Название | Narodziny cywilizacji Wysp Brytyjskich |
---|---|
Автор произведения | Wojciech Lipoński |
Жанр | История |
Серия | |
Издательство | История |
Год выпуска | 0 |
isbn | 978-83-7976-655-0 |
Nie znamy miejsca zbierania się Concilium Provinciae po powstaniu – przypuszczalnie przeniesiono je do Verulamium bądź Londynu.
Inną instytucją znajdującą się w każdym, najmniejszym nawet mieście było Collegium Augustale. Jej celem było utrzymanie duchowej jedności Imperium przez podtrzymanie wiary w boskość cesarzy. Wybieralni co roku kapłani – Seviri Augustales – byli religijnymi „naczelnikami” danej społeczności.
Centrum miasta stanowił zwykle rynek – forum, otoczony budynkami użyteczności publicznej. W większych miastach była to siedziba lokalnej komendantury wojskowej (principia), a także mansio, gdzie funkcjonowała poczta imperialna. Obszerna hala, zwana bazyliką (basilica) służyła zebraniom publicznym całej społeczności danego miasta. Łaźnie, czyli termy (thermae) zgodnie z tradycjami greckimi i rzymskimi wykorzystywano nie tylko w celach higienicznych, ale i do odbywania spotkań towarzyskich. Obok urządzeń kąpielowych znajdowały się tu atria, miejsca przechadzek wśród kolumnad, sale spotkań i masaży. Niektóre z miast, jak Verulamium czy Calleva Atrebatum (Silchester), posiadały amfiteatry.
Szczególną cechą wszystkich tych budynków i instytucji było to, że planowano je często z większym rozmachem niż w wielu miastach Półwyspu Apenińskiego. „Aż po czasy współczesne żadne z angielskich miast nie było tak bogato wyposażone w budynki publicznego przeznaczenia w stosunku do liczby ludności, tak jak to miało miejsce w każdej z tych plemiennych stolic pod koniec pierwszego stulecia. Hala miejska mogła pomieścić całą ludność: mężczyzn, kobiety, dzieci a nawet więcej; w drugiej spośród największych budowli (amfiteatrze) wszyscy oni naraz mogli oglądać widowiska, w jeszcze innym (termy) mogli codziennie zażywać kąpieli; takie rzeczy są wręcz trudne do uwierzenia w dzisiejszych czasach, gdy wszystkie publiczne gmachy, teatry i kina przeciętnego miasta angielskiego mogą pomieścić jednocześnie być może dziesiątą część swej ludności”178.
Warunki, jakie stwarzały miasta rzymskiej Brytanii, wydawały się wręcz idealne do rozwoju kultury wszelkiego typu. Tymczasem kompletnie zaskakuje nas to, że żaden z tutejszych placów miejskich nie zyskał rangi choćby mniejszej skali odpowiednika Forum Romanum, jakiegoś – powiedzmy – Forum Verulamianum, z przemawiającym tu choćby tylko niższej klasy Hortensjuszem czy niechby tylko drugorzędnymi naśladowcami Cycerona. Nie ma żadnych dowodów na to, by w brytyjskich termach, nawet tych najsławniejszych w Aqua Sulis (dziś Bath), toczyły się dysputy tamtejszych literati. Żaden też z tutejszych teatrów nie doczekał się choćby dalekiego epigona Plauta czy Terencjusza…
Z pewnością znaczną rolę w tym braku kultury literackiej odegrała odległość od Rzymu czy w ogóle od cywilizacji śródziemnomorskiej, ale czynnik ten nie tłumaczy wszystkiego: w wielu innych koloniach rzymskich nie było to przeszkodą, choć rzecz jasna rodziły się w nich zjawiska artystyczne niższej rangi niż w samym Rzymie.
Przyczyn braku „literackości” w kulturze rzymskiej Brytanii historycy dopatrują się raczej w nieobecności dłuższych tradycji miejskich, a także w heterogeniczności ówczesnego społeczeństwa brytyjskiego.
W chwili inwazji rzymskiej Brytania miała zaledwie namiastki miast, a nawet nie tyle miast, ile osad otoczonych wałami ziemnymi i palisadami. „Te grupki chat w żadnym wypadku nie stanowiły istoty ani symbolu cywilizacji brytyjskiej”179.
Brytania przełomu starej i nowej ery stanowiła cywilizację typu rustykalnego. Gdy osiągnięcia kultury śródziemnomorskiej można zawrzeć w sławnym powiedzeniu Arystotelesa, iż to, co wyrwało człowieka z barbarzyństwa, to miasto i przynależność do społeczeństwa, albo Peryklesa, iż miasto to boska piękność, a racją życia jest miłość do niej – istotą egzystencji ówczesnych ludów północnej Europy aż po wczesne Średniowiecze, a niekiedy i dłużej, było coś zgoła innego. Nie znamy żadnego tekstu wyrażającego stosunek Celtów brytyjskich do rzymskiego miasta. Prawdopodobnie był on jednak bliski do wyrażonych później słów Gunnara z norweskiej Njals Saga:
Piękne jest miasto Lithe, tak piękne, że nigdy nie wydało mi się prawdziwe; lecz oto pola zbóż dojrzały do żniw, a ojczyste łąki są już skoszone, zatem wracam w strony rodzinne i nigdy się stamtąd nie ruszę180.
Gdy w galijskiej części Europy miasta wznoszone przez Rzymian stały się wyższą fazą rozwoju grodów celtyckich typu Alesia czy Bibracte, to znacznie słabiej rozwinięta infrastruktura osad brytyjskich (przy całym zaawansowaniu ich urządzeń i obwałowań obronnych) nie stwarzała równie korzystnego punktu wyjścia. Stąd pojawienie się miast rzymskich w Brytanii stanowiło drastyczny przeskok, sztucznie narzucony i nie przystający do rolniczo-puszczańskiej mentalności Brytów. I choć ich społeczność zaakceptowała w końcu zaszczepioną jej sztucznie civitas urbana, to nigdy nie wyrzekła się „pojmowania miasta po prostu jako faktu ekonomicznego, miejsca, gdzie człowiek zdobywa środki do życia, podczas gdy pole dla rozwoju swych wyższych aspiracji znajduje tylko na prowincji – country”181.
Taki stosunek do miasta stanie się później jednym z najbardziej charakterystycznych, a zarazem i najciekawszych „horacjańskich” rysów kultury angielskiej. Uważa się przy tym niekiedy, że właśnie rzymska okupacja Brytanii była pierwszym tego impulsem. Powstaje jednak zasadnicze pytanie: jak mógł on spowodować cokolwiek wśród Anglików, którzy przecież okupacji rzymskiej nie zaznali? Jak mógł zaistnieć przepływ jakichkolwiek wzorców kulturowych poprzez odległe od siebie epoki, ostro zarysowane podziały etniczne?
Rzecz stanie się bardziej zrozumiała, jeśli zważymy, że kultura staroangielska, rustykalna w swej naturze od pragermańskich początków, w drugiej połowie XI w. i w ciągu dwu następnych stuleci poddana została niemal identycznemu doświadczeniu cywilizacyjnemu jak wcześniej Celtowie. W starożytności zdobywcami Brytanii, narzucającymi jej m.in. swoje koncepcje miasta jako centrum życia publicznego, byli Rzymianie, w Średniowieczu – Normanowie. W pierwszym przypadku nieprzygotowanymi do tego odbiorcami były społeczności celtyckie, w drugim – pozbawiony swych elit lud angielski. W obu przypadkach wymuszony import architektoniczny wywodził się – jeśli nie wprost, to ideowo – z Rzymu. Rzymscy planiści i budowniczowie, którzy przybyli z legionami, czynili to bezpośrednio. Natomiast w architekturze Normanów z łatwością identyfikujemy odmianę stylu romańskiego, ten zaś – co powtarza każdy podręcznik szkolny – wziął swą nazwę od oczywistych afiliacji z antycznym Wiecznym Miastem – Romą.
W ten sposób dwie najbardziej znaczące grupy etniczne Brytanii – celtycka i anglosaska – zostały poddane zbliżonemu oddziaływaniu kulturowemu: w podobny sposób, choć w odległych od siebie epokach, zmuszone zostały do przyjęcia wyższej cywilizacji miejskiej od najeźdźcy z zewnątrz. Nie podważa tej oczywistości to, że w momencie najazdu normańskiego miejskość Anglosasów była wyżej rozwinięta niż u celtyckich Brytów, gdy tych ostatnich podbijali Rzymianie. Anglosasi przejęli przecież dawne miasta rzymskie, choć zrazu w ograniczonym stopniu. Posiedli wreszcie sami umiejętność budowania grodów, które w drugiej połowie okresu staroangielskiego były na najlepszej drodze do przeistaczania się w miasta średniowieczne. Największe z dawnych ośrodków rzymskich, jak Londyn, York i Exeter osiągnęły tę fazę jeszcze w okresie przednormańskim. Ale szersze oddziaływanie rzymskiej schedy było znacząco osłabiane przez co najmniej
178
R.G. Collingwood, J.N.L. Myres,
179
Ibid., s. 187.
180
Ibid.
181
Ibid.