Terapia. Perez Kathryn

Читать онлайн.
Название Terapia
Автор произведения Perez Kathryn
Жанр Контркультура
Серия
Издательство Контркультура
Год выпуска 0
isbn 9788378894872



Скачать книгу

niejednokrotnie już wtrącał się w te głupie zaczepki, każąc dziewczynom się zamknąć, kiedy na mnie napadały. Nie mogłam wyjść z szoku, kiedy kilka lat temu obronił mnie w ten sposób po raz pierwszy. Dlaczego miałabym go obchodzić?

      Jestem nikim.

      Praktycznie nie istnieję.

      – Okej, starczy tego pieprzenia głupot. Jest pierwszy dzień szkoły, musicie od razu robić z siebie takie suki?

      Nie odwracam się i udaję, że nie zauważyłam jego aktu dobroci. Jestem wdzięczna, ale nigdy mu tego nie powiem. Gdybym odezwała się do niego przy Elizabeth, skończyłoby się to tragicznie.

      Nie wiem dlaczego, ale za każdym razem gdy nasze spojrzenia przypadkiem się spotykają, czuję motylki w brzuchu. Jace oczywiście nigdy ze mną nie flirtował, tak jak robią to inni faceci. Doskonale wiem, jaki mają w tym interes, zresztą – każdy to wie, ale Jace nigdy nie traktował mnie jak dziwkę lub śmiecia. Jest bardziej szarmancki niż większość nastolatków.

      W zeszłym roku na chemii nauczyciel posadził nas w jednej ławce i zadał nam wspólne ćwiczenie. Elizabeth była wściekła. Nie spuszczała z nas rozwścieczonego spojrzenia przez całą lekcję, ale Jace ignorował ją, przewracając tylko oczami. Po dzwonku wstał i zanim wyszedł z klasy, obdarzył mnie delikatnym uśmiechem. To był jeden, jedyny raz, kiedy nie czułam się, jakbym była nikim. Przez tę jedną lekcję byłam obecna, nie odcinałam się od całego świata. Było mi łatwiej oddychać – czułam się tak, jak przypuszczam, że powinno czuć się w szkole.

      Jace nadal pozostaje tajemnicą. Nie mam pojęcia, dlaczego traktuje mnie jak normalną dziewczynę, ale za każdym razem, kiedy to robi, moje serce bije odrobinę mocniej i troszeczkę szybciej. Mam nadzieję, że któregoś dnia uda mi się mu podziękować. Do tego czasu będę trzymała swoją wdzięczność bezpiecznie ukrytą.

      2

      Nic nie czyni nas tak samotnymi jak sekrety.

– Paul Tornier

      Jessica

      ZAMYKAM OCZY; krew spływa powoli po moim brzuchu, a razem z nią wylewa się cały ból. Tego właśnie pragnę, być może nawet potrzebuję; bez widoku jej czerwieni żyję niczym w odrętwieniu, nie czując zupełnie nic. Teraz moje ciało w końcu przepełnia euforia; przenika je energia, której tak bardzo potrzebuję każdego poranka nim wyruszę do szkoły. Codziennie przechodząc przez wejściowe drzwi domu, przełączam w głowie niewidzialny pstryczek. Aby przetrwać odcinam się od wszystkiego, co mnie otacza. Każdy radzi sobie z życiem nieco inaczej. Moja mama na dobry początek dnia dolewa alkoholu do kawy.

      A ja się tnę.

      Wrzucam zeszyt do torby, myśląc o tym, że czekają mnie kolejne długie godziny wypełnione unikaniem Elizabeth Brant i jej zgromadzenia wrednych suk. Czasami mam wrażenie, że byłoby lepiej, gdybym wpadła na nie gdzieś po szkole i pozwoliła wymierzyć mi kilka porządnych ciosów, raz na zawsze wyładować całą złość i frustrację. Zgodziłabym się bez chwili zawahania, gdybym tylko dostała gwarancję, że po wszystkim będę miała spokój. Ostatni rok w liceum dopiero się rozpoczął, a ja już odliczam dni do zakończenia. Od trzech lat w szkole czuję się jak w więzieniu.

      Chcę tylko mieć to już za sobą.

      Każdego dnia modlę się, by w końcu o mnie zapomniały, żebym naprawdę była w ich oczach niewidzialna. To nigdy nie działa. Chociaż robię co mogę, żeby za wszelką cenę nie przebywać w centrum uwagi i nie rzucać im się w oczy, Elizabeth nigdy nie odpuszcza. Nie mogę zrozumieć, jak takie piękne ciało może skrywać tak ohydne, zepsute wnętrze i wciąż dziwię się, że żaden z jej licznych wielbicieli nie dostrzegł jeszcze, jaka ta dziewczyna jest naprawdę. Z drugiej strony, sama doskonale wiem, jak łatwo jest zmylić ludzi i ukryć głęboko największe sekrety.

      Robię to codziennie.

      Pierwszy mam angielski, więc idę usiąść z tyłu klasy, tak jak zawsze. Grzebię w torbie z książkami, szukając zeszytu, a z oddali słyszę ich głosy. Tego jazgotu nie można z niczym pomylić.

      – Jezu, Hailey, widziałaś Jace’a w ten weekend? Piłka dosłownie paliła mu się w dłoniach, zresztą, zawsze jest świetny. Dałam mu za to wieczorem specjalną nagrodę i powiem wam, że mnie też rozpalił.

      Zgromadzenie suk chichocze, słuchając jak Elizabeth nawija o swoim chłopaku Jace’ie Collinsie, który przy okazji jest też rozgrywającym w szkolnej drużynie futbolowej. Są teraz najgorętszą parą w szkole; Jace to Pan Popularny, a Elizabeth, a jakże, Pani Popularna. Co on w niej widzi? Nie mam pojęcia. Oczywiście nie licząc jej długich, błyszczących blond włosów, opalonej skóry bez najmniejszej skazy, idealnego ciała i krystalicznie jasnych, niebieskich oczu. Jakkolwiekby jednak nie wyglądała, aż bije od niej słowo suka.

      Elizabeth mierzy mnie wzrokiem, siadając w pierwszej ławce.

      – No, Jessica, z kim się puszczałaś w ten weekend?

      Nie zamierzam reagować na zaczepki, dlatego tylko zwieszam głowę, udając, że przeglądam otwarty zeszyt. Za każdym razem, kiedy próbuję im się postawić, pogarszam tym jedynie sytuację. Długie, czarne włosy opadają mi na twarz, tworząc nieprzenikalną barierę, a ja bazgram w zeszycie, ignorując wszystkie komentarze.

      Coś uderza w moją rękę i spada na ławkę, zaraz potem znowu, i znowu. Podnoszę wzrok, a Elizabeth wybucha śmiechem, kiedy jej wspólniczka, Hailey, zwija kolejny papierek w malutką kulkę. Przewracam oczami i znów skupiam uwagę na ławce, strzepując papierki na podłogę.

      Brian Wheeler patrzy na mnie z ławki obok. Z uśmieszkiem typowego dupka, jak zwykle przyklejonym do twarzy, sugestywnie porusza brwiami w górę i w dół. Teraz już nie tylko przewracam oczami, ale dostaję również mdłości. Brian jest jednym z wielu przykładów moich nieudanych związków. Na samą myśl, że z nim spałam, jest mi niedobrze.

      Elizabeth wciąż rzuca obraźliwymi epitetami, kiedy do klasy wchodzi Jace. Zajmuje miejsce obok niej akurat w momencie, kiedy Hailey rzuca we mnie kolejną kulką papieru. Jace nie wygląda na rozbawionego. Posyła dziewczynie spojrzenie spod zmarszczonych brwi, ale Hailey jedynie uśmiecha się niewinnie i wzrusza odkrytymi ramionami.

      – Hailey, skończ być taką suką – mówi, wyraźnie zirytowany.

      Dziękuję, Jace.

      Jesteś dla mnie zagadką, Jace.

      Czemu cię obchodzę, Jace?

      Jace, Jace, Jace…

      – Jace’ie Collinsie! Jak ty się zwracasz do mojej najlepszej przyjaciółki?! Hailey nie robi nic złego, próbuje tylko trzymać na odległość to siedlisko chorób wenerycznych siedzące za nami! – krzyczy Elizabeth, a jej chłopak spogląda przez ramię i milcząco przeprasza. Nie odpowiadam; nie robię min, nie rzucam wszystkowiedzącego spojrzenia, nic.

      Jace może uchodzić za idealnego faceta z tymi swoimi ciemnoblond włosami i jasnoniebieskimi oczami. Jest wysportowany i umięśniony; ma szerokie ramiona i ponad metr osiemdziesiąt wzrostu. Poza futbolem, króluje też w baseballu i męskiej drużynie pływackiej. Jako sportowiec ma właściwie zapewnioną świetlaną przyszłość na jakimkolwiek uniwerku, na dodatek z pokaźnym stypendium sportowym, które na pewno dostanie.

      Myślałam o tym i sądzę, że Jace jest dla mnie miły tylko dlatego, że tak jak on trenuję pływanie. Chociaż na co dzień trzymam się z daleka od wszelkich sportów drużynowych i z reguły jestem samotniczką, od czterech lat należę do kobiecej drużyny pływackiej. To chyba jedyna rzecz, poza pisaniem, która naprawdę sprawia mi przyjemność. Cała reszta szkolnych zajęć to udręka, nauka tutaj jest wyłącznie koniecznością i nie