Nasturcje i ćwoki. Marcin Szczygielski

Читать онлайн.
Название Nasturcje i ćwoki
Автор произведения Marcin Szczygielski
Жанр Поэзия
Серия
Издательство Поэзия
Год выпуска 0
isbn 978-83-60000-60-1



Скачать книгу

dziać w środku mnie, skoro takie efekty pojawiają się na zewnątrz? Strach pomyśleć. Mam wrażenie, że przez ten rok z kawałkiem nic innego nie robiłam, tylko do niego mówiłam, a on do mnie milczał. „Porozmawiajmy o nas” – cisza. „Kochasz mnie?” – cisza. „O czym myślisz?” – cisza. Mogłoby się wydawać, że jest małomówny, ale skąd – na temat nowego systemu w swoim komputerze albo jakichś idiotycznych rozszerzeń do czegoś tam potrafił rozmawiać godzinami, a jakie bogate miał wtedy słownictwo! Szczerze mówiąc, to ja takich słów nigdy nie słyszałam, przynajmniej części. Jedzenie, telewizja i seks – całe nasze życie. Ach, no i jeszcze mnie straszył. Uwielbiał to. Zaczajał się za wieszakiem w przedpokoju, za fotelem, w ciemnej łazience albo kuchni i wyskakiwał, kiedy przechodziłam. Bawiło go to do łez, bo ja za każdym razem wrzeszczałam. Dostałam w końcu regularnej nerwicy. Nie umiałam normalnie wejść do pomieszczenia, jeśli nie miałam Michała na oku. Pamiętam, że kiedyś stałam w drzwiach do dużego pokoju przez pięć minut, zaglądając jak pies do jatki i mówiąc: „Michałku, proszę cię, nie strasz mnie, nie rób tego, Michałku, błagam, pokaż się, Michałku”, a potem się okazało, że on poszedł do sklepu i po prostu nie było go w domu. Zanim to odkryłam, obeszłam całe mieszkanie niemal w półprzysiadzie, niczym jakiś komandos czy szpieg z Krainy Deszczowców. Potworne przeżycie! A on tego samego wieczoru wypożyczył z Beverly Hills Video Egzorcystę i powiedział, że sobie razem obejrzymy wieczorem dla rozrywki. Odmówiłam uczestniczenia w seansie, tłumacząc grzecznie, że czuję się doskonale rozerwana, ponieważ podobne przeżycia mam na co dzień, a tamtego dnia szczególnie. Obraził się.

      W dodatku Michał był niesłychanie trudny w prowadzeniu. Trzy miesiące zajęło mi nauczenie go chowania brudnej bielizny i skarpet do kosza w łazience, słania łóżka i ustawiania butów w przedpokoju, cztery miesiące odnoszenie brudnych naczyń do kuchni. Najtrudniej było z dłubaniem w nosie. Ja nie wiem, co ten chłopak miał, sprzężenie jakieś czy odruch psa Pawłowa – wystarczyło włączyć telewizor i posadzić go na fotelu, a już pchał palec do nosa. Istny koszmar – rozważałam już nawet zainstalowanie jakiegoś systemu przywiązywania ręki do poręczy fotela, aż wpadłam na genialny pomysł. Maść tygrysia! Wystarczyło posmarować mu wskazujący palec cztery razy i wreszcie przestał. Polecam zainteresowanym. W miarę łatwo poszło mi z jego beznadziejnymi ubraniami, bo po prostu wywaliłam prawie wszystkie jego szmaty, kiedy się do mnie wprowadził, i za grosze albo wręcz za nic pościągałam nowe z sesji zdjęciowych w „Stylle”. Trochę się bulwersował na początku, ale nie miał wyjścia. No i wszystko na darmo. Kiedy już osiągnęłam jaki taki efekt, Michał bardzo sprytnie wykręcił kota ogonem, sprowokował mnie, wykorzystał okazję, spakował błyskawicznie ciuchy, które sama dla niego zdobyłam, i tyle go widziałam. Zapisałam sobie dokładnie przebieg tamtego popołudnia w pamiętniku jako ponurą przestrogę dla samej siebie, że nie należy zbyt się poświęcać i angażować w mężczyznę.

      14 grudnia 2001 roku

      M – D – 18.37 (17.15!) – ? – O!!! = 0 = –!

      To znaczy, że Michał przyjechał do domu o osiemnastej trzydzieści siedem, chociaż wyszedł z pracy o siedemnastej piętnaście. Przeciętny dojazd z bliskiego Żoliborza, gdzie pracował jako fotoserwisant w agencji fotograficznej, do domu zajmował mu w godzinach szczytu pięćdziesiąt minut. Tego dnia jechał o dwadzieścia dwie minuty dłużej. Duże „O” oraz wykrzykniki oznaczają moją uwagę na ten temat. Przywiózł mi kwiaty, to prawda, róże, ale ich zakup nie mógł trwać dłużej niż pięć minut. No, powiedzmy siedem. A co z resztą czasu? Zero oznacza, że wymigał się od odpowiedzi, co zaowocowało minusem, jaki mu postawiłam. Dużym minusem, czego dowodzi wykrzyknik.

      Resztę wieczoru zapisałam w pamiętniku w całości, rezygnując z sytemu kodowania, co świadczy o moim silnym wzburzeniu.

      Po zakończeniu dyskusji, w której zresztą Michał prawie nie brał udziału, ponieważ zamknął się w łazience i prawie zdarłam sobie gardło, rozmawiając do niego przez drzwi, postanowiłam przygotować kolację. Nie zasłużył sobie co prawda, ale przecież powinien coś zjeść. SAMA rozpakowałam zakupy, które zrobił w porze lunchu – 71,30 zł, był paragon – zdecydowanie za drogo, ale powstrzymałam się od komentarza. Zrobiłam herbatę chińską czerwoną, awokado z krewetkami, majonezem i kaparami oraz pieczywo czosnkowe bez czosnku. Do tego piwo Miller. Następnie poluzowalam antenę w telewizorze, aby zapobiec oglądaniu „Faktów” podczas kolacji, bowiem widok krwi oraz Tomasza Lisa psuje mi apetyt. O godzinie dziewiętnastej zero jeden Michał wyszedł z łazienki i zgodnie z moimi przewidywaniami włączył telewizor. Widok śnieżącego ekranu uspokoił mnie, udałam się więc do kuchni po sztućce. Kiedy wróciłam, telewizor odbierał dobrze, co mnie zdenerwowało. „Antena się wysunęła”oznajmił Michał. – „Ruszałaś coś?”. Powiedziałam, że nie oraz żeby wyłączył to pudło, bo jest kolacja. Po krótkiej wymianie zdań Michał zgodził się na wyłączenie dźwięku, usiadłam zatem przy stole tyłem do ekranu. Michał usiadł naprzeciwko, ale nieco z lewego boku, żeby widzieć telewizor, wstałam więc i przeniosłam z komody wazon z różami (dwadzieścia siedem sztuk, a ostatnio przynosił trzydzieści pięć), który postawiłam na stole z lewej strony. Michał westchnął i przestał wyciągać szyję. Zapaliłam dwie świece ustawione na stole z prawej strony (na wszelki wypadek), a następnie opowiedziałam Michałowi, co robiłam tego dnia oraz w co kto był ubrany, a także o czym rozmawiałyśmy w redakcji. Ponieważ czytałam ostatnio w „Cosmo”, iż w prawdziwym, zdrowym związku dwojga dorosłych ludzi ważną rolę odgrywa dialog, wtrącałam co jakiś czas sformułowania: „a co ty o tym myślisz?” oraz „jak sądzisz?”, dając Michałowi po trzy sekundy na odpowiedź. Nie skorzystał jednak z tej możliwości. Następnie, dając wyraz troski i przywiązania, pouczyłam Michała, że przy stole należy siedzieć prosto i nie garbić się oraz że nie należy jeść krewetek palcami. Michał odpowiedział, że wie, ale to awokado jest wyjątkowo twarde. Nie widziałam związku między jedzeniem krewetek palcami a twardością awokado, które zresztą on sam kupił, bo ja nie kupiłabym podobnie twardego, o czym natychmiast powiedziałam. Na to Michał powiedział mi, żebym mu dała spokój, bo jest zmęczony. Zmęczony! Czym on może być zmęczony, pytam ja się kogo. Cały dzień siedzi sobie wygodnie na krzesełku, wyszukuje zdjęcia w internecie i ogląda slajdy. JA to dopiero jestem zmęczona i on w ogóle nie wie, co to jest zmęczenie, bo jakby był taki zmęczony jak ja, toby chyba w ogóle palcem nie ruszył, a ja ruszam. Na to on odparł, że znów bardzo mnie prosi, żebym mu dała spokój. Zapytałam więc, co on rozumie przez spokój, a on odpowiedział, żebym go przestała zamęczać. Zamęczać! No, skoro dla niego zwykła rozmowa ze mną – powiedziałam – jest męcząca, to ja już nie wiem, bo skoro kogoś się kocha, to chce się z nim rozmawiać, bo z kim rozmawiać, jak nie z kimś, kogo się kocha? Czy to znaczy – zapytałam – że on mnie już nie kocha? Na to Michał powiedział, że przeciwnie, b. mnie kocha i że przecież przywiózł mi kwiaty. Odparłam więc, żeby on mi tu kwiatami ust nie zatykał, bo kwiaty o niczym nie świadczą. W dzień Wszystkich Świętych też się wozi kwiaty na groby i to wcale nie świadczy o miłości, ale o tym, że tak wypada. Na to Michał powiedział, że ja nie jestem na pewno jak grób, bo grób milczy, a ja nie. B. się zdenerwowałam i powiedziałam, że może lepiej by było, żeby on sobie poszukał w takim razie jakiejś nieboszczki, bo żadna żywa kobieta z nim nie wytrzyma, chyba że ślepa i głucha, a i to nie na pewno. Michał w ogóle nie odpowiedział, tylko westchnął znacząco, co mnie jeszcze b. zdenerwowało, powiedziałam więc, żeby tak nie wzdychał. Na to Michał powiedział, że on już nie ma siły i że chyba przynajmniej westchnąć na własną rękę mu wolno. Odparłam, że on nie wie, co znaczy nie mieć siły, bo ja to dopiero nie mam siły, a nie on i że nie będzie mi tu tak znacząco wzdychał w moim własnym domu. Jak mu nie odpowiada – powiedziałamto proszę, droga wolna, bo nikt go tu siłą nie trzyma, a ja ciekawa jestem, co on by zrobił w ogóle gdyby nie ja. Michał odparł, żebym nie kusiła losu, bo on by sobie świetnie poradził, i że nie mieszka ze mną ze względu