Название | Kobieta w złotej masce |
---|---|
Автор произведения | Кэрол Мортимер |
Жанр | Остросюжетные любовные романы |
Серия | |
Издательство | Остросюжетные любовные романы |
Год выпуска | 0 |
isbn | 978-83-238-9738-5 |
Dominic oczywiście wiedział doskonale, jakie alternatywne zajęcie miał na myśli Drew. Za to musiał sprawdzić coś innego, dlatego spytał:
– Nie korciło cię, żeby zrobić to samo, kiedy już się tu zjawiła? – Było oczywiste, że pannę Morton każdy normalny mężczyzna z wielką chęcią ugościłby w swoim łóżku.
Starszy mężczyzna rzucił mu ponure spojrzenie i usiadł za biurkiem.
– Milordzie... – Drew z niechęcią spojrzał na niego. – Tak się składa, że od dwudziestu lat jestem szczęśliwie żonaty i mam córkę niewiele młodszą od panny Morton.
– Przepraszam. – Dominic skłonił się lekko. – Cieszę się, że... no, bardzo dobrze, Drew. – Popatrzył na niego z uwagą. – Znam już więc wersję panny Morton, dlaczego przyjechała do Londynu i gorączkowo szukała pracy, by nie umrzeć z głodu. A teraz powiedz mi swoją wersję. Drew, co o niej myślisz? Ale proszę, szczerze.
– Rozumiem, milordzie... Cóż, wersja panny Morton trzyma się kupy, jest prawdopodobna i tyle. Jednak mam wrażenie, że chodzi o coś innego. Nie mam na to żadnych dowodów, po prostu to czuję. Myślę, że panna Morton nie tyle przyjechała, co uciekła do Londynu. Przyczyn tej ucieczki może być mnóstwo, choć osobiście obstawiałbym brutalnego męża. A skąd tu się zjawiła? I jakie jest jej pochodzenie? Nic o tym nie wiem, milordzie, ale wiem jedno. Panna Caro Morton jest zbyt wytworna jak na zwykłą aktorkę czy prostytutkę.
– Wytworna? – rzucił podejrzliwie Dominic. – W jakim sensie?
– A w takim, milordzie, że zachowuje się jak dama.
Ta odpowiedź bardzo zaintrygowała Dominica. Młoda szlachcianka lub córka zamożnych mieszczan ukrywa swoją tożsamość... To przynajmniej tłumaczyło, dlaczego nosi maskę.
– Naprawdę uważasz, że aktorki i dziwki nie potrafią udawać dam? – zwrócił się do Butlera.
– Milordzie, wiem, że potrafią, niektóre nawet robią to znakomicie, jednak nie wydaje mi się, by Caro Morton należała do takich... – Nie dokończył. Można było wyczuć, że nie ma ochoty dłużej o tym dyskutować. – Może by było najlepiej, gdyby pan hrabia osobiście porozmawiał z panną Morton i wyrobił sobie opinię.
Nie ulegało wątpliwości, że Butler otaczał „wytworną” pannę Caro Morton czymś w rodzaju ojcowskiej opiekuńczości. Równie oczywiste było, że podobny stosunek miał do niej portier Ben Jackson. Dominic wiedział jednak doskonale, że jeśli naprawdę okaże się zbiegłą żoną czy córką, poskąpi jej równie łagodnych uczuć, natomiast hojnie obdarzy całkiem innymi.
– Mam zamiar to zrobić – oznajmił oschle, zbierając się do wyjścia. – Chciałem najpierw poznać twoje zdanie.
– Zamierza ją pan zwolnić? – spytał zatroskany Drew.
Dominic nie podjął jeszcze decyzji w tej sprawie, można ją bowiem było ująć na dwa skrajnie różne sposoby. Zarządca klubu niewątpliwie miał rację, gdy twierdził, że występy Caro Morton przyciągają do klubu wielu klientów, więc powinno się na nią chuchać, byle tylko nie przyszło jej do głowy szukać pracy gdzie indziej. Z drugiej jednak strony gdyby rzeczywiście była zbiegłą żoną lub córką i jeszcze, nie daj Bóg, jej mąż czy rodzice byli ludźmi zamożnymi, dobrze notowanymi w towarzystwie i wpływowymi... Dominic aż się wzdrygnął na tę myśl. Gdyby bowiem w takiej sytuacji wyszło na jaw, że panna Morton (czy jak tam naprawdę się nazywa) ukrywa się w domu gry, którego właścicielem jest hrabia Blackstone, skandal byłby ogromny, a wynikłe z tego powodu straty wprost niepowetowane.
– To będzie zależało od panny Morton – odpowiedział.
– W jaki sposób? – z nieskrywanym zainteresowaniem spytał Drew.
– Coś musimy sobie wyjaśnić. – Dominic gniewnie zmarszczył czoło. – Owszem, doceniam to, że od wielu lat sprawnie kierowałeś tym klubem i nie ma nikogo lepszego na twoje miejsce. Naprawdę to doceniam, Drew. Ale nie daje ci to żadnego prawa do tego, żebyś wypytywał mnie, jakie decyzje czy działania zamierzam podjąć i dlaczego tak się dzieje.
– Oczywiście, milordzie – zgodził się Drew ani bez pokory, ani też buty, po prostu z godnością.
– Gdzie jest Caro Morton? – spytał hrabia.
– Zawsze dbam o to, żeby coś przegryzła w swojej garderobie między jednym a drugim występem.
Sposób, w jaki to powiedział, a także jego ogólna postawa zatroskanego ojca sprowokowały Dominica do sprzeciwu. To zbytnia troska, nikt tak nie powinien rozpieszczać swoich pracowników... Już chciał głośno wyrazić swoje obiekcje, gdy nagle dotarło do niego, jak bardzo by się wtedy wygłupił, w dodatku w oczach zarządcy wyszedłby na człowieka małostkowego i skąpca.
Było coś jeszcze. Owszem, panna Morton była bardzo ponętna, ale drobna przy tym i szczuplutka, a cerę miała jakby przezroczystą. Być może ta „przegryzka” to był jej jedyny posiłek w ciągu całego dnia...
– Jeśli zamierza pan ją zwolnić, chciałbym być o tym poinformowany, milordzie. Jesteśmy winni pannie Morton wynagrodzenie.
Drew powiedział to tonem, który jasno wskazywał, że zamierza walczyć o interesy pieśniarki. Dominic znów miał dowód na to, że panna Morton owinęła sobie wokół palca cynicznego kierownika klubu. Z pewnością, gdyby została zwolniona, zaoferuje jej pomoc w znalezieniu innego zatrudnienia.
Dominic uznał, że przekonanie się, kim tak naprawdę jest panna Caro Morton, będzie ciekawym doświadczeniem. Taka konstatacja była doprawdy zdumiewająca jak na kogoś, kto przez długie lata przebywał w okrutnej wojennej rzeczywistości, a po powrocie do Anglii toczył inną batalię, to znaczy robił wszystko, by nie wpaść w szpony matek żądnych wydania swych córek za mąż. Przez te doświadczenia Dominic stał się co najmniej tak samo cyniczny, jak starszy od niego o cale pokolenie Drew Butler.
Caro aż podskoczyła, gdy rozległo się pukanie do drzwi garderoby. No, może ta nazwa jest trochę na wyrost, przyznała z żalem. Było to tylko małe pomieszczenie, które przydzielił jej pan Butler na czas występu.
Zapewnił przy tym, że żaden z gości klubu nie będzie miał tu wstępu.
Podniosła się powoli, upewniwszy się, że strój okrywa ją całą, i podeszła do drzwi.
– Kto tam? – spytała ostrożnie.
– Nazywam się Dominic Vaughn.
Od razu pomyślała, że pan Vaughn jest tym mężczyzną, który podczas występu obserwował ją pełnymi pogardy, połyskującymi srebrzyście oczami. Tak naprawdę była o tym absolutnie przekonana. W głębokim barytonie pobrzmiewały arogancja i pewność siebie, widomy znak, że Dominic Vaughn przywykł do wydawania poleceń i bezwzględnego posłuszeństwa. Tego też oczekiwał od niej. Po prostu ma natychmiast otworzyć drzwi i wpuścić go do środka.
Tak mocno zacisnęła pięści wsunięte w kieszenie sukni, że aż paznokcie wbiły się w dłonie.
– Mężczyznom nie wolno odwiedzać mnie w garderobie – oświadczyła.
– Zapewniam panią – odparł niecierpliwie – że Drew Butler w pełni zaakceptował mój zamiar odwiedzenia pani.
Zarządca klubu był dla Caro bardzo uprzejmy, więcej, ufała mu bezgranicznie. Nie miała jednak pewności, czy nie pada ofiarą kłamstwa. Innymi słowy, wizyta mężczyzny, który twierdził, że ma przyzwolenie pana Butlera, wydała się jej mocno podejrzana.
– Zapewniam panią, że zajmę niewiele czasu – dodał poirytowany