynej dominy w klubie. Publika ją uwielbia, podobnie jak ja. Jestem zafascynowana tym, co ona wyprawia z facetami. Sprawia, że płaczą u jej stóp i błagają ją o litość.

      – Ciężki wieczór? – zapytała, widząc, w jakim jestem stanie.

      – Cholernie ciężki. Mam kaca, wymiotowałam cały ranek, a Suzanne wpisała mnie na wieczór kawalerski w zastępstwie za Sylvie.

      – A jej co znowu?

      – Okres – Kim pokręciła głową i westchnęła.

      – Za tydzień robimy sobie babskie wyjście z dziewczynami. Chcesz iść z nami?

      – Tułaczka po klubach, chlanie, tańce do rana i dobra zabawa? – Kim pokiwała twierdząco głową – Pewnie… Nie odpuszczam dobrej imprezy – uśmiechnęłam się i przybiłam jej piątkę. Pogadałyśmy chwilę, Kim pomogła założyć mi strój anioła, na który składają się koronkowe stringi, pas do pończoch, biustonosz, gorset i peleryna z piórami. Wszystko oczywiście w bieli. Gdy wyjrzałam zza kurtyny, ujrzałam około piętnastu napalonych facetów skupionych pod sceną. Wszyscy mieli na sobie durne koszulki z niby zabawnymi napisami. Żeby chociaż jeden z nich był godny uwagi, ale nie – same palanty. Myślą, że wymachując mi pięciodolarówką przed tyłkiem, zrobią na mnie wrażenie? Niestety, dopłacili za taniec na kolanach. I do tego muszę udawać, że mi się to podoba. Czy ja naprawdę chcę to robić? Gdyby nie fakt, że mam zadowalające napiwki, już dawno zmieniłabym pracę. A może czas pomyśleć o zmianie? Tylko na jaką? Kelnerka? Barmanka? Nie mam studiów, więc jestem na straconej