Название | Zbawiciel |
---|---|
Автор произведения | Leszek Herman |
Жанр | Классические детективы |
Серия | |
Издательство | Классические детективы |
Год выпуска | 0 |
isbn | 978-83-287-1442-7 |
– Czytam właśnie pani artykuł, ten, który ma iść w piątek. – Przeworska stuknęła długim paznokciem w klawiaturę, przesuwając kilka linijek tekstu na ekranie.
– Nie skończyłam tego jeszcze. – Paulina się uśmiechnęła. – Marcin chciał rzucić okiem na to, co już jest. Został mi jeszcze jeden akapit i chciałam całość przeredagować.
– No to będzie raczej konieczne – mruknęła Przeworska pod nosem, w dalszym ciągu nie odrywając wzroku od ekranu.
Paulina chciała od razu spytać dlaczego, ale w porę ugryzła się w język. Przypomniała sobie, że to nie Paweł siedzi po drugiej stronie biurka.
– Okej. – Naczelna skończyła w końcu czytać i odsunęła się od blatu. – Słyszałam o pani wiele dobrego. – Zlustrowała Paulinę taksującym spojrzeniem. – Pani ostatni artykuł o katastrofie na Bałtyku miał przedruki w całym kraju. Gratuluję.
– Dziękuję. – Paulina uśmiechnęła się skromnie. – Akurat znalazłam się w odpowiednim miejscu w odpowiednim czasie.
– Właśnie – przytaknęła Przeworska.
Paulina spojrzała na nią zaciekawiona.
– Słucham?
– Miała pani po prostu dużo szczęścia. Zresztą pani poprzednie teksty także wykazywały tę samą prawidłowość.
– A co w tym niewłaściwego, przepraszam?
– Ależ to oczywiście bardzo ważne, żeby znaleźć się w centrum wydarzeń. Absolutnie tego nie neguję, ale musi mi pani przyznać, że dziennikarstwo nie może się opierać wyłącznie na szczęściu. Dobry dziennikarz musi mieć nosa. Musi sam kreować wydarzenia, umieć przewidzieć, gdzie się znaleźć, a nie opierać się wyłącznie na tym, co mu los akurat podetknie.
– Nie bardzo dostrzegam różnicę.
– Pani Paulino… – Naczelna rozparła się w fotelu i wbiła wzrok w monitor. – Jeśli kolejny pani tekst powstaje wyłącznie dlatego, że w wyniku całkowitego zbiegu okoliczności znalazła się pani w odpowiednim miejscu, to coś jest chyba nie w porządku, prawda?
– Jeśli chodzi o ostatni artykuł, to nie do końca tak było.
– Przecież pani sama to powiedziała. – Przeworska przerwała Paulinie i spojrzała na nią pobłażliwie.
Przez moment mierzyły się wzrokiem.
– Pani Paulino… – Naczelna w końcu się uśmiechnęła. – Proszę po prostu przemyśleć to, co pani powiedziałam, i wyciągnąć wnioski. A teraz, jeśli chodzi o artykuł na temat nowych połączeń drogowych i przebudów…
Paulina zacisnęła zęby i opuściła wzrok.
Każdy przynajmniej raz w życiu spotkał kogoś, kogo nie lubił od pierwszego wejrzenia. Zazwyczaj taka relacja opierała się na wręcz automatycznym działaniu sobie na nerwy. Tak jakby dwie osoby miały jakieś odmienne ładunki albo pola magnetyczne, które wzajemnie się odpychały. Paulina, praktycznie od pierwszej chwili, gdy tylko weszła do gabinetu i zasunęła za sobą drzwi, wiedziała, że dokładnie tak właśnie jest z Przeworską.
Piotr, patrząc jednocześnie w kierunku aneksu naczelnego, a właściwie naczelnej, nerwowo przeglądał linijka po linijce swoje tłumaczenia dwóch reklamowych artykułów technicznych. Nagle zadzwonił jego telefon.
Zdenerwowany spojrzał na wyświetlacz.
Mateusz. Dobry kolega z czasów studiów, z którym od pewnego czasu utrzymywał ponownie bliższe kontakty. Mieli przerwę, kiedy każdy skończył studia i zaczął pracę. Mati w dodatku był w stałym poważnym związku, nawet myślał o ślubie, więc łącząca ich niegdyś przyjaźń zaczęła w pewnym momencie blednąć. Zbliżył ich ponownie artykuł, nad którym Piotr pracował z Pauliną, a Mati, z racji swojej specjalności – transport i logistyka – okazał się bardzo pomocny.
– Cze, Mati, co tam? Nie mogę za bardzo gadać, bo mamy tu nową naczelną. – Piotr schował się za swoim monitorem.
– Uuu. Ładna?
– A tam ładna, kogo to obchodzi?
– No raczej nie ciebie, faktycznie – zarechotał Mati. W tle słychać było muzykę. Jakiś letni rytmiczny kawałek.
– Mów, co tam, bo mnie zaraz wywalą.
– Słuchaj, mam coś dla ciebie. Może cię zainteresuje. Słyszałeś na pewno o tym wybuchu w katedrze.
– Ja w gazecie pracuję, czaisz?
– Tak, jasne. No więc wyobraź sobie, że ja tam byłem!
Na moment zapadła cisza.
– Jak to? Byłeś na tym koncercie?! – Piotr spytał z niedowierzaniem.
– Martyna lubi takie rzeczy, wiesz przecież. Ja myślałem, że umrę z nudów. Takie rzępolenie to jakaś masakra była.
– Nie mów, że zrobiłeś fotki?
– Lepiej. Nagrałem to! – Mati zachichotał. – Podeślę ci zaraz, ale nie o to chodzi.
– A o co? Mów!
– Słyszałeś, że tam były płatki kwiatów? Różnych kwiatów, bardzo kolorowe. Pozbierałem trochę i zabrałem ze sobą. Materiał do badań.
– Policja zapewne już się tym zajmuje. – Piotr poczuł się trochę rozczarowany.
– To nie wszystko – mruknął tajemniczo kolega.
Przez chwilę znowu trwała cisza.
– Jezu, jak ty mnie wkurzasz! – warknął Piotr. – No mów!
– Nigdzie o tym nie napisali ani nie mówili, ale razem z kwiatkami tam spadło kilka malutkich karteczek. Część była nadpalona po tym wybuchu, ale udało mi się znaleźć całą.
– Karteczek? Porwany papier jako wypełniacz? Oprócz płatków?
– Nie. – W głosie Matiego słychać było zaaferowanie. – Na tych kartkach były jakieś dziwne znaki.
– Żartujesz? – Piotr otworzył szeroko oczy. – I masz to?
– Zaraz ci podeślę fotkę. A jak będziesz chciał, to ten woreczek z płatkami kwiatów też ci dam. Jutro będę w pobliżu.
– Jasne. A co to za znaki? Przyjrzałeś się? Liczby? Litery?
– Nie mam pojęcia. Wyglądają jak jakiś wzorek. Może to zresztą nic nie znaczy i rzeczywiście razem z płatkami było trochę pociętego papieru, ale popatrz na to uważnie. Może coś wymóżdżysz.
Piotr pożegnał się z kolegą i wbił wzrok w ekran komórki, czekając na wiadomość. Po chwili rozległo się piśnięcie i ukazała się malutka koperta.
Otworzył Messenger i pochylił się nad telefonem. Na ekranie widać było dwa rządki kresek. Właściwie znaków, które składały się z kresek. Dwa rzędy po dziewięć znaków.
Piotr nie miał pojęcia, co znaczą. Pierwszy raz widział coś takiego.
Odłożył komórkę i sięgnął po laptop. Otworzył Facebook i wszedł do zakładki Messengera. Skopiował fotografię i przeniósł ją na pulpit.
Po chwili otworzył ją na całym ekranie.
Znaki najwyraźniej napisane były w jakimś programie graficznym, a następnie wydrukowane. Były zbyt regularne jak na ręczną robotę.
Paulina czuła, że wszystko zaczyna się