Nasze niebo. Sylwia Kubik

Читать онлайн.
Название Nasze niebo
Автор произведения Sylwia Kubik
Жанр Любовно-фантастические романы
Серия
Издательство Любовно-фантастические романы
Год выпуска 0
isbn 978-83-8201-052-7



Скачать книгу

009.jpg" alt="cover"/>

      Copyright © 2020 by Wydawnictwo eSPe

      REDAKCJA: Magdalena Kędzierska-Zaporowska

      KOREKTA: Barbara Pawlikowska

      REDAKCJA TECHNICZNA: Paweł Kremer

      PROJEKT OKŁADKI: Lena Wójcik

      ZDJĘCIE NA OKŁADCE: : stakhov / Adobe Stock

      Wydanie I | Kraków 2020

      ISBN: 978-83-8201-052-7

      Na zlecenie Woblink

       woblink.com

      plik przygotowała Weronika Panecka

      Wojtusiowi,

       ukochanemu mężowi najlepszej żony

      Stefan złamał nogę. I to tak paskudnie, że gips miał założony aż po pachwinę. Nic nie zapowiadało takiego nieszczęścia. Wsiadł jak zwykle na swój ukochany rower, żeby odwiedzić Helenę. Ani nie padało, ani nie wiało, pogoda była wręcz idealna. Taka typowa polska złota jesień, przetykana ciepłymi promieniami słońca. Gdy jednak wjechał na polną drogę prowadzącą do przyjaciółki, jeden z pedałów zaplątał mu się w wysoką, stwardniałą trawę. Niestety nie udało mu się utrzymać równowagi i gruchnął z impetem na ziemię. Pamiętał tylko przeszywający ból i ciemność, która niosła ukojenie. Stracił przytomność i dopiero przerażony głos Margarethe i jej szarpanie wyrwały go z omdlenia. Wraz ze świadomością wrócił ogromny ból i jeszcze większy wstyd. Chciał wstać, ale ból nogi mu to uniemożliwił. Leżał bezradnie jak dziecko, starając się zapanować nad rosnącą irytacją. Później sprawy potoczyły się dość szybko. Przyjechała karetka, zabrali go do szpitala, zrobili mu prześwietlenie i założyli gips. I tu dopiero zaczęły się problemy.

      Nie miał kto go odebrać ze szpitala, a tym bardziej nie było nikogo, kto mógłby się nim zająć w domu.

      – Panie Maliszewski, to kogo mamy powiadomić? – dopytywała pielęgniarka. – Poza złamaniem nic panu nie dolega, więc nie ma powodu, żeby został pan na oddziale. Jak nie ma pan telefonu, to zadzwonimy ze służbowego, tylko musi nam pan podać numer.

      – Hm... – mruknął, myśląc gorączkowo. Mógł powiadomić jedynie Helenę, ale ona nie miała telefonu.

      – A więc? – ponaglała pielęgniarka.

      – Nikogo nie trzeba powiadamiać. Sam wrócę do domu – odpowiedział, próbując ukryć zakłopotanie.

      – Co też pan opowiada? Jak pan wróci? Przecież pan ma całkowity zakaz chodzenia – odpowiedziała zdumiona pielęgniarka, zastanawiając się, czy starszy pan aby na pewno jest w pełni sił umysłowych.

      – Wrócę taksówką... Przecież na pewno są jakieś w Sztumie. – Stefan zdenerwował się, próbując usiąść. Jednak jego wysiłki spełzły na niczym, a ostry ból, który przeszył gwałtownie jego ciało, przypomniał mu o tym, co się wydarzyło.

      – A kto się panem zajmie w domu? – zainteresowała się pielęgniarka, która na poważnie zaczęła się martwić stanem staruszka.

      – A pani to z milicji czy jak? Nie pani interes! – odburknął Stefan.

      Pielęgniarka spojrzała na niego uważnie i już miała coś powiedzieć, ale wzrok tego starego człowieka oprócz złości skrywał lęk, którego nie przykryły nawet ostre słowa. Stefan poruszył nerwowo ręką i odwrócił głowę. Gdy kobieta zastanawiała się gorączkowo, co zrobić, jej rozmyślania przerwał głos koleżanki, która właśnie weszła na salę.

      – Elu, jakieś dwie kobiety dopytują o pana Maliszewskiego. Chyba żona i wnuczka – oznajmiła z uśmiechem. – Czy pacjent dostał już wszystkie zalecenia?

      – Tak, tak, może jechać już do domu – odpowiedziała, zmieszana, choć jednocześnie odetchnęła z ulgą.

      Stefan podniósł głowę, usłyszawszy słowa drugiej pielęgniarki. Domyślił się, że to Helena przyjechała, zastanawiał się tylko, kogo wtajemniczyła w tę sprawę. Nie lubił liczyć na pomoc innych ludzi, ale w tej sytuacji musiał przyznać, że odetchnął z ulgą. Naprawdę nie wyobrażał sobie samotnego powrotu do domu. Szybko jednak mina mu zrzedła, gdy pielęgniarki podjechały do niego z wózkiem i zawołały do pomocy dyżurującego lekarza.

      – Tylko w co my pana ubierzemy? Przecież nie może pan jechać w samych majtkach – stwierdziła pielęgniarka.

      Stefan popatrzył na nią z przerażeniem. O tym nie pomyślał.

      – Trzeba odciąć nogawkę od spodni i po problemie – odburknął, ciesząc się, że wpadł na ten prosty pomysł, swoją zaradnością zawstydzając lekarza i pielęgniarki.

      – To nic nie da – stwierdził doktor. – Ma pan gips pod samą pachwinę. Nie da się na to założyć spodni, nawet po odcięciu nogawki. Jakieś elastyczne spodenki to jeszcze może udałoby się wciągnąć, ale nie te spodnie...

      – To może fartuch jednorazowy? Przecież to tylko na drogę. W domu i tak będzie pan leżał, więc spodnie panu niepotrzebne. Ktoś na pewno pomoże się panu przebrać – zaproponowała pielęgniarka, pewna, że starszy pan będzie mieć u siebie stosowną opiekę. Młoda kobieta, z którą rozmawiała na korytarzu, wyglądała na bardzo rozsądną i zorganizowaną. Towarzysząca jej staruszka milczała, w jej oczach widać było jednak przejęcie i troskę. Można było być pewnym, że te dwie kobiety na pewno z oddaniem będą pielęgnować swojego bliskiego.

      – Tak, to chyba będzie najlepsze rozwiązanie – przytaknął lekarz, patrząc wyczekująco na Stefana. – To co, panie Maliszewski? Zakładamy ten fartuch?

      Stefan kiwnął na znak zgody i niechętnie pozwolił pomóc sobie wstać z łóżka, założyć fartuch i usadowić się na wózku. Pielęgniarka z wysiłkiem pchnęła wózek, ale gdy koła już ruszyły, szybko wyjechali z sali na korytarz. Stefan czuł się zażenowany całą tą sytuacją. Nie dość, że musiała pchać go kobieta, to jeszcze siedział półnagi w szpitalnym fartuchu, a jego noga groteskowo wystawała z przodu.

      Z daleka dostrzegł Helenę, która nerwowo dreptała po szpitalnym holu. Powiedziano mu już, że nie przyjechała sama, zaczął więc wzrokiem szukać jej towarzyszki. Po krótkiej chwili zauważył Karolinę, tę jej nową znajomą. Znał ją z widzenia. Wiedział, że była to bardzo energiczna kobieta, matka dwóch rozgadanych córek, nauczycielka i radna w powiecie. Nigdy jednak nie utrzymywał z nią żadnych kontaktów, podobnie zresztą jak z pozostałymi mieszkańcami wsi. Rozmawiał wyłącznie z Heleną, teraz jednak musiał ze wstydem przyznać, że nie ma innego wyjścia i musi skorzystać z pomocy tej gadatliwej blondynki.

      – O mój Boże! Stefan! Jak się czujesz? Nic ci nie jest? Boli cię? – Helena zasypała go gradem pytań, nie dopuszczając go w ogóle do głosu. To było raczej dziwne, bo zazwyczaj mówiła niewiele. Stefan właśnie za to ją lubił – że wolała słuchać, niż gadać. Inaczej niż większość kobiet.

      – Spokojnie, Helciu. Nic mi nie jest. Nawet nie boli – odpowiedział, siląc się na dziarski ton. – Ci lekarze to jak zawsze przesadzają i chyba tak po złości mnie tym gipsem unieruchomili.

      – Co pan opowiada? – oburzyła się pielęgniarka. – Ma pan poważne złamanie kości udowej. Niech się pan cieszy, że to skończyło się tylko gipsem, a nie śrubami.

      – O mój Boże! Jest tak źle? – zapytała poważnie zaniepokojona Helena.

      – Aż tak źle to nie, ale dobrze też nie – odpowiedziała pielęgniarka, uśmiechając się życzliwie do przestraszonej staruszki. Nie chciała jej przysparzać dodatkowych trosk. Dość ich będzie miała w czasie opieki nad tym gderliwym mężczyzną.

      – No to ja już nic z tego nie rozumiem. To źle czy dobrze? – Helena patrzyła na nią zdezorientowana, ścis-kając w dłoni podniszczony uchwyt swej starej torebki.

      – Mąż musi sześć tygodni leżeć,