(Nie)pamięć. Марк Леви

Читать онлайн.
Название (Nie)pamięć
Автор произведения Марк Леви
Жанр Поэзия
Серия
Издательство Поэзия
Год выпуска 0
isbn 978-83-8110-803-4



Скачать книгу

nigdy nie byłam zazdrosna. Po prostu od śmierci mamy ma talent do spotykania się wyłącznie z lafiryndami.

      – Skoro lafiryndy go uszczęśliwiają, co ci to szkodzi?

      – Gdyby przynajmniej go uszczęśliwiały… Ale nigdy tak się nie dzieje.

      – Zaczekaj, aż ją poznasz, daj jej szansę.

      – Jakbym miała jakiś wybór… Rozmawiałeś z Lukiem? Spodziewałam się w nocy SMS-a od ciebie.

      – Ja też czekałem na twoją wiadomość.

      – Jak on to przyjął?

      – No, cieszy się ze względu na nas.

      – Naprawdę?

      – Twój ojciec zostanie na cały weekend?

      – Prawdopodobnie tak, bo co?

      – Bo przypuszczam, że się nie zobaczymy, i czas będzie mi się dłużył. Wiem, że jeszcze za wcześnie, by mówić takie rzeczy, Luke wręcz mi to odradzał, ale jestem zbyt wypompowany, żeby udawać.

      – Zauważ, że skoro ojciec chce mi przedstawić swoją nową zdobycz, nie widzę powodu, dla którego nie miałabym mu odpłacić pięknym za nadobne.

      – Krótko mówiąc, chciałabyś, żebym robił za lafiryndę?

      Hope zakrztusiła się herbatą, której łyk właśnie upiła.

      – Luke nie mógł ci odradzić wyznania, że beze mnie w weekend czas będzie ci się dłużył…

      – Jaki jest twój ojciec?

      – Trochę staroświecki, za to wspaniały i nie rób takiej miny, nie zje cię. – Hope popatrzyła na zegarek i wstała. – Zastanawiałam się nad naszą rozmową. Moim zdaniem to nie najlepszy pomysł, żebyśmy razem pracowali.

      – A gdybym ci pokazał coś naprawdę niewiarygodnego, dałabyś mi ostatnią szansę, żebym cię przekonał?

      – Zawsze możesz spróbować.

      – Najpierw musisz mi obiecać, że nikomu o tym nie powiesz. Mógłbym mieć poważne kłopoty.

      – Syntetyzujecie jakiś narkotyk?

      – Szacunek, jakim mnie darzysz, jest wzruszający.

      – Co do jednego Luke miał rację: poczucie humoru to nie jest twoja najmocniejsza strona.

      – Czyli że rozmawiacie o mnie za plecami?

      – Tak samo jak rozmawiamy w tej chwili o nim. Dobra, słucham cię, skoro w tym tygodniu muszę dać szansę wszystkim.

      Josh pochylił się ku Hope i pocałował ją.

      – Będziesz musiała poczekać do wieczora, a ja nie jestem „wszyscy” – powiedział, oddalając się.

*

      W tej samej chwili Luke opuścił budynek i skierował się na parking. Wsiadł do samochodu, wsunął dłoń pod fotel, wyciągnął spod niego notes, w którym czym prędzej coś zapisał, po czym odłożył go na miejsce. Wyszedł z auta, zatrzasnął drzwi bez blokowania, podniósł umieszczoną w przednim błotniku antenę i popędził do głównej auli.

      Gdy Luke pchnął drzwi, profesor Flinch prowadził wykład już od pół godziny.

      – Spóźniłeś się – szepnął Josh, przesuwając nogi, by go przepuścić.

      Przyjaciel usiadł w ławie i wyjął tablet.

      – Coś mnie ominęło?

      – Nie, nic specjalnego.

      – Gdzie jest Hope?

      W rzędzie przed nimi ktoś podniósł rękę.

      – Zaspałem – dodał Luke.

      Hope odwróciła się i zgromiła go wzrokiem. Luke posłał jej uśmiech i skupił uwagę na Flinchu, który przebiegał palcami po klawiaturze komputera połączonego z projektorem.

      – Teraz, kiedy jesteśmy w komplecie i zapanowała cisza – oznajmił profesor, ostro besztając tego, który właśnie przerwał mu wykład – chciałbym wam przedstawić równie imponujący, jak obiecujący eksperyment, który przeprowadziło niedawno sześciu moich studentów. Przyczepili oni do głowy małpy elektrody, aby komputer mógł rejestrować impulsy elektryczne wysyłane przez jej mózg. Szczególnie gdy małpa posługuje się prawą ręką.

      Na ekranie za plecami Flincha pojawiło się zdjęcie marmozety. Wyglądała jak naczelne, które wysyłano w kosmos w XX wieku.

      – Wiadomość dla wszystkich tych, którzy obawiają się o los Maka (to imię naszego uroczego kandydata): możecie być całkowicie spokojni, jak sami widzicie, elektrody znajdują się na ruchomym kasku i nie powodują żadnego cierpienia. – Przez salę przebiegł pomruk zadowolenia. Flinch rozciągnął wargi w uśmiechu, cmoknął i kontynuował wykład: – Dzięki temu zdołaliśmy się dowiedzieć, co robi mózg Maka, aby mógł on poruszać łapą na wszelkie sposoby… – Na kolejnym obrazie ukazała się seria linii odpowiadających encefalogramowi małpy. – Następny etap polegał na podłączeniu tego samego komputera do protezy ręki. – Nowy obraz, tym razem przedstawiający mechaniczne ramię wraz z palczastą dłonią. – Umieściliśmy tę protezę w drugim pokoju. Odczytując fale emitowane przez mózg małpy, komputer w krótkim czasie nauczył się kontrolować mechaniczne ramię… powinienem raczej powiedzieć: wydawać mu polecenia, aby odtwarzało ruchy, jakie Mako wykonywał prawdziwą ręką.

      Ekran za profesorem podzielił się pionowo, by wyświetlić równocześnie dwa filmy. Po lewej Mako machał ręką, po prawej jego ruchy idealnie naśladowała mechaniczna proteza. W sali rozległy się oklaski. Rozradowany Flinch dał studentom znak, by jeszcze przez chwilę powściągnęli entuzjazm.

      – Proszę o spokój, najlepsze dopiero przed nami. W pokoju, w którym znajdowała się nasza marmozeta, zainstalowaliśmy ekran, na którym mogła zobaczyć tę sztuczną rękę. Mako był zafascynowany.

      Zaintrygowana mina małpy wywołała powszechną wesołość. Nie roześmiała się tylko Hope, która nie widziała nic komicznego w tym, na co skazywano to zwierzę.

      – Mako wkrótce zrozumiał, że robot naśladuje każdy ruch jego ręki. I gra ta bardzo go bawiła. Jak sami widzicie na zdjęciach, Mako bez przerwy poruszał ręką, żeby sterować robotem. W gruncie rzeczy czy nie tak właśnie uprzyjemniają sobie czas mali i duzi za pomocą zabawek na pilota?

      Kolejny wybuch śmiechu wśród zebranych, lecz oto nagle Mako zastygł i cała sala również zastygła, gdy po lewej stronie ekranu sztuczna ręka gestykulowała nadal, natomiast małpa tkwiła całkowicie nieruchomo.

      – A tak, tak, wcale wam się nie wydaje! – wykrzyknął w przypływie zadowolenia Flinch. – Nasza marmozeta potrafi poruszać sztuczną ręką za pomocą samych fal mózgowych.

      Studenci wstali i zaczęli bić brawo.

      – Możecie sobie wyobrazić, jakie nadzieje budzą wyniki tego doświadczenia – ciągnął gromkim głosem Flinch.

      Tym razem rozległa się prawdziwa burza oklasków.

      – Pomyślcie, ilu naszych żołnierzy straciło kończyny na polu bitwy. W najbliższej przyszłości znów będą mogli żyć normalnie.

      Hope odwróciła się do Josha i Luke’a.

      – Jak tak dalej pójdzie, ten nadęty dupek już niedługo każe nam oddać na siebie głos w wyborach prezydenckich – rzuciła z zaciętą miną.

      I podczas gdy Flinch zachęcał studentów do przeczytania szczegółowego sprawozdania z eksperymentu, które jego asystenci mieli rozdać