Poznański Czerwiec 1956. Отсутствует

Читать онлайн.
Название Poznański Czerwiec 1956
Автор произведения Отсутствует
Жанр История
Серия
Издательство История
Год выпуска 0
isbn 978-83-7768-154-1



Скачать книгу

i „nędznych awanturnikach”. Grożono „obcięciem ręki” tym, którzy odważą się ją podnieść na władzę ludową. To były główne akcenty początkowej próby podsumowania wypadków. Akcenty niesłychanie szokujące, oburzające i obrażające całą Polskę, a szczególnie mieszkańców Poznania. Pozostały one na długo w pamięci miasta.

      Szybko jednak w publicystyce oficjalnej zmieniono stanowisko, proponując tezę o dwóch nurtach poznańskiego „czwartku”: nurcie robotniczego rozgoryczenia i niezadowolenia oraz nurcie wrogich wystąpień przeciwko władzy ludowej. Twierdzono tak w artykułach „Trybuny Ludu”, „Życia Warszawy”, „Przeglądu Kulturalnego”, „Świata”, „Po prostu” mniej więcej tydzień po wypadkach: 6–8 lipca. W zależności od profilu czasopisma i odwagi cywilnej autora artykułu różnie wyważano tam akcenty dziennikarskiej asekuracji wobec politycznej demagogii tez oficjalnych. Teoria prowokacji i agentury jeszcze istniała, dziennikarze stosowali ją jednak głównie w odniesieniu do nurtu wrogich wystąpień. Nurtowi robotniczego niezadowolenia zaczęto przyznawać rację, a robotników znów kokietować, wypominając im jedynie niewłaściwą i szkodliwą formę protestu.

      Wspólny w tych wszystkich artykułach ton utwierdza w przekonaniu, że nie był on osobistą refleksją poszczególnych dziennikarzy, że nie wynikał jedynie z obiektywnych obserwacji korespondentów wysyłanych do Poznania, lecz nadal dostrajał fakty do teorii, do kolejnego wariantu oficjalnej wykładni. Do tego wariantu, który zwyciężał wśród dysponentów polskiej propagandy, a któremu wyraz dał ówczesny I sekretarz KC PZPR Edward Ochab na VII plenarnym zebraniu najwyższego gremium partyjnego w dniu 18 lipca, a więc trzy tygodnie po „Poznaniu”. W jego przemówieniu i w uchwałach plenum tak właśnie „postawiono” problem: „niezadowolenie robotników na tle przewlekłego załatwiania ich dotkliwych bolączek i słusznych postulatów” zostało wykorzystane przez elementy „warcholskie i wrogie”. Mówi się tam nadal o „podziemnych, kontrrewolucyjnych grupach”, które jednak nie są już kierowane, lecz jedynie „czerpią inspirację z wrogich Polsce źródeł”. Teza ta miała udowodnić konieczność kontynuowania procesu demokratyzacji i polityki przezwyciężania biurokratycznych wypaczeń. „Poznań” potraktowano jako sygnał ostrzegawczy, jako wezwanie, by na tej drodze wzmóc zarówno czujność, jak i aktywność polityczną partii.

      Teza ta mało zmieniła poczerwcowy klimat stolicy Wielkopolski. Nawet twierdzenie, że „krwawa prowokacja” nie znalazła poparcia ze strony klasy robotniczej w Poznaniu, wywołało mieszane uczucia w mieście przeżywającym wtedy najcięższe dni żałoby oraz upokarzającego godność ludzką strachu w obliczu masowych aresztowań i – jak dochodziły wieści – brutalnych metod stosowanych w śledztwie.

      Z oficjalnych, podanych 17 lipca oświadczeń generalnego prokuratora PRL Mariana Rybickiego wynikało, że zarejestrowano 53 osoby zabite (w tym 5 żołnierzy i funkcjonariuszy organów bezpieczeństwa), że odniosło rany ponad 300 osób i że w szpitalach znajdowało się wtedy 127 rannych – wśród nich 21 żołnierzy, 13 funkcjonariuszy UB i 5 milicjantów. Wydział Zdrowia WRN w Poznaniu oznajmił jednak poprzednio, że w dniu 28 czerwca zabito 48 ludzi, a w szpitalach i przychodniach Poznania udzielono pomocy lekarskiej ogółem 434 osobom – wśród nich było 17 ciężko rannych. Według danych milicyjnych natomiast w dniu 28 czerwca ranionych było 575 osób, a straciło życie 55 ludzi. Imienna lista zabitych, która mogła pogodzić te nieścisłości, nigdy nie została ogłoszona, mimo zapowiedzi prokuratora generalnego. Dzisiaj dysponujemy na pewno niepełną listą 75 osób (w tym trzy o nieznanych nazwiskach). Jest to lista osób zabitych 28 i 29 czerwca oraz tych, którzy umierali przez kilka lub kilkanaście tygodni na skutek ran odniesionych w tamtych dniach*. Lista ta została zrekonstruowana na podstawie poszukiwań w archiwach szpitalnych i cmentarnych. Zrekonstruowana imienna lista rannych przebywających w szpitalach wynosi 176 osób. Szacunkowo można przyjąć, że liczba rannych – tych formalnie zarejestrowanych i tych, którzy nie zgłosili się do żadnego ze szpitali, a leczyli się prywatnie, dochodziła razem do 900.

      W połowie lipca prokurator generalny stwierdził też, że z kilkuset wcześniej zatrzymanych pozostawały nadal w areszcie śledczym 323 osoby. Organa bezpieczeństwa aresztowały w związku z zajściami 658 osób, a MO 88 osób, razem zatem przewinęło się przez więzienia z powodu wypadków poznańskich 746 osób.

      Wszystkie te dane, a niektóre z nich przekazano do wiadomości całej Polski, wymownie świadczyły o gwałtowności, intensywności i szerokim zasięgu wypadków poznańskich.

      Subtelna poetka, dawny bywalec eleganckich salonów dwudziestolecia, która jednak umiała obserwować prostych ludzi i wyrażać ich uczucia w poezji, Kazimiera Iłłakowiczówna, mieszkała wtedy w pobliżu ulic najbardziej w Poznaniu zagrożonych, gdzie 28 czerwca – jak napisała – „zaczęły kule świstać i szyby dygotać i pękać”. „Czarny czwartek” wyostrzył w jej wrażliwości dawniej już dostrzeżony problem oszukanego robotnika, problem wcale niezlikwidowany w robotniczym państwie.

      […]

      Rym się na gromadę zwlókł;

      jest go dosyć… Tyle pokoleń…

      Lecz zbryzgano mózgiem bruk

      i bruk się wzdyma powoli.

      Myśleć zaczął, choć ledwo się dźwiga

      i do zapytań ośmiela –

      – „Czemu zawsze rządzi inteligent,

      a do robotników się strzela?”

      Niemy dotąd warknął koci łeb,

      splunęła granitowa kostka:

      „Znowuśmy się dali wziąć na lep,

      położono nas – jak zawsze – mostem”.

      A ja na tym moście jak kiep

      do essayu oczy przysłaniam,

      krew nie płynie już, już tylko skrzep…

      Rozstrzelano moje serce w Poznaniu.

      […]

[Fragment wiersza K. Iłłakowiczówny, Rozstrzelano moje serce, „Ziemia i Morze” 1956, nr 24, s. 1].

      Nieoficjalna, świadoma istoty rzeczy opinia społeczna przeżywała wtedy sprawę Czerwca bardzo boleśnie. Najdotkliwiej poruszył on chyba wrażliwość etyczną i polityczną przedstawicieli polskiej lewicy. Autor Poematu dla dorosłych Adam Ważyk wyraził polską tragedię w taki sposób:

      Zawieście sumienia w szatni

      oprzyjcie się ramieniem o powietrze

      zapadajcie w ruiny marzeń

      Dyskutujecie

      […]

      słowa się już nie liczą

      tyle ich poległo

      Czerwiec się kończy

      jak ten wiersz

      milczeniem

[Fragment wiersza A. Ważyka, Krwawy Czerwiec 1956, „W drodze” 1981, nr 6, s. 23].

      Oficjalnie nie ogłoszono w kraju w tych dniach żałoby narodowej, lecz 30 czerwca obchodzono np. w Warszawie tradycyjne Wianki na Wiśle.

      W takiej atmosferze nie było sprzyjających warunków dla spokojnej refleksji, dla bezstronnej analizy i obiektywnej oceny. Tym wyraźniej podnieść tu należy pierwszą próbę zmierzającą w tym kierunku. Pojawiła się ona w środowisku Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu już w dniu 30 czerwca na zebraniu pracowników i studentów. Zebranie to zwołano, aby uchwalić rezolucję jednoznacznie potępiającą zajścia. Potępiającą w duchu tezy o prowokatorach i agentach, narzuconej przez obecnych wtedy w Poznaniu przedstawicieli rządu, Komitetu