Romeo i Julia. Уильям Шекспир

Читать онлайн.
Название Romeo i Julia
Автор произведения Уильям Шекспир
Жанр Драматургия
Серия
Издательство Драматургия
Год выпуска 0
isbn 978-83-63720-23-0



Скачать книгу

jakimś strasznym śmierci ciosem.

      Lecz niech Ten, który ma ster mój w swym ręku,

      Kieruje moim żaglem! Dalej! Idźmy!

      BENWOLIO

      Uderzcie w bębny!

      Wychodzą

      Scena piąta

      Sala w domu Kapuletów. Wchodzą muzykanci i słudzy

      PIERWSZY SŁUGA

      Gdzie Potpan? Czemu nie pomaga sprzątać? Gęsi mu paść, nie służyć.

      DRUGI SŁUGA

      Tak to, kiedy ważne obowiązki lokaja powierzają ludziom złej maniery; na diabła się to

      zdało.

      PIERWSZY SŁUGA

      Powynoście stołki! usuńcie na bok bufet! Pozbierajcie srebra! Schowaj no tam dla mnie,

      braciszku, kawałek marcepana i szepnij na ucho odźwiernemu, żeby wpuścił Zuzannę

      Grindston i Nelly; jak mię kochasz! Antoni! Potpan!

      DRUGI SŁUGA

      Dobrze, chłopcze, gotowe.

      PIERWSZY SŁUGA

      Wołają was, pytają o was, czekają na was, niecierpliwią się na was w wielkiej sali.

      TRZECI SŁUGA

      Nie możemy być tu i tam razem. Dalej, chłopcy, pohulajmyż dzisiaj! Kto umie czekać,

      wszystkiego się doczeka.

      Oddalają się. KAPULET i inni wchodzą z gośćmi i maskami

      KAPULET

      Witaj, cna młodzi! Wolne od nagniotków

      Damy rachują na waszą ruchawość.

      Śliczne panienki, któraż z was odmówi

      Stanąć do tańca? O takiej wręcz powiem,

      Ze ma nagniotki. A co? Tom was zażył!

      Dalej, panowie! I ja kiedyś także

      Maskę nosiłem i umiałem szeptać

      W ucho pięknościom jedwabne powieści,

      Co szły do serca; przeszło to już, przeszło.

      Nuże, panowie! Grajki, zaczynajcie!

      Miejsca! rozstąpmy się! dalej, dziewczęta!

      Muzyka gra. Młodzież tańczy.

      Hej! więcej światła! Wynieście te stoły!

      I zgaście ogień, bo zbyt już gorąco.

      Siadajże, siadaj, bracie Kapulecie!

      Dla nas dwóch czasy pląsów już minęły.

      Jakże to dawno byliśmy obydwaj

      Po raz ostatni w maskach?

      DRUGI KAPULET

      Będzie temu

      Lat ze trzydzieści.

      KAPULET

      Co? Co! Nie tak dawno.

      Było to, pomnę, na godach Lucencja;

      Na te Zielone Świątki, da Bóg dożyć,

      Będzie dwadzieścia pięć lat.

      DRUGI KAPULET

      Dawniej, dawniej,

      Wszak już syn jego jest trzydziestoletni.

      KAPULET

      Co mi waść prawisz? Przede dwoma laty

      Syn jego nie był jeszcze pełnoletni.

      ROMEO do jednego ze sług

      Co to za dama, co w tej chwili tańczy

      Z tym kawalerem?

      SŁUGA

      Nie wiem, jaśnie panie,

      ROMEO

      Ona zawstydza świec jarzących blaski;

      Piękność jej wisi u nocnej opaski

      Jak drogi klejnot u uszu Etiopa.

      Nie tknęła ziemi wytworniejsza stopa.

      Jak śnieżny gołąb wśród kawek, tak ona

      Świeci wśród swoich towarzyszek grona.

      Zaraz po tańcu przybliżę się do niej

      I dłoń mą uczczę dotknięciem jej dłoni.

      Kochałem dotąd? O! zaprzecz, mój wzroku!

      Boś jeszcze nie znał równego uroku.

      TYBALT

      Sądząc po głosie, z Montekich to któryś.

      Daj no mi rapir, chłopcze. Jak się waży

      Ten łotr tu wchodzić i kłamaną larwą

      Szyderczo naszej urągać zabawie?

      Na krew szlachetną, co mi wzdyma serce,

      Nie będzie grzechu, jeśli go uśmiercę.

      KAPULET

      Tybalcie, co ci to? Czego się zżymasz?

      TYBALT

      Ujmy tej, stryju, pewno nie wytrzymasz:

      Jeden z Montekich, twych śmiertelnych wrogów,

      Śmie tu znieważać gościnność twych progów.

      KAPULET

      Czy to Romeo?

      TYBALT

      Tak, ten to nikczemnik.

      KAPULET

      Daj mu waść pokój; nie wychodzi przecie

      Z granic wytkniętych dobrym wychowaniem;

      I, prawdę mówiąc, cała go Werona

      Ma za młodzieńca pełnego przymiotów;

      Nie chciałbym za nic w świecie w moim domu

      Czynić mu krzywdy. Uspokój się zatem,

      Miły synowcze, nie zważaj na niego;

      Taka ma wola; jeśli ją szanujesz,

      Okaż uprzejmość i spędź precz z oblicza

      Ten mars niezgodny z weselem tej doby.

      TYBALT

      Taki gość w domu nabawia choroby;

      Nie ścierpię go tu.

      KAPULET

      Chcę go mieć cierpianym.

      Cóż to, zuchwalcze? Mówię, że chcę! Cóż to?

      Czy ja tu jestem, czy waść jesteś panem?

      Waść go tu nie chcesz ścierpieć! Boże odpuść!

      Waść mi chcesz gości porozpędzać? kołki

      Na łbie mi strugać? przewodzić w mym domu?

      TYBALT

      Stryju, to zakał.

      KAPULET

      Cicho! burdą jesteś.

      Z tą porywczością doigrasz się waszmość.

      Zawsze mi musisz się sprzeciwiać! – Brawo,

      Kochana młodzi! – Urwipołeć z waści!

      Siedź cicho albo… Hola! Więcej światła! —

      Ja