Zerwa. Remigiusz Mróz

Читать онлайн.
Название Zerwa
Автор произведения Remigiusz Mróz
Жанр Крутой детектив
Серия Komisarz Forst
Издательство Крутой детектив
Год выпуска 0
isbn 978-83-8075-483-6



Скачать книгу

do nauki na własnych błędach.

      – W moim przypadku niespecjalnie, więc zostawmy mnie i zajmijmy się przyczyną twojej obecności.

      Popatrzył na Wadryś-Hansen ponaglająco, choć wiedział, że nie będzie musiał już długo czekać na konkrety. Znał ją na tyle dobrze, by mieć pewność, że zjawiła się tu w jasno określonym, służbowym celu – i że zaraz mu go przedstawi.

      Jakby na potwierdzenie tej myśli powiodła wzrokiem po innych pacjentach, a potem skinęła głową w stronę wyjścia.

      Po chwili usiedli na krzesłach w korytarzu. Dominika sprawiała wrażenie nieco zakłopotanej, jakby niepewnej tego, czy rzeczywiście może odsunąć amnezję Forsta na drugi plan i przejść do rzeczy.

      – Przypuszczam, że mamy trupa – odezwał się Wiktor.

      Wadryś-Hansen pokiwała lekko głową.

      – W górach?

      – Tak.

      – Gdzie konkretnie?

      – Na Rysach – odparła, a potem głęboko nabrała tchu. – Dokładnie na słupku granicznym. Połowa ciała znajduje się po polskiej, połowa po słowackiej stronie.

      – Kiedy go odnaleziono?

      – Dwie i pół godziny temu.

      Forst zerknął na niewielki zegarek na przegubie Dominiki. Dochodziła siódma, ruch na szlakach jeszcze na dobre się nie rozpoczął. Ci, którzy o tej porze znajdowali się w górnych partiach Tatr, byli na tyle odpowiedzialni, by nie alarmować mediów. Za kilka godzin sytuacja jednak zmieni się diametralnie.

      – Wyjechałam od razu po tym, jak dostaliśmy informację – dodała Wadryś-Hansen.

      – Spieszyło ci się.

      – Trochę.

      – A jednak najpierw przyjechałaś tutaj.

      Patrzyła na niego o moment za długo.

      – Musiałam sprawdzić, co z tobą.

      – Częściowo ci wierzę – odparł, uśmiechając się blado. – A częściowo nie, bo za tą troską kryje się coś więcej.

      Poczuł mrowienie na plecach. Powód, dla którego Dominika po drodze na miejsce zdarzenia zatrzymała się w szpitalu, mógł być tylko jeden.

      – Znaleziono monetę? – odezwał się Wiktor.

      – Tak.

      Forst miał wrażenie, że nagle z ust i gardła znikła mu cała ślina. Kaszlnął nerwowo.

      – Jaką?

      – Zobaczymy na miejscu.

      – My?

      – Ze wszystkich oficerów policji to właśnie ty powinieneś być na miejscu.

      – Nie jestem już…

      – To teraz nieważne, Forst. Liczy się, że tylko ty możesz powiedzieć, czy to jego robota.

      – Na to mogę odpowiedzieć już teraz: nie – zastrzegł stanowczo. – Bestia z Giewontu nie żyje. Skurwysyn spadł w przepaść.

      – Nigdy nie odnaleźliśmy ciała.

      – Bo w górach mają one to do siebie, że znikają. Rozkładają się, zostają zjedzone przez dzikie zwierzęta lub giną pod lawiniskami.

      Doskonale zdawała sobie z tego sprawę, ale najwyraźniej zamierzała występować w roli adwokata diabła. A może po prostu zachowywała otwarty umysł, jak przystało na dobrego śledczego? Jakkolwiek by było, Forst miał pewność, że człowiek, którego niegdyś ścigał, zmarł w Tatrach.

      – To nie on – podkreślił. – Ktoś go kopiuje. I nie muszę ci chyba mówić, że to nie pierwszy raz.

      – Sprawa z dziewczynami była inna. Chodziło o zbocza, jaskinie, teraz mamy sam szczyt, a w dodatku…

      – Co?

      – Jest wiadomość wycięta na ciele.

      – Jaka?

      Dominika wyciągnęła telefon i zerknęła na wyświetlacz. Forst przypuszczał, że widnieje na nim MMS od Osicy, który zapewne jako pierwszy skontaktował się z prokurator. I który musiał być już na Rysach.

      – Revertar ad Ierusalem in misericordiis – odczytała Wadryś-Hansen.

      Wiktor potarł nerwowo skronie. Słowa zadudniły mu w głowie z ogłuszającym echem. Powoli wybrzmiewało, ale Forst odniósł wrażenie, że nie zaniknie jeszcze przez długi czas.

      – Wiesz, co to znaczy?

      Podniósł się ostrożnie, jakby kręciło mu się w głowie.

      – Aż za dobrze – odparł.

      Zanim Dominika zdążyła o cokolwiek zapytać, ruszył z powrotem do sali. Wszedłszy do środka, podniósł leżący przy jego łóżku plecak i wyrzucił na pościel całą zawartość. Wśród śmieci, niedojedzonych batonów i pustych opakowań po gumach Big Red znajdowała się niewielka książka.

      – Co to jest? – zapytała Wadryś-Hansen.

      – Wszystko, co przy mnie znaleziono – odparł Forst, podając jej książeczkę. – A to Neowulgata. Zobacz, co jest zaznaczone żółtym zakreślaczem.

      Otworzył w odpowiednim miejscu, a potem wskazał szesnasty wers w pierwszym rozdziale Księgi Zachariasza.

      – Revertar ad Ierusalem in misericordiis – odczytała Dominika.

      2

      Z wypisaniem Forsta nie było najmniejszego problemu. Lekarze wprawdzie zaznaczyli, że przez jakiś czas ktoś powinien mieć na niego oko, a on sam musi zgłaszać się regularnie na kontrole, ale nie widzieli powodu, by zajmował jedno ze szpitalnych łóżek.

      Niedługo po tym, jak Wiktor pokazał Wadryś-Hansen książeczkę z cytatem, opuścili gmach głównym wejściem. Dominika skinęła na niego i poprowadziła go w lewo, mimo że samochód zaparkowała po przeciwnej stronie.

      – To nie może być przypadek – mruknął Forst.

      Myślami musiał był gdzie indziej. W przeciwnym wypadku nie obwieszczałby jej tego, co zupełnie oczywiste.

      – Te słowa nie różnią się nawet odmianą…

      Spojrzał na nią, a ona uniosła pytająco brwi.

      – Odmianą?

      – Wszystkie łacińskie wersje Biblii różnią się pewnymi detalami – powiedział, potrząsając głową. – Właściwie nie zdarza się, żeby jakaś fraza brzmiała tak samo. To, co ktoś wyrył na ciele, i to, co miałem w plecaku, pochodzi z tego samego źródła. Nowej Wulgaty.

      Dominika skinęła niepewnie głową.

      – Promulgował ją Jan Paweł II w latach siedemdziesiątych albo osiemdziesiątych, nie pamiętam dokładnie – dodał Wiktor.

      – I skąd wzięła się u ciebie w plecaku?

      – Nie mam pojęcia.

      – Nigdy wcześniej jej nie widziałeś?

      – Tego konkretnego wydania nie – odparł, nagle się zatrzymując. Rozejrzał się i ściągnął brwi. – Twój samochód stoi po drugiej stronie.

      – Nie idziemy do samochodu.

      – A dokąd?

      Popatrzyła na niego z niedowierzaniem.

      – Nie zamierzałeś chyba wchodzić na Rysy z naderwanym więzadłem?

      – Dlaczego