Cyberpunk Odrodzenie. Andrzej Ziemiański

Читать онлайн.
Название Cyberpunk Odrodzenie
Автор произведения Andrzej Ziemiański
Жанр Зарубежная фантастика
Серия
Издательство Зарубежная фантастика
Год выпуска 0
isbn 978-83-287-1357-4



Скачать книгу

– wyjaśnił. – Spełnia wszystkie funkcje biologiczne. Działa w tle, że tak powiem.

      – Czyli jak?

      Machnął ręką na znak, że nie zamierza wdawać się w szczegóły techniczne.

      – Uwierz mi, gdyby nie on, to po postrzale w głowę na pewno nie byłabyś w stanie siedzieć ani rozmawiać. Bez niego byłabyś jak roślina, a twoimi funkcjami życiowymi zajmowałyby się urządzenia, które ledwie zmieściłyby się w tym pokoju.

      – Aha – mruknęła bez przekonania. – W takim razie co właściwie przyszedłeś uruchomić?

      – Sztuczną inteligencję.

      – On to ma?

      Uśmiechnął się.

      – Teraz to raczej ty to masz.

      – Czyli co konkretnie się stanie?

      Wzruszył ramionami.

      – Właściwie nic. Będziesz mogła sobie z tym czipem pogadać, i tyle.

      – Jak z domowym asystentem?

      – No nie! – żachnął się. – Nie porównuj gadżetu za kilkaset dolarów z urządzeniem wartym parę milionów!

      Potrząsnęła głową.

      – Zaraz, zaraz… Parę milionów? Kto wywalił na mnie tyle kasy?

      – Mnie nie pytaj. To chyba jakiś program społeczny. Ten były gliniarz, który cię uratował, załatwił ci jakiś program pomocy dla ofiar.

      – Jaki program?

      – Mnie nie pytaj – powtórzył.

      Jej umysł wciąż był w dużej części zajęty kwestią ilości włosów na głowie, które pozostały jej po operacji, ale jego pozostała część była gotowa do analizy faktów. Rzeczywiście czytała o programach pomocy dla ofiar. Zajmowała się tym jakaś policyjna przybudówka – organizacja mająca za zadanie ocieplać mocno nadszarpnięty wizerunek stróżów prawa. Nie mogła sobie jednak przypomnieć, żeby przy tej okazji pojawiły się jakiekolwiek wzmianki o implantach. Z drugiej strony, czasy się zmieniały, a kilka milionów, przy obecnej inflacji, wcale nie stanowiło tak niewyobrażalnej kwoty, jak mogło się wydawać w pierwszej chwili. Niepokojące było raczej to, że w ramach oszczędności, zwanych dla niepoznaki „optymalizacją wydatków”, mogli umieścić jej w głowie jakiś szajs wycofany z oficjalnej dystrybucji. Ona jednak ciągle żyła, a to po trafieniu w głowę wcale nie musiało być takie oczywiste. Czyli cokolwiek zrobili, zrobili przynajmniej w miarę dobrze. Mimo to wciąż coś jej tu nie pasowało i miała mocne podejrzenia, że to „coś” ma związek z osobą byłego policjanta.

      – W mojej głowie jest wtyczka?

      Derek, zajęty rozkładaniem swojego skromnego warsztatu, uśmiechnął się pobłażliwie.

      – Nie ma żadnej wtyczki.

      – Więc jak mi to włączysz?

      – Normalnie. Przez dziurę w czaszce włożę ci palec do głowy, namacam kontakt i nacisnę.

      – A mógłbyś nie żartować?

      – A słyszałaś coś o indukcji?

      Aż podskoczyła.

      – Zaraz, zaraz! Więc każdy będzie mógł mi to wyłączyć?!

      – Nie.

      Zaczął zdejmować jej opatrunek z głowy.

      – Dlaczego?

      – Zaraz się dowiesz. Ale najpierw uruchomię warstwę wegetatywną. – Ruchem ręki powstrzymał ją od zadania kolejnego pytania. – Ten czip ma wiele warstw. Najniższa, która działa od samego początku, uchroniła cię przed śmiercią, przed zmianami w mózgu, przed degeneracją neurologiczną oraz innymi skutkami postrzału. Teraz włączę warstwę odpowiedzialną za wspomaganie. Mówiąc językiem technicznym, zyskasz funkcjonalności niedostępne dla zwykłych śmiertelników, choć, szczerze mówiąc, radziłbym, żebyś nie oczekiwała zbyt wiele…

      Bandaże na głowie pozostały. Na bok poszły tylko żelowe ochraniacze. Derek nawet jej nie dotknął, nie przystawił żadnych kabli, elektrod ani płytek indukcyjnych.

      – No i włączone.

      – Co włączone? Niczego nie czuję.

      – Widzę na podglądzie, że warstwa już reaguje.

      – Ale ja niczego… Nic się nie zmieniło!

      Uśmiechnął się.

      – Zaraz się okaże. Zamknij oczy. – Podniósł się z miejsca. – Nie oszukuj, nie podglądaj! Będę chodził po pokoju. Za kilka sekund, nie otwierając oczu, wyciągnij palec w moim kierunku. OK?

      – Skąd będę wiedziała, gdzie jesteś?

      – Zadaj sobie to pytanie. W głowie. Wystarczy, jeśli pomyślisz, ale konkretnie, jakbyś wypowiadała słowa. Tylko nie używaj ust.

      – Ale…

      – Cicho bądź! – przerwał jej bezceremonialnie. – Zaczynamy.

      Axel usiłowała grać uczciwie. Nie otwierała oczu, nie podglądała. Bez pośpiechu liczyła upływające sekundy. Nie słyszała kroków. Albo poruszał się jak duch, albo szpitalne wykładziny tłumiły wszystko.

      – Gdzie on jest? – zapytała siebie.

      Na wewnętrznej stronie jej powiek pojawił się napis: „Północny północny zachód”.

      – Co to, kurwa, znaczy?

      – Kierunek – pojawiła się odpowiedź.

      – A gdzie jest północ? – zapytała bezradnie.

      Przed jej oczami natychmiast pojawił się obraz busoli. Odczytywała kierunki z pewnym trudem, usiłując przypomnieć sobie obóz harcerski w szkole. Północ jest tutaj. I trzeba odłożyć jeszcze kawałek. N? NNW?

      Odruchowo wyciągnęła palec w tę stronę.

      – Dobrze! – wykrzyknął Derek. – Działa!

      Axel otworzyła oczy. Rzeczywiście, jej wyciągnięty palec wskazywał prosto na niego.

      – Nie uwierzysz… – szepnęła. – Przed oczami pojawił mi się kompas!

      Roześmiał się.

      – Oczywiście, że uwierzę. Przecież to sprzęt marynarki wojennej.

      – Co takiego?!

      Podszedł i poklepał ją uspokajająco po ramieniu. Widząc, że to chyba nie wystarczy, znowu usiadł obok niej.

      – Głupio byłoby powiedzieć, że brali, co mieli, ale w gruncie rzeczy tak właśnie było. Facet, który wezwał do ciebie pomoc, naprawdę stanął na głowie.

      – Amundsen?

      – Scott. Były gliniarz.

      Wzruszyła ramionami. Bardzo chciała sprawiać wrażenie twardej, bardzo chciała nie okazać żadnych uczuć, ale stąpała po cienkim lodzie. Mówiąc wprost, była obsrana ze strachu.

      – Wiem, że to lepsze niż wąchać kwiatki od spodu, ale… – Głos uwiązł jej w gardle.

      Położył jej dłoń na ramieniu.

      – Uwierz mi, to kawał dobrej, starej technologii.

      Poderwała się raptownie.

      – Jak to starej?!

      – Eee… To tylko taka przenośnia…

      – Nieprawda! – Była doświadczoną oszustką, więc bez trudu potrafiła wyczuć fałsz. – Jak starej? Kiedy to coś wyprodukowano?

      Derek