Название | Kobieta w złotej masce |
---|---|
Автор произведения | Кэрол Мортимер |
Жанр | Остросюжетные любовные романы |
Серия | |
Издательство | Остросюжетные любовные романы |
Год выпуска | 0 |
isbn | 978-83-238-9738-5 |
– Czy jest pani przynajmniej w wieku, który pozwala przebywać w kasynie, Caro? – spytał.
– Nie rozumiem, milordzie. – Wyglądała na przestraszoną.
– Zastanawiam się po prostu, ile ma pani lat.
– Dżentelmen nigdy nie powinien pytać damy o wiek – zaripostowała.
Dominic przesunął powoli wzrok od czubka złocistej głowy, przez szczupłą sylwetkę, delikatne nadgarstki i smukłe ręce, aż po gołe stopy, po czym wrócił spojrzeniem do zaróżowionej i wyrażającej urazę twarzy.
– O ile mi wiadomo, paniom z towarzystwa zawsze towarzyszy pokojówka lub dama do towarzystwa, damy nie hasają również na scenach męskich klubów hazardowych.
Caro uniosła wyzywająco brodę, po czym rzuciła cierpko:
– Ja nie hasam, milordzie, tylko leżę na szezlongu. Pozwolę sobie również zauważyć, że to nie pańska sprawa, czy mam pokojówkę bądź damę do towarzystwa.
Gdy zerknął w głąb pokoju, zauważył na toaletce tacę, na której stała miseczka z dymiącym mięsem i talerz z chlebem, a na drugim talerzu leżał deser, czyli duża pomarańcza. Niewątpliwie była to owa „przegryzka”, którą dostarczał jej Butler w przerwie występu.
– Widzę, że przeszkodziłem pani w kolacji – powiedział łagodnie. – Proponuję, żebyśmy dokończyli tę rozmowę później, kiedy ja, a nie Ben, będę pani towarzyszył w drodze do domu.
To wyraźnie ją wystraszyło, zaraz jednak stanowczo potrząsnęła głową i oznajmiła:
– To będzie raczej niemożliwe.
– Doprawdy? – zdziwił się Dominic.
Hrabia Blackstone nie przywykł do odmowy, pomyślała coraz bardziej zdenerwowana. Widziała jego ponure spojrzenie i groźnie uniesione brwi. A brak pokojówki czy damy do towarzystwa mogłaby łatwo wyjaśnić, gdyby w ogóle miała ochotę cokolwiek mu wyjaśniać. Ale nie miała. W żadnym razie! Gdyby uciekając z Hampshire, zabrała ze sobą służącą, uczyniłaby ją współwinną swego czynu, a i tak miała już dość kłopotów, by jeszcze wplątywać kogoś w tak zagmatwaną sytuację.
– Nie – powtórzyła. – Ben poczułby się niesprawiedliwie zraniony, gdybym nie pozwoliło mu na to, by odprowadził mnie do domu. Poza tym – dodała na wypadek, gdyby Jego Lordowska Mość odrzucił to wyjaśnienie – nie pozwalam towarzyszyć mi dżentelmenom, których nie znam. – Tym bardziej takiemu dżentelmenowi, którego w ogóle nie chciała znać, mogłaby dodać.
W szarych oczach hrabiego zamigotały wesołe ogniki.
– Nawet gdyby Drew Butler zaręczył za tego dżentelmena? – spytał przekornie.
– Musiałabym to od niego usłyszeć. A teraz pozwoli pan, że go przeproszę. Chciałabym zjeść kolację, póki jest gorąca. – Jednak próba zamknięcia drzwi nie udała się, gdyż Dominic wsunął stopę między drzwi a futrynę. Caro rzuciła mu ostrzegawcze spojrzenie, po czym ponownie otworzyła drzwi. – Proszę mnie nie zmuszać do wezwania Bena, żeby pana stąd usunął – dodała ostrzejszym tonem.
Jednak ta pogróżka nie zrobiła na aroganckim milordzie najmniejszego wrażenia. Nadal uśmiechał się do Caro, wcale nie był zbity z tropu.
– To byłoby... interesujące doświadczenie – zauważył.
Popatrzyła na niego niepewnie. Ben wzrostem był podobny milordowi, lecz wyraźnie przewyższał go atletycznymi gabarytami, jednak hrabiego Blackstone’a, też wcale nie ułomka, dodatkowo otaczała groźna aura, która czaiła się pod elegancką aparycją. Emanował dziką energią i zabójczą sprężystością, mógł zmierzyć się z każdym – i wygrać. Przeszedł też niejedno, o czym świadczyła blizna na policzku. Caro nie miała wątpliwości, że nie powstała od siedzenia przy kominku.
Uśmiechnęła się, rozluźniając ramiona, i zaproponowała:
– Może wstrzymamy się z decyzją w sprawie powrotu do domu do rozmowy z panem Butlerem?
I może, jak podejrzewał Dominic, młoda dama ulotni się, nie zadając sobie trudu porozmawiania z Drew Butlerem. Zatrzymał to jednak dla siebie, oznajmił tylko:
– Będę czekał na panią przed klubem po zakończeniu występu.
Pełen irytacji błysk, który pojawił się w pięknych morskich oczach, tylko umocnił obawy Dominica.
– Jest pan bardzo uparty, sir! – rzuciła rozeźlona.
– Inaczej bym to ujął. Po prostu chcę bliżej poznać osobę, którą zatrudniam – odrzekł spokojnie.
– Zatrudnia...? – Caro otworzyła szeroko oczy ze zdziwienia. – Tak pan powiedział? Że pracuję u pana?!
– W samej rzeczy, droga Caro. – Z zadowoleniem skonstatował, że cała krew odpłynęła jej z twarzy, kiedy zrozumiała, że tylko od niego zależy, czy jeszcze kiedykolwiek zaśpiewa w klubie. – A zatem do zobaczenia, panno Morton. – Skłonił się dwornie, po czym podążył do salonów gry, uśmiechając się z satysfakcją.
ROZDZIAŁ DRUGI
– Dziękuję, ale wolałabym wrócić do domu pieszo.
Od rozmowy w garderobie minęły dwie godziny. Caro odrzuciła propozycję, żeby pojechać eleganckim powozem, który czekał przed wejściem do klubu. Drew Butler potwierdził, że Dominic Vaughn jest nie tylko hrabią, ale również nowym właścicielem klubu U Nicka. To wiele zmieniało, jednak Caro i tak nie zgodziła się na wspólną podróż powozem tylko z milordem, byłaby to bowiem nad wyraz krępująca sytuacja.
– Jak pani sobie życzy. – Dominic polecił stangretowi, żeby jechał za nimi. Kruczoczarne włosy zakrył modnym wysokim kapeluszem, a na szerokie ramiona zarzucił czarną jedwabną pelerynę.
Caro zerkała na niego spod skromnego brązowego czepka. Równie skromna była brązowa suknia z długimi rękawami, a także praktyczna czarna peleryna.
Kiedy przyjechała przed dwoma tygodniami do Londynu, kupiła cztery takie suknie, brązową, ciemnozieloną, bladoróżową i kremową. Jedwabne, które zabrała z Hampshire, za bardzo rzucały się w oczy w skromnej, choć nobliwej dzielnicy Londynu, gdzie udało się jej znaleźć czyste i niedrogie lokum. A przecież nade wszystko nie chciała zwracać na siebie uwagi.
Powiedzieć, że Dominic był zaskoczony – po raz drugi! – wyglądem Caro Morton, gdy dołączyła do niego kilka minut po występie, to właściwie nic nie powiedzieć. Zabrało mu dobrą chwilę, nim pod nietwarzowym czepkiem ukrywającym wspaniałe złote loki i pod równie nieefektowną peleryną skrywającą szczelnie całą postać od szyi po kostki nóg rozpoznał wzbudzającą aplauz i pożądanie pieśniarkę. Wyglądała jak skromna i uboga młoda panna, na której nawet nie warto zawiesić oka.
Skromny ciemny strój podsunął hrabiemu trzecią możliwość, która by tłumaczyła, dlaczego Caro Morton mieszka sama w Londynie i musi pracować na swoje utrzymanie. Niewykluczone, że jest jedną z tych chodzących z głową w chmurach młodych dam, które w latach wojny z Napoleonem wyrzekły się wszystkiego i uciekły z atrakcyjnym, całkiem jednak nieodpowiednim na męża żołnierzem. Po cichym ślubie i krótkim miesiącu miodowym ukochany wyrusza na pole walki i ginie, a nieutulona w żalu wdowa zostaje z niczym. Po skandalicznym małżeństwie rodzina się jej wyrzeka, odcina wszelkie środki finansowe, przejmuje posag. To był zupełnie możliwy scenariusz, takich historii zdarzyło się całkiem sporo.
Jednak niezależnie od tego, co spowodowało, że panna Morton zjawiła się w Londynie, było bardzo mało prawdopodobne, by któryś z bywalców klubu rozpoznał w tej szarej