Imię róży. Wydanie poprawione przez autora. Умберто Эко

Читать онлайн.
Название Imię róży. Wydanie poprawione przez autora
Автор произведения Умберто Эко
Жанр Исторические детективы
Серия
Издательство Исторические детективы
Год выпуска 0
isbn 9788373925625



Скачать книгу

o nie pan Mediolanu, a opactwo zyska w zamian prawo pierwokupu wina z paru posiadłości, które znajdują się na wschodzie. – Berengar wskazał ręką w dal. Ale zaraz dodał: – Nie znaczy to, że opactwo zajmuje się dochodową pracą na rzecz osób świeckich. Ale komitent postarał się, by ten cenny manuskrypt grecki został nam wypożyczony przez dożę Wenecji, który otrzymał go od cesarza Bizancjum, a kiedy Wenancjusz uporałby się ze swoją pracą, sporządzilibyśmy dwie kopie, jedną dla komitenta, drugą dla naszej biblioteki.

      – Która nie gardzi przyjmowaniem choćby i pogańskich bajek – rzekł Wilhelm.

      – Biblioteka daje świadectwo prawdzie i błędowi – rzekł wówczas jakiś głos za naszymi plecami.

      Był to Jorge. Raz jeszcze zdumiał mnie (ale niejedno miało mnie jeszcze zdumieć w następnych dniach) niespodziewanym sposobem przybycia, jakbyśmy my jego nie widzieli, tylko on nas. Zastanowiłem się nawet, cóż ślepiec robi w skryptorium, ale później zdałem sobie sprawę z tego, że Jorge był w opactwie wszechobecny. I często pozostawał w skryptorium, siedząc sobie na ławeczce w pobliżu kominka i, zda się, śledząc wszystko, co dzieje się w sali. Pewnego razu usłyszałem, jak zapytał głośno ze swego miejsca: „Kto idzie?”, i zwrócił się ku Malachiaszowi, który krokami stłumionymi przez słomę szedł w stronę biblioteki. Wszyscy mnisi mieli go w wielkim poważaniu i zwracali się doń często, by przeczytać mu jakiś ustęp trudno zrozumiały, radząc się, gdy natrafili na jakąś scholię, lub prosząc o wyjaśnienia, gdy szło o wizerunek zwierzęcia lub świętego. On zaś patrzył w pustkę swoimi zgasłymi oczyma, jakby wpatrywał się w stronicę, którą miał w pamięci, i odpowiadał, że fałszywi prorocy odziani są jak biskupi i żaby wychodzą im z ust, albo ) jakimi kamieniami winno się zdobić mury niebiańskiego Jeruzalem, albo że arymaspów trzeba przedstawić na mapach w pobliżu Ziemi Księdza Jana – zalecając przy tym, by nie przesadzać w pokazywaniu uwodzicielskiej siły, jaka tkwi w potworności, wystarczy bowiem narysować ich w sposób symboliczny, byle dali się rozpoznać, ale nie tak, żeby budzili pożądanie lub żeby szkaradność zachęcała do śmiechu.

      Pewnego razu słyszałem, że doradzał pewnemu scholiaście, jak ów winien interpretować recapitulatio w tekstach Tykoniusza w zgodzie z duchem świętego Augustyna, by uniknąć herezji donatystycznej. Innym razem słyszałem, że radził, jak, komentując, odróżniać heretyków od schizmatyków. Albo też mówił strapionemu badaczowi, jakiej księgi ten winien poszukać w katalogu biblioteki i niemal na której karcie znajdzie o niej dane, tudzież zapewniał tamtego, iż bibliotekarz z pewnością mu ją dostarczy, bo chodzi o dzieło natchnione przez Boga. Wreszcie słyszałem jeszcze innym razem, jak mówił, że takiej to a takiej księgi nie ma co szukać, istnieje bowiem, co prawda, w katalogu, ale została zniszczona przez myszy pięćdziesiąt lat wcześniej i rozpada się w pył, kiedy ktoś jej dotknie. Jednym słowem, był pamięcią biblioteki i duszą skryptorium. Czasem napominał mnichów, których pogawędkę dosłyszał: „Spieszcie się, by zostawić świadectwo o prawdzie, albowiem bliskie są czasy!” i czynił aluzję do przyjścia Antychrysta.

      – Biblioteka daje świadectwo prawdzie i błędowi – rzekł więc Jorge.

      – Bez wątpienia Apulejusz i Lukian zawinili wieloma błędami – przyznał Wilhelm. – Ale ta bajka zawiera pod osłoną zmyśleń również dobry morał, poucza bowiem, jak drogo trzeba płacić za swoje błędy, a poza tym sądzę, że historia człowieka przemienionego w osła jest aluzją do przemiany duszy, która popada w grzech.

      – To być może – nie sprzeciwił się Jorge.

      – Jednakowoż pojmuję teraz, dlaczego Wenancjusz podczas rozmowy, o której opowiedział mi wczoraj, tak bardzo był zaciekawiony zagadnieniami komedii; w istocie, bajki tego rodzaju można też przyrównać do komedii starożytnych. Ni jedne, ni drugie nie opowiadają, jak tragedie, o ludziach żyjących naprawdę, ale, powiada Izydor, są zmyśleniami: Fabulas poetae a fando nominaverunt quia non sunt  r e s  f a c t e  sed tantum loquendo  f i c t a e58.

      W pierwszej chwili nie pojąłem, czemu Wilhelm zapuścił się w tę uczoną dysputę, i to właśnie z kimś, kto zdawał się takich tematów nie lubić, ale odpowiedź Jorge pokazała mi, jak wielce subtelny jest mój mistrz.

      – Tego dnia nie rozprawiało się o komediach, lecz tylko o dopuszczalności śmiechu – rzekł posępnie ślepiec.

      A ja pamiętałem doskonale, że właśnie poprzedniego dnia, kiedy Wenancjusz zrobił aluzję do tej dyskusji, Jorge utrzymywał, iż jej sobie nie przypomina.

      – Ach – powiedział niedbale Wilhelm – zdawało mi się, że rozmawialiście o kłamstwach poetów i zmyślnych zagadkach.

      – Mówiło się o śmiechu – sprostował oschle Jorge. – Komedie pisali poganie, by nakłonić widzów do śmiechu, i czynili źle. Nasz Pan Jezus nigdy nie opowiadał komedii ani bajek, lecz tylko przejrzyste przypowieści, które w sposób alegoryczny pouczają nas, jak zasłużyć sobie na raj, i tak niechaj będzie.

      – Zastanawiam się – rzekł Wilhelm – czemu jesteś tak przeciwny myśli, że Jezus się śmiał. Ja mniemam, że gdy trzeba leczyć z humorów i innych dolegliwości ciała, a osobliwie z melancholii, śmiech jest równie dobrym lekarstwem jak kąpiele.

      – Kąpiele są rzeczą dobrą – odparł Jorge – i sam Akwinata doradza je dla usunięcia smutku, który może być namiętnością złą, kiedy nie zwraca się w stronę takiego zła, jakie da się pokonać śmiałością. Śmiech zaś wstrząsa ciałem, zniekształca rysy twarzy, czyni człowieka podobnym do małpy.

      – Małpy się nie śmieją, śmiech jest właściwy człowiekowi, to znak jego rozumności – oznajmił Wilhelm.

      – Jest też słowo znakiem ludzkiej rozumności, a przecież słowem można bluźnić przeciw Bogu. Nie wszystko, co właściwe człowiekowi, jest koniecznie dobre. Śmiech to znak głupoty. Kto śmieje się, nie wierzy w to, co jest powodem śmiechu, ale też nie czuje do tego czegoś nienawiści. Tak zatem, jeśli śmiejemy się z czego złego, oznacza to, że nie zamierzamy owego zła zwalczać, jeśli zaś śmiejemy się z czego dobrego, oznacza to, że nie cenimy siły, przez którą dobro szerzy się samo z siebie. Dlatego reguła powiada, że dziesiąty stopień pokory jest ten, kiedy mnich nie jest zawsze skłonny do śmiechu, gdyż zostało napisane: stultus in risu exaltat vocem suam59.

      – Kwintylian – przerwał mój mistrz – powiada, że na śmiech nie ma miejsca w panegiryku, by nie uchybić godności, ale należy zachęcać do niego w wielu innych przypadkach. Tacyt zachwala ironię Kalpurniusza Pisona, Pliniusz Młodszy pisze: Aliquando praeterea rideo, jocor, ludo, homo sum60.

      – Byli poganami – odparł Jorge. – Reguła powiada: wykluczamy na zawsze i wszędzie trywialność, frywolność i błazeństwa i zakazujemy absolutnie, by mnich otwierał usta do rozmów tego rodzaju.

      – Jednakowoż kiedy słowo Chrystusa zatriumfowało już na ziemi, Synesios z Kyreny powiedział, że boskość potrafiła połączyć harmonijnie to, co konieczne, z tym, co tragiczne, Aeliusz Spartanin zaś powiada o cesarzu Hadrianie, człowieku podniosłych obyczajów i duszy naturaliter chrześcijańskiej, że umiał przeplatać chwile wesołości chwilami powagi. A wreszcie Auzoniusz zaleca dawkować z umiarem powagę i uciechę.

      – Ale Paulin z Noli i Klemens Aleksandryjski ostrzegali nas przed tymi głupstwami, a Sulpicjusz Sewer powiada, że nikt nie widział, by świętego Marcina opanował gniew albo wesołość.

      – A jednak przypomina niektóre powiedzenia świętego



<p>58</p>

Baśnie nazwali poeci od  b a j a n i a,  ponieważ nie są to  r z e c z y  p r a w d z i w e,  tylko  s t w o r z o n e  w mowie (łac.).

<p>59</p>

Głupiec jeno głos do śmiechu wznosi (łac.).

<p>60</p>

Niekiedy zresztą żartuję, bawię się, śmieję, jestem człowiekiem (łac.).