Anioły i demony. Дэн Браун

Читать онлайн.
Название Anioły i demony
Автор произведения Дэн Браун
Жанр Поэзия
Серия
Издательство Поэзия
Год выпуска 0
isbn 978-83-7508-804-5



Скачать книгу

jeśli próżnia spełniła swoją rolę, to te pojemniki są wykonane z materii. Antymaterii nie można przechowywać w takim pojemniku, gdyż natychmiast weszłaby w reakcję…

      – Próbka nie styka się z pojemnikiem – przerwała mu Vittoria, która najwyraźniej spodziewała się tego pytania. – Unosi się. Te puszki są pułapkami antymaterii, ponieważ dosłownie więżą ją w środku, zawieszoną w bezpiecznej odległości od ścianek i dna.

      – Zawieszoną? Ale w jaki sposób?

      – Pomiędzy dwoma przecinającymi się polami magnetycznymi. Proszę spojrzeć.

      Przeszła przez salę i wyciągnęła duży przyrząd elektroniczny. Langdonowi skojarzył się on z miotaczem promieni z kreskówek – szeroka jak armata lufa z lunetą celowniczą na górze i kłębowiskiem elektroniki zwisającym poniżej. Vittoria nastawiła celownik na jeden z pojemników, zajrzała w okular i dostroiła widok kilkoma pokrętłami. Potem odsunęła się na bok, zachęcając Kohlera, żeby spojrzał.

      Ten jednak zawahał się, skonsternowany.

      – Zgromadziliście widoczną ilość?

      – Pięć tysięcy nanogramów – wyjaśniła Vittoria. – Ciekła plazma zawierająca miliony pozytronów.

      – Miliony? Ale przecież dotychczas wykrywano zaledwie pojedyncze cząstki.

      – Ksenon – oświadczyła. – Wstrzykiwał strumień ksenonu w rozpędzoną wiązkę cząstek, odrywając w ten sposób elektrony. Nalegał, żeby zachować tę metodę w całkowitej tajemnicy, w każdym razie wymagała ona jednoczesnego wstrzykiwania swobodnych elektronów do akceleratora.

      Langdon już całkowicie się zagubił i zastanawiał się, w jakim języku oni rozmawiają.

      Kohler przez chwilę nic nie mówił, tylko jeszcze bardziej zmarszczył czoło. Nagle odetchnął płytko i zwiesił się na wózku, jakby trafiony kulą.

      – Technicznie rzecz biorąc, dałoby to…

      Vittoria skinęła głową.

      – Tak. Mnóstwo tego.

      Kohler przeniósł spojrzenie na znajdujący się przed nim pojemnik. Z wyrazem niepewności na twarzy uniósł się na wózku i przyłożył oko do okularu. Patrzył przez dłuższy czas bez słowa. Kiedy w końcu ponownie opadł na wózek, czoło miał pokryte potem. Bruzdy na jego twarzy wygładziły się, a kiedy się odezwał, niemal szeptał.

      – Mój Boże… naprawdę tego dokonaliście.

      – Mój ojciec tego dokonał.

      – Ja… nie wiem, co powiedzieć.

      Vittoria odwróciła się do Langdona.

      – Chciałby pan spojrzeć? – Wskazała urządzenie.

      Nie bardzo wiedząc, czego się spodziewać, podszedł bliżej. Z odległości pół metra pojemnik wydawał się pusty. Cokolwiek znajdowało się w środku, było nieskończenie małe. Przyłożył oko do okularu i przez chwilę czekał, aż obraz się wyostrzy.

      Potem to zobaczył.

      Lśniąca kulka podobnej do rtęci cieczy nie znajdowała się na dnie puszki, tak jak się spodziewał, lecz unosiła się mniej więcej w jej środku. Obracała się w przestrzeni, jakby podtrzymywana jakąś czarodziejską siłą. Przez jej powierzchnię przebiegały metaliczne fale. Langdonowi przypomniał się film, w którym oglądał zachowanie się kropli wody przy zerowej sile grawitacji. Chociaż zdawał sobie sprawę, że kulka jest mikroskopijna, widział wszelkie wybrzuszenia i rowki zmieniające się, gdy kulka plazmy obracała się powoli w zawieszeniu.

      – Ona… się unosi – odezwał się wreszcie.

      – Całe szczęście – odparła Vittoria. – Antymateria jest wysoce niestabilna. W sensie energetycznym jest lustrzanym odbiciem materii, toteż jeśli się zetkną, natychmiast nawzajem się unicestwiają. Oczywiście odizolowanie antymaterii od materii jest sporym problemem, gdyż na Ziemi wszystko składa się z materii. Próbki trzeba przechowywać tak, żeby się z niczym nie stykały, nawet z powietrzem.

      Langdon słuchał tego ze zdumieniem. To się dopiero nazywa praca w próżni.

      – A te pułapki antymaterii – przerwał Kohler, z wyrazem osłupienia na twarzy, wodząc bladym palcem po podstawie jednej z nich. – To projekt twojego ojca?

      – Prawdę mówiąc, mój.

      Kohler podniósł na nią wzrok.

      Głos Vittorii brzmiał skromnie.

      – Kiedy ojciec stworzył pierwsze cząsteczki antymaterii, miał problem z tym, jak je przechować. Zaproponowałam wówczas to właśnie rozwiązanie. Hermetyczna nanokompozytowa obudowa z elektromagnesami o przeciwnej polaryzacji na obu końcach.

      – Wygląda na to, że udzielił ci się geniusz twojego ojca.

      – No, niezupełnie. Zapożyczyłam ten pomysł z natury. Żeglarz portugalski[5] łapie ryby w pułapkę swoich nici parzydełkowych. Tę samą zasadę zastosowałam tutaj. Każda puszka ma dwa elektromagnesy, po jednym na każdym końcu. Ich przeciwnie spolaryzowane pola magnetyczne przecinają się w środku pojemnika i utrzymują antymaterię zawieszoną w próżni.

      Langdon ponownie przyjrzał się pojemnikowi. Antymateria, która niczego nie dotyka, ponieważ unosi się w próżni. Kohler miał rację – to było genialne.

      – A gdzie jest źródło zasilania magnesów? – spytał dyrektor.

      – W kolumnie pod pułapką – wyjaśniła Vittoria. – Puszki są wkręcone w gniazda, z których są nieustannie doładowywane, tak że magnesy przez cały czas działają.

      – A gdyby pole magnetyczne zniknęło?

      – To oczywiście antymateria opadłaby na dno i doszłoby do anihilacji.

      – Anihilacji? – Langdonowi nie podobało się brzmienie tego słowa.

      Vittoria jednak nie okazywała zaniepokojenia.

      – Tak. Kiedy antymateria styka się z materią, obie natychmiast ulegają zniszczeniu. Ten proces nazywa się w fizyce anihilacją.

      – Aha – Langdon skinął głową.

      – To najprostsza reakcja w naturze. Cząstka materii oraz cząstka antymaterii po zetknięciu się ze sobą uwalniają dwie nowe cząstki zwane fotonami. Praktycznie rzecz biorąc, foton to maleńka porcja światła.

      Langdon czytał kiedyś o fotonach – cząstkach światła – najczystszej formie energii. Powstrzymał się od pytania na temat wykorzystania przez kapitana Kirka torped fotonowych przeciwko Klingonom.

      – Zatem, kiedy antymateria opadnie, zobaczymy mały rozbłysk światła?

      – Zależy, co pan uważa za mały. – Vittoria wzruszyła ramionami. – Zresztą, mogę to zademonstrować. – Zaczęła odkręcać puszkę od doładowującego ją filara.

      Kohler krzyknął z przerażenia i rzucił się naprzód, odtrącając jej ręce.

      – Vittorio! Zwariowałaś?

      Rozdział 22

      Niewiarygodne, ale Kohler stał przez chwilę wyprostowany, kołysząc się na wychudzonych nogach. Twarz miał białą ze strachu.

      – Vittorio! Nie możesz wyjmować tej pułapki!

      Langdona zdumiał ten atak paniki.

      – Pięć tysięcy nanogramów! Jeśli



<p>5</p>

Żeglarz portugalski – odmiana jamochłonów, najprymitywniejszych zwierząt tkankowych.