Cyberpunk Odrodzenie. Andrzej Ziemiański

Читать онлайн.
Название Cyberpunk Odrodzenie
Автор произведения Andrzej Ziemiański
Жанр Зарубежная фантастика
Серия
Издательство Зарубежная фантастика
Год выпуска 0
isbn 978-83-287-1357-4



Скачать книгу

się zwiększoną odpornością balistyczną. Trochę przypominała kurtki lotnicze z okresu drugiej wojny światowej z dodatkiem kilku nowoczesnych elementów. Można było się założyć, że wysoki kołnierz w sytuacji zagrożenia, upadku czy kolizji tworzy coś na kształt kołnierza ortopedycznego chroniącego kark i kręgi szyjne. Rękawy miały specjalne zaciski wzmacniające łokcie i nadgarstki, a z tyłu widniał zarys czegoś jakby wielkiej koperty. Scott popukał palcem w plecy dżokeja.

      – Tu nosisz płytę pancerną?

      – Nie, to pojemnik na sprzęt.

      – Aha. Zapewne kuloodporny?

      – Nie wiem. Chyba tak.

      – Błogosławiona niewiedza. A okulary?

      Landon zdjął z czoła profilowane szkła.

      – Wzmacniają kontrast, podbijają obraz po zmroku, mają nawet opcję noktowizyjną. Mają wbudowany kompas, żyrokompas, system orientacji i można podłączyć mapę jako HUD. No i mają właściwości balistyczne.

      – Aha. To znaczy, że jak je rzucisz, to polecą po krzywej, tak? Mniej więcej tak jak wszystko?

      – Nie. Chodzi o zwiększoną odporność na…

      – Kula je przebije czy nie? – przerwał mu Scott.

      – Przecież nie są pancerne!

      – Właśnie. Czyli kuli nie powstrzymają, ale kurz i owszem?

      – Czepiasz się!

      – Ale wiesz, że w trybie noktowizyjnym będą ci świecić oczodoły i każdy zauważy cię z daleka? Szkła nie mają osłon.

      – Szlag by cię…

      Scott znowu nie pozwolił mu dokończyć. Kazał automatowi szczelnie zasłonić okna w pokoju, po czym wyłączył światło.

      – Patrz.

      Włączył maleńką latarkę, skierował snop światła na sufit. To wystarczyło, żeby Landon rozbłysnął jak udekorowana choinka.

      – Nie znasz przepisów ruchu drogowego? – kpił bezlitośnie. – Każda część garderoby ma mieć wszyty element odblaskowy. Nie zwróciłeś na to uwagi, bo pewnie nie pętasz się po żadnych ciemnych zakamarkach. Tam, gdzie jest jasno, odblaski nie działają.

      – Niech to cholera!

      Dżokej oglądał się uważnie.

      – Ale to nie wszystko. Wygląda na to, że obkupiłeś się w drogich sklepach, więc z dużym prawdopodobieństwem można założyć, że większa część twojej garderoby ma powszywane lokalizatory.

      – Co takiego?

      – Na wypadek, gdybyś zapomniał, gdzie zostawiłeś kurtkę. Obsługujesz je z poziomu aplikacji, przez asystenta albo bezpośrednio uruchamiając sygnalizację.

      – Niby jak?

      Scott włożył do ust dwa palce i gwizdnął przeciągle. Na ciele Landona odezwało się co najmniej kilka alarmów popiskujących z różną intensywnością.

      – Kurwa mać!

      – Co? Nie czytało się instrukcji obsługi?

      – Mam czytać instrukcję obsługi kurtki? Czy gaci?

      – Wyobraź sobie, że jesteśmy w jakiejś piwnicy albo czymś takim. Podkradamy się do dwóch zbirów. Jeden mówi: „Cholera, mam wrażenie, że śledzi nas policja, tylko nie wiem, gdzie są”. A drugi na to: „A ja wiem!”.

      Znowu gwizdnął i włączył latarkę, a Landon po raz kolejny rozbłysnął światełkami, którym towarzyszyły liczne sygnały dźwiękowe.

      Scott pewnie dalej masakrowałby partnera, ale nagle otworzyły się drzwi.

      – Co wy tu wyrabiacie po ciemku?

      Tahira włączyła światło.

      – Nic wielkiego. Takie tam męskie zabawy.

      Kapitan nie drążyła tematu. Z lekkim zdziwieniem spojrzała na wystrojonego Landona.

      – Są nowe zabójstwa – powiedziała. – Prawie identyczny schemat.

      – Dzięki Bogu! – wyrwało się Scottowi.

      – Za co niby dziękujesz?

      Sama miała raczej początki depresji. Przełożeni oczekiwali na wyniki śledztwa w pierwszej sprawie, a nie dość, że niczego sensownego nie mogła im przekazać, to teraz doszły kolejne zabójstwa. Za długo wody w raportach lać się nie da. Zwłaszcza wtedy, kiedy media patrzą dowództwu na ręce.

      – Za to, że byliśmy w czarnej dupie, a teraz mamy punkt zaczepienia.

      W jej wzroku rozbłysła iskierka zaciekawienia.

      – Niby jaki?

      – Najpierw ja pozwolę sobie zadać pytanie. Czy sprawca był ten sam? Znowu strzelała Lani Staller?

      – Nie. Tym razem spust naciskał profesor Brandon, niedoszły noblista…

      – Ja pierdolę! – wyrwało się Landonowi.

      – Co się z nim stało?

      – Wyszedł z budynku. Najprawdopodobniej chciał wsiąść do samochodu, ale zanim zdążył to zrobić, został zastrzelony przez kogoś, kto czekał w środku.

      – Aha.

      – Nasz znajomy z więzienia miał rację – wtrącił się Landon. – Na filmie z Lani Staller nie podobały mu się dwie rzeczy. To, że jej nie zastrzelono, i to, że ktoś otworzył jej drzwi. Jak rozumiem, profesorowi nikt nie otwierał?

      – Zastrzelono go przez szybę – powiedziała Tahira. Przesunęła dłonią po powierzchni najbliższej szafy i wyświetliła film z monitoringu. – Praktycznie nic nie widać.

      – Tym razem wszystko odbyło się podręcznikowo. Wykonawca zlecenia musiał zginąć.

      – I zginął.

      – Tak. I dlatego jeszcze większą zagadką jest to, dlaczego nie zastrzelono Lani.

      – Cieszysz się więc z drugiej sprawy, bo będzie więcej dowodów?

      Pokręcił głową.

      – Nie będzie. Ale za to możemy zacząć szukać cech łączących oboje morderców.

      Tahira uśmiechnęła się z przekąsem.

      – Ależ to zabrzmiało: „oboje morderców”. Prawie romantycznie.

      – Spróbujmy też znaleźć cechy łączące ofiary – ciągnął niezrażony Scott. – Wszyscy byli pracownikami Reno Mobile?

      – Nie.

      – Tym lepiej. I niech nasi fachowcy przeanalizują sposoby egzekucji. Coś musi się dać wyciągnąć z profili psychologicznych.

      – Chcesz wiedzieć, który z noblistów jako dziecko pasjami dusił kocięta?

      – Daj spokój.

      – Mamy zeznanie asystentki profesora, który był sprawcą drugiej zbrodni. Dziewczyna rozmawiała z nim bezpośrednio po tym, jak dokonał rzezi. Twierdzi, że niczego nie dał po sobie poznać. Był swobodny, rozluźniony, mówił logicznie, nie widać było nawet cienia zdenerwowania.

      Scott usiadł przy najbliższym biurku. Poprosił, żeby wrzuciła mu na blat wszystkie materiały. Przejrzał je w przyspieszonym tempie, na przewijaniu.

      – Zaczynam go lubić – mruknął. – A pani asystentka trochę mija się z prawdą.

      – Jak to?

      – Kazał jej czekać na korytarzu. Miała nie wychodzić na ulicę, nie wchodzić do sali konferencyjnej. Najwyraźniej nie chciał, żeby policja przypadkowo