Imię róży. Wydanie poprawione przez autora. Умберто Эко

Читать онлайн.
Название Imię róży. Wydanie poprawione przez autora
Автор произведения Умберто Эко
Жанр Исторические детективы
Серия
Издательство Исторические детективы
Год выпуска 0
isbn 9788373925625



Скачать книгу

który władał jako Celestyn V, i ten przyjęty był z ulgą przez owych duchowników: „Okaże się świętym – powiadano – i dotrzyma nauki Chrystusa, jego żywot będzie anielski, drżyjcie, znieprawieni prałaci”. Może żywot Celestyna był nazbyt anielski, a może prałaci z jego otoczenia byli zbyt znieprawieni albo nowy papież nie wytrzymał napięcia za bardzo już przeciągającej się wojny z cesarzem i innymi królami Europy; jakkolwiek było, Celestyn zrzekł się tiary papieskiej i wrócił do swojej pustelni. Ale w krótkim czasie jego panowania, trwającego mniej niż rok, wszystkie oczekiwania duchowników zostały zaspokojone, a Celestyn utworzył wraz z nimi wspólnotę zwaną fratres et pauperes heremitae domini Celestini22. Z drugiej strony papież musiał być rozjemcą między możnymi rzymskimi kardynałami, a w tym czasie kilku z nich, jak Colonna lub Orsini, w sekrecie popierało nowe prądy, głoszące ubóstwo; doprawdy osobliwego wyboru dokonali owi ludzie nadzwyczaj potężni, którzy żyli pośród niemodnych już dostatków i bogactw, i nigdy nie pojąłem, czy po prostu wykorzystywali duchowników do swoich celów związanych z rządzeniem, czy w pewien sposób uważali, iż wspieranie prądów uduchowionych rozgrzeszało ich z grzesznego żywota; i być może prawdą były obie rzeczy, jeśli wolno mi sądzić według tego, co zdołałem pojąć ze spraw italskich. Ale właśnie by świecić przykładem, Hubertyn został przyjęty na kapelana przez kardynała Orsiniego, kiedy zyskał największy posłuch spośród duchowników i groziło mu oskarżenie o herezję. I tenże sam kardynał był mu tarczą w Awinionie.

      Jak to jednak bywa w podobnych przypadkach, wprawdzie Angelo i Hubertyn głosili kazania według doktryny, ale wielkie rzesze prostaczków brały sobie do serc słowa kaznodziejów i rozbiegały się po całym kraju bez nijakiego nadzoru. W ten oto sposób w Italii zaroiło się od owych braciszków lub braci ubogiego żywota, w których wielu dopatrywało się niebezpieczeństwa. Trudno już było odróżnić mistrzów życia duchowego, którzy nie tracili styczności z władzami kościelnymi, od ich uboższych duchem stronników, którzy najzwyczajniej żyli poza zakonem, żebrząc o jałmużnę, i utrzymywali się z dnia na dzień z pracy swoich rąk, nie zachowując żadnej własności I tych właśnie głos ludu nazwał braciaszkami, i nie różnili się zbytnio od francuskich begardów, dla których natchnieniem był Piotr di Giovanni Olivi.

      Miejsce Celestyna V zajął Bonifacy VIII i papież ten nie zwlekał z okazaniem, że nie będzie pobłażliwości dla duchowników i braciaszków w ogólności, kiedy zaś umierał w ostatnich latach wieku, podpisał bullę Firma cautela, w której potępiał za jednym zamachem dwuskibowe sochy, domokrążnych włóczęgów, którzy kręcili się zbyt blisko skrajnych odłamów zakonu franciszkańskiego, i samych duchowników, czyli tych, którzy odsuwali się od życia zakonnego, by osiąść w eremach.

      Potem duchownicy próbowali od innych papieży, jak Klemens V, uzyskać pozwoleństwo na oderwanie się od zakonu w sposób niegwałtowny, lecz z pojawieniem się Jana XXII wyzbyli się wszelkiej nadziei. Ledwie został wybrany w 1316 roku, kazał zakuć w łańcuchy Angela Clarena oraz duchowników z Prowansji i spośród tych, którzy nalegali na prowadzenie wolnego żywota, wielu spalono na stosach.

      Jan XXII pojął jednak, że aby wyrwać z korzeniami chwast braciaszków, należy potępić jako heretyckie przekonanie, że Chrystus i apostołowie nie mieli żadnej własności ani osobistej, ani we wspólnym władaniu; a ponieważ właśnie rok wcześniej odbyła się w Perugii kapituła generalna franciszkanów, która podtrzymywała ten pogląd, potępiając braciaszków, papież potępił też cały zakon. Mogłoby się wydawać dziwne, że papież uznaje za przewrotne przekonanie, iż Chrystus był ubogi, ale było jasne, że od głoszenia ubóstwa Chrystusa do głoszenia ubóstwa jego Kościoła nie było daleko, a Kościół ubogi stałby się Kościołem słabym w oczach cesarza. Dlatego też od tamtego czasu wielu braciaszków, którzy nie wiedzieli nic ani o cesarstwie, ani o Perugii, zginęło na stosach.

      O tych rzeczach rozmyślałem, patrząc na legendarną postać Hubertyna. Mój mistrz przedstawił mnie, a starzec dłonią ciepłą, prawie rozpaloną, pogłaskał moje lico. Przy dotknięciu tej dłoni pojąłem wiele z tego, co słyszałem o tym świętym człeku, zrozumiałem mistyczny ogień, który trawił go od czasu młodości, kiedy przedstawił sobie, że został przemieniony w skruszoną Magdalenę – i nader mocne więzy, jakie zadzierzgnął ze świętą Anielą z Foligno, która wprowadziła go w adorację krzyża…

      Przypatrywałem się tym rysom delikatnym niby rysy świętej, z którą utrzymywał braterskie obcowanie zmysłów duszy. Domyślałem się, że umiał przybrać wygląd znacznie twardszy, kiedy w roku 1311 sobór w Vienne odsunął franciszkańskich przełożonych niechętnych duchownikom, lecz tym ostatnim nakazał, by żyli w pokoju w łonie zakonu, ten zaś rycerz wyrzeczeń nie zgodził się na ostrożną ugodę i podjął walkę o utworzenie zakonu niezależnego i natchnionego zasadą surowości. Hubertyn przegrał wówczas bitwę, albowiem w owych latach Jan XXII walczył o krucjatę przeciw zwolennikom Piotra di Giovanni Olivi, lecz Hubertyn nie zawahał się stanąć w obliczu papieża, by bronić pamięci przyjaciela, papież zaś, ujęty jego świątobliwością, nie ośmielił się go potępić (chociaż innych później potępił). W owej okoliczności nastręczył mu nawet drogę ratunku, nakazując wstąpienie do zakonu kluniackiego. Hubertyn, który musiał być także biegły w zdobywaniu sobie poparcia i sprzymierzeńców na dworze papieskim (on, z pozoru tak bezbronny i wątły), zgodził się, owszem, wstąpić do klasztoru w Gemblach we Flandrii, ale zda mi się, że nigdy tam się nie udał, lecz pozostał w Awinionie w świcie kardynała Orsiniego, by bronić sprawy franciszkanów.

      Dopiero ostatnimi czasy (a to, co na ten temat zasłyszałem, było niejasne) nastąpił schyłek jego fortuny na dworze i Hubertyn musiał oddalić się od Awinionu, a jednocześnie papież nakazał ścigać tego nieposkromionego człeka jako kacerza, który per mundum discurrit vagabundus23. Powiadano, że wszelki ślad po nim przepadł. Z popołudniowej rozmowy między opatem a Wilhelmem dowiedziałem się, że skrył się w tym opactwie, I oto miałem go teraz przed sobą.

      – Wilhelmie – mówił właśnie – mieli mnie zabić, musiałem uchodzić nocą.

      – Kto chciał twojej śmierci? Jan?

      – Nie. Jan nie miłował mnie nigdy, ale zawsze darzył szacunkiem. Na dobrą sprawę on to podsunął mi przed dziesięciu laty sposób uniknięcia procesu, nakazując mi wstąpić do benedyktynów.

      – Któż więc źle ci życzy?

      – Wszyscy. Kuria. Dwakroć próbowali mnie zabić. Chcieli zamknąć mi usta. Wiesz, co się zdarzyło pięć lat temu. Dwa lata wcześniej potępieni zostali begardzi z Narbony, a Berengar Talloni, który należał wszak do grona sędziów, odwołał się do papieża. Były to chwile trudne, Jan wydał już dwie bulle przeciw duchownikom i sam Michał z Ceseny uległ; ano właśnie, kiedyż tu przybędzie?

      – Stanie tu za dwa dni.

      – Michał… Tyle już czasu go nie widziałem. Opamiętał się, rozumie, czego chcemy, kapituła w Perugii przyznała nam rację. Ale wtedy, w tysiąc trzysta osiemnastym, ustąpił papieżowi i oddał w jego ręce pięciu duchowników z Prowansji, bo nie chcieli się podporządkować. Spłonęli, Wilhelmie… Och, to straszne! – Skrył twarz w dłoniach.

      – Ale co właściwie zaszło po odwołaniu się Talloniego? – zapytał Wilhelm.

      – Jan musiał na nowo otworzyć dyskusję, pojmujesz? Musiał, bo również w kurii byli ludzie ogarnięci zwątpieniem, nawet franciszkanie z kurii, faryzeusze, groby pobielane, gotowi sprzedać się za prebendę, a przecie ogarnęło ich zwątpienie. Wtenczas to Jan kazał mi przygotować memoriał na temat ubóstwa. Był piękny, Wilhelmie, oby



<p>22</p>

Bracia i ubodzy pustelnicy papieża Celestyna (łac.).

<p>23</p>

Swobodnie wędruje po świecie (łac.).