Gorąca antologia. Strefa Autora

Читать онлайн.
Название Gorąca antologia
Автор произведения Strefa Autora
Жанр Эссе
Серия
Издательство Эссе
Год выпуска 0
isbn 978-83-7859-092-7



Скачать книгу

zjemy coś.

      – Myślałam, że pójdziemy do łóżka! Chcę iść z tobą do łóżka.

      – Wiem, skarbie. – Uśmiecha się i nagle daje nura w moją stronę, chwyta mnie za nadgarstki i przyciąga do siebie, tak że nasze ciała się stykają. – Musisz jeść i ja też – mruczy, przewiercając mnie gorącym wzrokiem. – Poza tym… wyczekiwanie to podstawa uwodzenia, a na chwilę obecną naprawdę podoba mi się opóźnianie satysfakcji.

      Niby od kiedy?

      – Zostałam uwiedziona i już teraz pragnę satysfakcji. Będę błagać, proszę – marudzę.

      Uśmiecha się do mnie czule.

      – Jedzenie. Jesteś za szczupła. – Całuje mnie w czoło i puszcza.

      To gra, część jakiegoś niecnego planu. Rzucam mu spojrzenie spode łba.

      – Nadal jestem na ciebie zła za to, że kupiłeś SIP, a teraz dodatkowo za to, że każesz mi czekać – oświadczam, wydymając usta.

      – Ależ gniewna z ciebie damulka. Po dobrym posiłku poczujesz się lepiej.

      – Już ja wiem, po czym poczuję się lepiej.

      – Anastasio Steele, jestem zaszokowany. – W jego głosie pobrzmiewa kpina.

      – Przestań się ze mną drażnić. Nie grasz fair.

      Przygryza dolną wargę, żeby się szeroko nie uśmiechnąć. Wygląda po prostu uroczo… żartobliwy Christian bawiący się z moim libido. Szkoda tylko, że nie jestem lepsza w uwodzeniu. Wiedziałabym wtedy, co robić. Nie ułatwia mi sprawy fakt, że nie wolno mi go dotykać.

      Moja wewnętrzna bogini mruży oczy i wygląda na zadumaną. Musimy nad tym popracować.

      Gdy Christian i ja wpatrujemy się w siebie – ja rozpalona i przepełniona pragnieniem, on zrelaksowany i bawiący się moim kosztem – uświadamiam sobie, że nie mam w domu nic do jedzenia.

      – Mogłabym coś ugotować, tyle że najpierw musimy iść na zakupy.

      – Zakupy?

      – Spożywcze.

      – Nie masz nic do jedzenia? – Jego spojrzenie twardnieje.

      Kręcę głową. Kurczę, chyba jest zły.

      – No to chodźmy na te zakupy – mówi surowo, po czym odwraca się na pięcie, podchodzi do drzwi i otwiera je przede mną.

      – Kiedy ostatni raz byłeś w supermarkecie?

      Christian nie pasuje do otoczenia, ale posłusznie chodzi za mną z koszykiem.

      – Nie pamiętam.

      – Zakupami zajmuje się pani Jones?

      – Taylor chyba jej pomaga. Nie jestem pewny.

      – Chińszczyzna może być? Szybko się ją robi.

      – Może być. – Christian uśmiecha się szeroko, bez wątpienia wiedząc, dlaczego nie chcę spędzać dużo czasu w kuchni.

      – Długo dla ciebie pracują?

      – Taylor chyba ze cztery lata. Pani Jones podobnie. Czemu nie miałaś w mieszkaniu nic do jedzenia?

      – Wiesz czemu – burczę, rumieniąc się.

      – To ty mnie zostawiłaś – mówi z dezaprobatą.

      – Wiem – odpowiadam cicho. Nie chcę, aby mi o tym przypominał.

      Docieramy do kasy i milcząc, stajemy w kolejce.

      Zastanawiam się, czy gdybym nie odeszła, Christian zaproponowałby mi waniliową alternatywę.

      – Masz coś do picia? – Przywołuje mnie do rzeczywistości.

      – Piwo… chyba.

      – Pójdę po jakieś wino.

      O rany. Nie bardzo wiem, jaki rodzaj win dostępny jest w supermarkecie Ernie’s. Christian wraca z pustymi rękami. Krzywi się.

      – Zaraz obok jest dobry sklep monopolowy – mówię szybko.

      – Zobaczę, co tam mają.

      Może powinniśmy po prostu jechać do niego; wtedy nie byłoby tego całego zamieszania. Patrzę, jak z niewymuszoną gracją zdecydowanym krokiem opuszcza sklep. Dwie wchodzące akurat kobiety zatrzymują się i gapią na niego. Och, patrzcie sobie, patrzcie, myślę zniechęcona.

      Pragnę mieć go z powrotem w swoim łóżku, ale on gra trudnego do zdobycia. Może ja też powinnam. Moja wewnętrzna bogini przytakuje mi energicznie. I gdy stoję w kolejce do kasy, razem układamy plan. Hmm…

      Christian wnosi do mieszkania torby z zakupami. Niósł je przez całą drogę ze sklepu. Dziwnie wygląda. Jakoś tak nieprezesowsko.

      – Wyglądasz bardzo… domowo.

      – Dotąd nikt mi tego nie zarzucił – stwierdza cierpko.

      Stawia torby na blacie wyspy. Gdy zabieram się za rozpakowywanie, on wyjmuje butelkę białego wina i rozgląda się za korkociągiem.

      – Wszystko jest dla mnie jeszcze nowe. Możliwe, że znajdziesz go w tamtej szufladzie. – Pokazuję brodą.

      To się wydaje takie… normalne. Dwoje ludzi poznających się, przygotowujących wspólnie posiłek. A jednocześnie jest tak dziwnie. Zniknął gdzieś strach, który zawsze czułam w jego obecności. Tyle już rzeczy robiliśmy razem, takich, że na samą myśl o nich oblewam się rumieńcem, a mimo to ledwo go znam.

      – O czym myślisz? – wyrywa mnie z zadumy. Zdejmuje marynarkę i kładzie ją na kanapie.

      – O tym, jak mało cię znam.

      Jego spojrzenie łagodnieje.

      – Nikt nie zna mnie tak dobrze jak ty.

      – Nie uważam, aby to była prawda. – W moich myślach pojawia się nieproszona pani Robinson.

      – To jest prawda, Anastasio. Jestem bardzo, ale to bardzo skryty.

      Podaje mi kieliszek białego wina.

      – Na zdrowie – mówi.

      – Na zdrowie. – Upijam łyk, a Christian wkłada butelkę do lodówki.

      – Mogę ci jakoś pomóc? – pyta.

      – Nie, dam sobie radę. Siądź sobie.

      – Chciałbym pomóc. – Mówi to szczerze.

      – Możesz pokroić warzywa.

      – Nie umiem gotować. – Podejrzliwie patrzy na nóż, który mu podaję.

      – No bo nie musisz. – Kładę przed nim deskę do krojenia i kilka czerwonych papryczek. Przygląda się im z konsternacją.

      – Nigdy nie kroiłeś warzyw?

      – Nie.

      Uśmiecham się drwiąco.

      – Kpisz sobie ze mnie?

      – Wygląda na to, że potrafię robić coś, czego ty nie. Spójrzmy prawdzie w oczy, Christianie, to chyba pierwsza taka sytuacja. No dobrze, pokażę ci.

      Ocieram się o niego, a on robi krok w tył. Moja wewnętrzna bogini prostuje się i zaczyna się nam bacznie przyglądać.

      – Tak to się robi. – Siekam papryczkę, oddzielając pestki.

      – Wydaje się proste.

      – Nie powinieneś mieć z tym żadnych problemów – rzucam ironicznie.

      Przez chwilę przygląda mi się spokojnie, po czym zabiera się za swoje zadanie, gdy tymczasem ja kroję w kostkę pierś kurczaka. Zaczyna kroić, ostrożnie, powoli.