Zerwa. Remigiusz Mróz

Читать онлайн.
Название Zerwa
Автор произведения Remigiusz Mróz
Жанр Крутой детектив
Серия Komisarz Forst
Издательство Крутой детектив
Год выпуска 0
isbn 978-83-8075-483-6



Скачать книгу

bez słowa położył przed nią kartkę.

      – Może mi pani pomóc?

      Zerknęła na napis i uśmiechnęła się.

      – Polecić panu którąś z książek jego autorstwa?

      – Słucham?

      – Azorína.

      – To jakiś pisarz?

      Skinęła głową, wyraźnie zdziwiona pytaniem.

      – José Martínez Ruiz – oświadczyła. – Sam często określał się jako Azorín. Zupełnie tak jak bohater jednej z jego książek.

      Wiktor podrapał się po głowie. Jakie to mogło mieć znaczenie? Nigdy nie ucinał sobie z Dolly pogawędek na temat literatury, właściwie najbliżej tego tematu znaleźli się, kiedy wspomniała o koktajlach Chodakowskiej, a on zbył to milczeniem.

      – Urodził się niedaleko Alicante – dodała dziewczyna, dostrzegając, że rozmówca nie ma pojęcia, o kim mowa. – Najgłośniejsze powieści publikował na początku dwudziestego wieku. To raczej smętne historie, ale pan mi wygląda na kogoś, kto takie lubi.

      Forst skinął głową. Nie chodziło o żadne książki. Ale jeśli Ruiz urodził się nieopodal, to z pewnością został w jakiś sposób upamiętniony w mieście.

      – Są tu jakieś jego pomniki? – spytał. – Place?

      – Jest przede wszystkim ulica.

      Wiktor nagle się ożywił.

      – Gdzie?

      – To jedna z najdłuższych w Torrevieja. Zaczyna się przy marinie, a kończy dopiero przy San Emigdio, niedaleko meczetu.

      – Ile ma? Kilometr, dwa?

      – Pewnie koło kilometra.

      Sporo. O wiele za dużo, żeby trafić w miejsce, do którego mogła kierować go Dolly. Czy to możliwe, że mieszkała gdzieś przy tej ulicy? Nie, raczej nie. Siergiej Bałajew zapewniał swoim dziewczynom mieszkania na obrzeżach miasta, a ludziom tak zaufanym jak Dolly z pewnością nawet niewielkie wille.

      – Jeśli chce pan zwiedzać, polecam nie iść dalej niż za skrzyżowanie z la Paz. Nie ma tam nic ciekawego.

      – To podejrzana dzielnica?

      – U nas nie ma już podejrzanych dzielnic.

      Nie zabrzmiało to przekonująco.

      – Kręci się tam trochę imigrantów, powoli zaczyna się mniej ciekawa zabudowa – dodała oględnie dziewczyna.

      Forst ochoczo skinął głową.

      – Jak tam trafię? – zapytał.

      Po chwili opuścił punkt informacji i udał się we wskazanym kierunku. Miał zamiar w końcu dowiedzieć się, jaki był powód, dla którego się tutaj pojawił.

      Im dalej na północ się zapuszczał, tym bardziej zmieniał się miejski krajobraz. Zadbana zabudowa o odświeżonych fasadach powoli ustępowała miejsca zwyczajnym, niczym niewyróżniającym się budynkom.

      Spadek poziomu zamożności mieszkańców był prawie namacalny i zwiększał się z każdą kolejną przecznicą. Na ścianach zaczynały pojawiać się graffiti, tagi i nieudolne bohomazy, turystyczne knajpki powoli zanikały, a zamiast nich pojawiały się lokalne niewielkie bary.

      Wypatrzywszy churreríę na rogu jednej z wąskich uliczek, Forst zaopatrzył się w niewielki posiłek na wynos. Ciepłe churros smakowały właściwie jak polskie pączki, choć kształtem przypominały pręty z głębokimi żłobieniami. Były tłuste i słodkie, Wiktor zdołał zjeść tylko kilka, a resztę wyrzucił do kontenera przy jednym z budynków.

      Przeszedł do końca ulicy, którą wskazała Dolly, a potem zatrzymał się na skrzyżowaniu z calle San Emigdio. Okolica rzeczywiście różniła się nieco od przybrzeżnej części Torrevieja, ale Forst spodziewał się większej biedy.

      Jeszcze kilkanaście lat temu może było ją tutaj widać. Miasto było wówczas najniebezpieczniejszym w całej Hiszpanii. Statystyki mówiły o ponad trzystu przestępstwach na każde dziesięć tysięcy obywateli. Torrevieja biła na głowę nawet opanowany przez mafię Benidorm.

      Teraz jednak sytuacja się zmieniła. Zabudowa wprawdzie była ciaśniejsza, nie tak zadbana, ale Forst nie spodziewał się problemów. Mógł do woli przechadzać się calle José Martínez Ruiz Azorín – nie wiedział tylko, co ma w ten sposób osiągnąć.

      Znalazł się w sytuacji bez wyjścia. Nie miał żadnej wskazówki, a nawet jeśli jakaś na niego czekała, nie sposób było ustalić, gdzie się znajduje. Ani czym w istocie jest.

      Rozładowując emocje za pomocą burkliwych przekleństw, chodził w jedną i w drugą stronę. Przypuszczał, że to daremne, ale nie miał alternatywy.

      Zrozumiał, jak bardzo się pomylił, już po chwili.

      Zawrócił przy końcu ulicy, a potem skierował się ku sennej, niemal wymarłej o tej porze dnia calle San José. Toczył wzrokiem po oknach, starając się wypatrzeć jakąkolwiek oznakę, że w tych domach rzeczywiście ktoś mieszka.

      Kawałek przed skrzyżowaniem stanął jak rażony piorunem. W jednym z okien wisiała fotografia, która wszystko zmieniła.

      Mimo że widoczna na niej kobieta miała przefarbowane włosy i fryzurę zupełnie inną, niż pamiętał, rozpoznał ją natychmiast. Na zdjęciu widniała Olga Szrebska.

      Forst wbijał wzrok w fotografię, nie mogąc uwierzyć w to, co widzi. Olga wyraźnie się zmieniła, nie tylko jeśli chodziło o włosy. Sprawiała wrażenie, jakby postarzała się o kilka dobrych lat.

      Wiktor zamrugał nerwowo i łapczywie nabrał tchu, jakby ktoś nagle podał mu tlen na szczycie tak wysokim, że rozrzedzone powietrze niemal uniemożliwiało tam oddychanie. Wciąż nie potrafił oderwać spojrzenia od zdjęcia, ale kątem oka dostrzegł czyjeś odbicie w szybie.

      Rozpoznał mężczyznę natychmiast.

      Mimo że człowiek ten nie miał prawa tu być.

      – Nieźle, Forst.

      Wiktor odwrócił się i powoli przeniósł wzrok na Aleksandra Gerca.

      TERAZ

      Północny wierzchołek Rysów, 2499 m n.p.m

      5

      W końcu przestało padać, ale Wadryś-Hansen miała wrażenie, że najciemniejsze chmury dopiero się nad nimi zbierają. Przenosiła wzrok z ratownika na Forsta i z powrotem, zastanawiając się, co to wszystko znaczy.

      TOPR-owiec nie miał powodu kłamać, musiał naprawdę widzieć Wiktora w schronisku. Po drodze na Rysy. Na tyle blisko, by Forst znalazł się tutaj w czasie, kiedy najprawdopodobniej doszło do zabójstwa.

      Na szczycie przez chwilę panowało milczenie. Nie była to jednak miła odmiana.

      – Jesteś pan absolutnie pewny? – zapytał Osica.

      – Tak, przecież… – zaczął ratownik i na moment urwał, marszcząc brwi. – Przecież rozmawialiśmy jakiś czas – dodał, patrząc na Wiktora.

      – O czym?

      – Nie pamięta pan?

      – Nie – odparł Forst.

      Technicy, którzy weszli z TOPR-owcem, zaczęli niepewnie rozkładać sprzęt, jakby nie byli do końca pewni, czy mogą przystąpić do pracy. Dominika czym prędzej skinęła im głową. Stracili wystarczająco dużo czasu, a ona do tej pory powinna mieć przynajmniej podstawowe informacje na temat tego, jak zginął mężczyzna leżący przy słupku granicznym.

      – Komentowaliśmy