Nasze niebo. Sylwia Kubik

Читать онлайн.
Название Nasze niebo
Автор произведения Sylwia Kubik
Жанр Любовно-фантастические романы
Серия
Издательство Любовно-фантастические романы
Год выпуска 0
isbn 978-83-8201-052-7



Скачать книгу

Nie zamierzała tracić czasu na wyjaśnianie istoty ich wyjątkowej relacji. Zresztą pewnie gdyby pielęgniarka dowiedziała się, że nie są rodziną, nie udzieliłaby jej wcześniej żadnych informacji. A na rodzinę Stefan raczej nie mógł w tej sytuacji liczyć.

      – To złamanie, a nie udar czy wylew – odpowiedziała pielęgniarka, nieco już zniecierpliwiona. Opieka nad tym pacjentem i tak zajęła jej więcej czasu, niż powinna.

      – Rozumiemy. Proszę tylko powiedzieć, czy trzeba wykupić jakieś leki – Karolina wtrąciła się do rozmowy, chcąc ustalić konkrety.

      – Przeciwbólowe bez recepty. Gdyby potrzebne były silniejsze, proszę zwrócić się do lekarza w przychodni. Trzeba też zadbać o skórę, żeby nie zrobiły się odleżyny, ale jak to zrobić, powie pani pielęgniarka środowiskowa. Poza tym standardowo. Zdrowa, lekkostrawna dieta i dużo wody.

      – Dziękuję. Mogę podjechać samochodem pod wejście? – zapytała Karolina, która od dłuższego czasu zastanawiała się, jak wsadzi pana Stefana do auta i jak go później z niego wyciągnie.

      – Oczywiście, tylko szybko, bo to podjazd dla karetek – odpowiedziała pielęgniarka, już odchodząc.

      Karolina niezwłocznie podstawiła samochód i odsunęła maksymalnie przednie siedzenie, aby usadowić wygodnie kontuzjowanego Stefana. Ten jednak odtrącał każdą próbę pomocy i z bólu mocno zaciskając zęby, próbował sam wsiąść do samochodu. Na szczęście była to prawa noga, więc trzymając się mocno drzwi, udało mu się wsunąć na siedzenie i zmieścić usztywnioną nogę. To wszystko musiało go bardzo zmęczyć, bo na czole pojawiły mu się krople potu.

      – Jak, Stefan? Wygodnie ci? – zapytała Helena z troską, gdy jej przyjaciel usadowił się już na przednim siedzeniu.

      – To tylko noga. Stara noga. Poboli i przestanie. Jedźmy, bo zaraz jakaś wiedźma przyjdzie i nas opieprzy, że za długo tu stoimy – odpowiedział, próbując zmienić temat.

      Karolina szybko odprowadziła wózek i wróciła do samochodu. Mimo protestów pana Stefana i jego zapewnień, że nic go nie boli, podjechała do apteki i wykupiła cały arsenał środków przeciwbólowych. Starszy pan na szczęście na nic nie chorował, więc nie musieli obawiać się interakcji z innymi lekami. Jechała wolno, omijając wyboje i starając się nie hamować gwałtownie, ale widziała, że mimo to pan Stefan boleśnie odczuwa każde szarpnięcie samochodu.

      – Zaraz będziemy na miejscu – pocieszała go Karolina, cały czas myśląc nad tym, jak przetransportuje staruszka z auta do domu. Był to wysoki mężczyzna i mimo swojego wieku wciąż dobrze zbudowany, a wjazdu na jego podwórko praktycznie nie było. Stefan nigdy nie miał auta, więc miejsce bramy obsadził jaśminem, z którego utworzył się gęsty szpaler.

      – I co teraz? – mruknęła pod nosem Karolina, wysiadając przed wąską furtką. – Dalej pana nie podwiozę.

      – Znajdź mi jakiś porządny kij, to sam dokuśtykam – stwierdził Stefan, licząc w myślach, ile kroków musi zrobić, żeby dostać się do domu.

      – Niech pan sobie nie żartuje. Już wiem, co zrobimy. Zadzwonię do Moniki. Przecież w ośrodku mają wózki. Kule też mają, to się od nich pożyczy – stwierdziła ucieszona swą pomysłowością Karolina, szukając telefonu. Że też od razu o tym nie pomyślała. W ogóle przyszło jej do głowy, że na czas leczenia można by przenieść staruszka do Brzozowej Ostoi. Maciej na pewno by się zgodził, jeśliby poprosiła go o to Monika.

      – Po co te ceregiele, sam dam radę dojść do domu... – zaprotestował Stefan, choć w jego głosie słychać było powątpiewanie, a nawet strach.

      – Stefan, nie wydziwiaj! Schowaj już dumę do kieszeni – stanowczo odezwała się Helena. – Dzwoń, Karolinko, a ja pójdę przygotować w tym czasie łóżko.

      Wysiadła z samochodu i dziarskim krokiem ruszyła do domu przyjaciela. Znała ten budynek dobrze i wiedziała, gdzie czego szukać. Rozumiała też, że Stefan nie nawykł do przyjmowania pomocy i się zwyczajnie wstydzi. Nie zamierzała jednak zwracać na to uwagi. Wyjęła klucz spod doniczki i szybko weszła do środka.

      W domu było schludnie, a sypialnia wyglądała wręcz jak w wojsku. Żadnych zbędnych ozdób – zwykły tapczan z równo zaścieloną pościelą przykrytą kocem i prosta szafa. Otworzyła okno, żeby porządnie przewietrzyć, i zabrała się do ścielenia łóżka.

      – Oj, ruchy już nie te – stęknęła, wyciągając z szafy świeżą pościel. Wiedziała, że szybko nie będzie okazji, żeby ją zmienić, więc chciała się z tym uporać, zanim Stefan wejdzie do domu i zaprotestuje. Bardzo nie lubił, gdy ktoś oferował mu pomoc, a przecież teraz będzie tak naprawdę zdany na innych.

      „Boże, tylko jak to zrobić? Ja mu pomogę przy gospodarstwie, ale przecież nie dam rady go przebierać czy myć, a obcych do siebie nie dopuści”, zastanawiała się, wkładając porządną puchową poduszkę do poszewki.

      Rozmyślania Heleny przerwał hałas na dworze. Na szczęście zdążyła zmienić pościel. Brudną zwinęła w rulon i wyniosła do łazienki. Tam też było czysto, choć pomieszczenie pamiętało czasy sprzed ponad czterdziestu lat. Nie było remontowane, odkąd powstało. W rogu stała stara, wysłużona pralka wirnikowa, ale jak większość starych sprzętów wciąż działała. Nie to co nowe urządzenia, które psuły się już po kilku latach użytkowania.

      – Dobra, puśćcie mnie, dalej dam radę sam pójść.

      Helenę dobiegł zniecierpliwiony głos Stefana, więc czym prędzej wyszła im naprzeciw.

      Zobaczyła, że Stefan, wspierany przez Karolinę i jakiegoś obcego mężczyznę, próbuje wstać z wózka. Za nimi podążała przyjaciółka Karoliny Monika, kręcąc z dezaprobatą głową.

      – Poczeka pan chwilę! Daniel pomoże panu wejść do domu – zaproponowała.

      – Sam dam radę – odburknął Stefan i zdecydowanym gestem odtrącił pomoc sanitariusza, który na co dzień pracował w miejscowym domu spokojnej starości.

      Monika chciała jeszcze coś powiedzieć, ale gest Karoliny ją uciszył. Spojrzała na przejętą staruszkę i puściła do niej oko. Helena była jej wdzięczna za zrozumienie sytuacji Stefana, który w ten sposób chciał zachować choć resztki godności.

      Wspierany przez Daniela i Karolinę, kuśtykał z wysiłkiem do pokoju. Helena z żalem patrzyła na jego cierpienie. Widziała, ile wysiłku go to kosztuje, i zdawała sobie sprawę z tego, że najgorsze tak naprawdę dopiero przed nim. Stefan nawet nie patrzył w jej stronę. Z ulgą położył się do łóżka, szybko zakrywając kołdrą. Helena chciała mu poprawić poduszkę, ale spojrzał na nią z taką irytacją, że tylko pokiwała głową i się odsunęła.

      – W czymś jeszcze pomóc? – zapytał Daniel.

      – Nie, dziękujemy wam bardzo – odpowiedziała szybko Karolina. – Podziękuj Maciejowi i za ten wózek, i za pożyczenie kul.

      – Oczywiście, przekażę. – Monika uśmiechnęła się na myśl o Macieju. – A kule mogą tu zostać tyle, ile będzie potrzeba. Mamy ich trochę w zapasie – zapewniła i ze współczuciem spojrzała na Stefana. Trudno było lubić tego niesympatycznego staruszka, ale w takich sytuacjach nie sposób odmówić pomocy nawet komuś takiemu. Widać było, że pan Stefan bardzo cierpi. – Cóż, życzę szybkiego powrotu do zdrowia – dodała i szybko wraz z Danielem ruszyli do korytarzyka, który prowadził do wyjścia z domu. W ośrodku czekali na nich ich pensjonariusze, którzy także nieustannie potrzebowali pomocy.

      Gdy zniknęli za drzwiami, Karolina dała znak Helenie, żeby poszła za nią do kuchni. Zamknęły się w niej i zaczęły się krzątać, szykując Stefanowi kolację. Na szczęście w lodówce znalazły