Zerwa. Remigiusz Mróz

Читать онлайн.
Название Zerwa
Автор произведения Remigiusz Mróz
Жанр Крутой детектив
Серия Komisarz Forst
Издательство Крутой детектив
Год выпуска 0
isbn 978-83-8075-483-6



Скачать книгу

ktokolwiek zdążył zareagować, mężczyźni chwycili zwłoki i natychmiast przesunęli je na polską stronę.

      Mogli tym samym zatrzeć ślady, ale na tym etapie Dominika musiała uznać, że najważniejsze jest przełamanie pata. Sprawca mógł nadal być w górach – i zagrażać turystom, których na szlakach z każdą godziną będzie coraz więcej.

      Kiedy ofiara znalazła się na polskiej części wierzchołka, prokurator odetchnęła z wyraźną ulgą. Forst wiedział doskonale dlaczego. W miejscu, które wskazała, nie było żadnego śladu – czerwień na skale pochodziła nie z krwi, ale z oznaczenia szlaku.

      Słowacy uświadomili sobie to jednak o moment za późno.

      – Właśnie zyskała sobie pani moją dozgonną sympatię – powiedział Osica.

      Tego samego nie mogli powiedzieć zgromadzeni po drugiej stronie.

      – Byłam przekonana, że już od dawna ją mam.

      – Mniejsza z tym. Bierzmy się do roboty.

      Forst przykucnął przy zwłokach, ale nie zdążył sprawdzić monety, gdyż jego uwagę ściągnęli wchodzący od polskiej strony technicy i TOPR-owcy. Jeden z mężczyzn w charakterystycznym polarze zatrzymał się jak rażony piorunem, wbijając wzrok w Wiktora.

      Ratownik sprawiał wrażenie, jakby zobaczył ducha.

      – Co pan tu robi? – spytał.

      Forst niepewnie się podniósł.

      – Znamy się?

      – O tyle, o ile – odparł TOPR-owiec. – Spotkaliśmy się kilkanaście godzin temu w schronisku na Morskim Oku.

      – Co takiego? Byłem… byłem w górach?

      Ratownik przyjrzał mu się jeszcze uważniej.

      – Wczoraj wieczorem. Nie pamięta pan?

      Pytanie zdawało się osiąść nad szczytem jak ciemne chmury.

      PRZEDTEM

      Port lotniczy Alicante-Elche, Walencja

      4

      Przelot boeingiem 737-8AS z Modlina do Alicante trwał trzy godziny i dwadzieścia minut. Forst miał wystarczająco dużo czasu, by się rozmyślić – ale nawet gdyby to zrobił, byłoby już za późno, by zawrócić.

      Gdzieś nad Morzem Liguryjskim, mniej więcej półtorej godziny po starcie, Wiktor zyskał pewność, że będzie żałował tej wyprawy.

      Musiał się jednak na nią zdecydować. Klamka zapadła właściwie już w momencie, kiedy odebrał maila od Dolly. Wysyłając go, sama musiała doskonale zdawać sobie sprawę, że Wiktor wsiądzie w pierwszy samolot do Alicante.

      Mimo to po opuszczeniu hali przylotów Forst nie dostrzegł nigdzie krótko ostrzyżonej trzydziestolatki, przywodzącej na myśl żeńską wersję Dolpha Lundgrena.

      Ukradkowo powiódł wzrokiem po wszystkich, którzy czekali na podróżnych w długim korytarzu. Obawiał się, że nie tylko Dolly spodziewała się jego powrotu – ale dybiących na niego Rosjan także nigdzie nie dostrzegł.

      Z pewnością jednak ruszą jego tropem, gdy tylko go wywęszą. Siergiej Wasiljewicz Bałajew za punkt honoru postawi sobie, by wymierzyć mu sprawiedliwość. Forst wprawdzie oszczędził mu życie, uciekając z rezydencji nieopodal Torrevieja, ale upokorzył mafijnego bossa jak nikt do tej pory. Ani Bałajew, ani jego partnerka, Jola Wajerska, nie zapomną o stratach, jakie przez niego ponieśli.

      Forst opuścił lotnisko i nabrał głęboko tchu. Nie czuł jeszcze charakterystycznego, solnego zapachu, który wypełni jego nozdrza, kiedy tylko znajdzie się w pobliżu Torrevieja. Pamiętał go dobrze. A jeszcze bardziej zapadły mu w pamięci widoki nad Salinas.

      Wzdrygnął się na samą myśl, że dobrowolnie tutaj wrócił.

      Ale czy aby na pewno? Na dobrą sprawę nie miał innego wyjścia – wiadomość od Dolly była krótka, ale znacząca. Dziewczyna pytała, kim jest Olga Szrebska.

      Oględne informacje mogła odnaleźć już na pierwszej stronie wyników w wyszukiwarce. Te bardziej szczegółowe wymagały tylko kilku kliknięć więcej. Postać dziennikarki NSI była dobrze znana opinii publicznej i chyba każdy portal w Polsce rozpisywał się na temat udziału Olgi w śledztwie Forsta, jej zaginięciu, porwaniu i śmierci.

      Śmierci, na którą wciąż nie było dowodów. Ślady odkryte przez Wiktora w domu na obrzeżach Rabki-Zdroju dowodziły tylko, że Szrebska w pewnym momencie tam była. Wszystko inne znajdowało się w sferze domysłów – a przynajmniej tak powtarzał sobie Forst, zupełnie ignorując to, co usłyszał od Bestii z Giewontu.

      Pamiętnego dnia na Orlej Perci zabójca przyznał się do zabicia Olgi. Ale Wiktor nigdy do końca w to nie uwierzył. Nie chciał wierzyć.

      Dlaczego teraz, po tak długim czasie, o Szrebską pytała Dolly? Z pewnością nie po to, by dowiedzieć się tego, co łatwo mogła znaleźć w sieci. Pytanie w istocie powinno brzmieć: kim jest dla ciebie Olga Szrebska?

      Na nie jednak Forst nie miał dobrej odpowiedzi.

      Ruszył przed siebie, wypatrując taksówki bądź osób, które bez licencji czy zezwolenia woziły turystów do oddalonego o mniej więcej dziesięć kilometrów Alicante. Dostrzegłszy jednego z tych kierowców, natychmiast skierował się ku niemu.

      – Torrevieja? – zapytał, skinąwszy głową do mężczyzny.

      – Fifty euro.

      – Thirty.

      Kierowca zaśmiał się pobłażliwie.

      – No, no, my friend. Fifty.

      Wiktor wprawdzie nie musiał się targować, wciąż mając w zanadrzu pieniądze zarobione u Bałajewa, ale w końcu udało mu się zbić wyjściową stawkę o dziesięć euro. Na miejsce dotarł już po czterdziestu minutach, co było niezłym wynikiem, biorąc pod uwagę, że autobusem jechałby godzinę dłużej.

      Wysiadł przy oddziale banku, o którym w mailu pisała Dolly. To przy calle Ramon Galud miała znajdować się skrytka depozytowa – to, co było w środku, pozostawało jednak dla Forsta tajemnicą. Dziewczyna nie zdradziła tego w wiadomości, a na jego zwrotnego maila już nie odpowiedziała.

      Przesadnie go to nie dziwiło. Większość czasu spędzała na jachtach z arabskimi magnatami, odcięta od świata. Skupiała się wyłącznie na pilnowaniu, by dziewczyny Bałajewa robiły to, za co płacono im niemałe pieniądze.

      Forst był zdany na siebie, przynajmniej w tej chwili. Powiódł wzrokiem po froncie budynku, zastanawiając się, w jaki sposób dostać się do skrytki depozytowej. Zasady w tym banku były zapewne takie same jak w każdym innym – jeden kluczyk miał właściciel, drugi pracownik. Należało przedstawić jakiś dokument tożsamości, a potem udać się do niewielkiego pokoju, w którym klientowi zapewniano odpowiednią prywatność.

      Wiktor wciągnął nosem powietrze, starając się zignorować słony zapach, który działał na niego alarmistycznie.

      Wszedł do banku, skierował się do pierwszego wolnego stanowiska, a potem powitał pracownika zdawkowym uśmiechem.

      Młody mężczyzna pod krawatem odpowiedział znacznie bardziej uprzejmym i lepiej wytrenowanym grymasem.

      – Jak mogę pomóc? – zapytał.

      – Mam tutaj coś do odebrania.

      Pracownik skinął głową, czekając na więcej informacji. Blada skóra Forsta świadczyła jednoznacznie, że dopiero przyleciał i nie ma co liczyć na to, że stanie się stałym klientem.

      – Znajoma