Romeo i Julia. Уильям Шекспир

Читать онлайн.
Название Romeo i Julia
Автор произведения Уильям Шекспир
Жанр Драматургия
Серия
Издательство Драматургия
Год выпуска 0
isbn 978-83-63720-23-0



Скачать книгу

mi Bóg miły! przestał zaraz krzyczeć

      I odpowiedział: „tak”. Chociażbym żyła

      Tysiąc lat, nigdy tego nie zapomnę.

      „Nieprawdaż, Julciu – rzekł – że padniesz wznak?”

      A mały urwis odpowiedział „tak”.

      PANI KAPULET

      Dość tego, Marto, skończ już tę historię,

      Proszę cię.

      MARTA

      Dobrze, miłościwa pani.

      Ale nie mogę wstrzymać się od śmiechu,

      Kiedy przypomnę sobie, jak to ona

      Przestała krzyczeć i odpowiedziała:

      „Tak”. Miała jednak guz jak kurze jaje,

      Siniec porządny i płakała gorzko;

      Ale gdy mąż mój rzekł: „Plackiem dziś padasz,

      A jak dorośniesz, to na wznak upadniesz,

      Nieprawdaż, Julciu?”, tak i niebożątko

      Zaraz ucichło i odrzekło: „tak”.

      JULIA

      Ucichnij też i ty, proszę cię, nianiu.

      MARTA

      Jużem ucichła przecie. Pan Bóg z tobą!

      Ty jesteś perłą ze wszystkich niemowląt,

      Jakie karmiłam. Gdybym jeszcze mogła

      Patrzeć na twoje zamęście! …

      PANI KAPULET

      Zamęście!

      To jest punkt właśnie, o którym chcę mówić.

      Powiedz mi, Julio, co myślisz i jakie

      Są chęci twoje we względzie małżeństwa?

      JULIA

      O tym zaszczycie jeszcze nie myślałam.

      MARTA

      O tym zaszczycie! Gdybym nie ja była

      Twą karmicielką, rzekłabym, żeś mądrość

      Wyssała z mlekiem.

      PANI KAPULET

      Myślże o tym teraz.

      Młodsze od ciebie dziewczęta z szlachetnych

      Domów w Weronie wcześnie stan zmieniają;

      Ja sama byłam już matką w tym wieku,

      W którym tyś jeszcze panną. Krótko mówiąc,

      Waleczny Parys stara się o ciebie.

      MARTA

      To mi kawaler! panniuniu, to brylant

      Taki kawaler: chłopiec gdyby z wosku!

      PANI KAPULET

      Nie ma w Weronie równego mu kwiatu.

      MARTA

      Co to, to prawda: kwiat to, kwiat prawdziwy.

      PANI KAPULET

      Cóż, Julio? Będzieszże mogła go kochać?

      Dziś w wieczór ujrzysz go wśród naszych gości.

      Wczytaj się w księgę jego lic, na których

      Pióro piękności wypisało miłość;

      Przypatrz się jego rysom, jak uroczo,

      Zgodnie się schodzą z sobą i jednoczą;

      A co w tej księdze wyda ci się mrocznym,

      To w jego oczach stanieć się widocznym.

      Do upięknienia tej zaprawdę rzadkiej

      Edycji męża brak tylko okładki.

      Roślina w ziemi, ryba w wodzie żyje;

      Miło, gdy piękną treść piękny wierzch kryje;

      I tym wspanialsza, tym więcej jest warta

      Złota myśl w złotej oprawie zawarta.

      Tak więc z nim wszystką jego właść posiędziesz

      I w niczym sama ujmy mieć nie będziesz.

      MARTA

      Ujmy?

      Ba, owszem przyrost, boć to przecie

      Zawżdy z mężczyzną przybywa kobiecie.

      PANI KAPULET

      Chceszże go? powiedz krótko, węzłowato.

      JULIA

      Zobaczę, jeśli patrzenia dość na to;

      Nie głębiej jednak myślę w tę rzecz wglądać,

      Jak tobie, pani, podoba się żądać.

      Wchodzi SŁUŻĄCY

      SŁUŻĄCY

      Pani, goście już przybyli; wieczerza zastawiona,

      czekają na panie, pytają o pannę Julię,

      przeklinają w kuchni panią Martę; słowem,

      niecierpliwość powszechna. Niech panie raczą pośpieszyć.

      Wychodzi

      PANI KAPULET

      Pójdź, Julio; w hrabi serce tam dygoce.

      MARTA

      Idź i po błogich dniach błogie znajdź noce.

      Wychodzą

      Scena czwarta

      Ulica. Wchodzą ROMEO, MERKUCJO i BENWOLIO w towarzystwie pięciu czy sześciu masek. Ludzie z pochodniami i inne osoby

      ROMEO

      Mamyż przy wejściu z przemową wystąpić

      Czy też po prostu wejść?

      BENWOLIO

      Wyszły już z mody

      Te ceremonie; nie będziemy z sobą

      Wiedli Kupida z bindą wkoło skroni,

      Łuk malowany z gontu niosącego

      I straszącego dziewczęta jak ptaki,

      Ani też owych prawili oracji,

      Mdło za suflerem cedzonych na wstępie.

      Niech sobie o nas pomyślą, co zechcą;

      Wejdziem, pokręcim się i znikniem potem.

      ROMEO

      Kręćcie się, kiedy chcecie, jam do tego

      Dziś niesposobny.

      MERKUCJO

      Kochany Romeo,

      Musisz potańczyć także.

      ROMEO

      Nie, doprawdy,

      Wy macie lekkie trzewiki, to tańczcie;

      Mnie ołów serce tłoczy, ledwie mogę

      Ruszyć się z miejsca.

      MERKUCJO

      Zakochany jesteś;

      Pożycz strzelistych od Kupida skrzydeł

      I wznieś się nimi nad poziomą sferę.

      ROMEO

      Nie mnie, tkniętemu srodze jego