Название | Legion Nieśmiertelnych. Tom 3. Świat Postępu |
---|---|
Автор произведения | B.V. Larson |
Жанр | Зарубежная фантастика |
Серия | |
Издательство | Зарубежная фантастика |
Год выпуска | 0 |
isbn | 978-83-66375-60-4 |
– Yyy…
– Chyba sobie jaja robisz! – wykrzyknęła, odstawiając piwo. – Znowu wyłączyłeś swojego stuka, prawda? A gdyby tak wezwali nas do Izby?
Uniosłem ramię, aby mogła zobaczyć urządzenie. Puknąłem palcem i uruchomił się z ociąganiem, a moja skóra zaczęła świecić od organicznych podskórnych ruchów cząsteczkowych.
– Trochę go zmodyfikowałem – wyznałem. – Jesteś technikiem. Sprawdź sama.
Pokazałem jej moje zindywidualizowane ustawienia.
– Zablokowałem cały nieistotny spam od legionu… i w ogóle.
– To wbrew przepisom – zaprotestowała.
– Jestem na przepustce – powiedziałem. – Wy, technicy powinniście to docenić. Jeżeli naprawdę jestem potrzebny legionowi, wystarczy mi wysłać wiadomość priorytetową. A wszystkie nieistotne przesyłki idą do kosza.
Natasha pokręciła głową i zaczęła stukać w moje ramię.
– Hej! – zawołałem. – Nie mieszaj mi w ustawieniach!
– Nawet ich nie tknęłam – zapewniła. – Dodałam tylko dzisiejszy raport. Przeczytaj, jest pierwszy na liście.
Westchnąłem i gniewnie mamrocząc, przesunąłem palcem wskazującym po wewnętrznej stronie przedramienia. Stuknąłem w ogłoszenie dla całego legionu i odczytałem na głos jego treść:
– Termin na oddanie głosu upływa w piątek o godzinie dwudziestej. Jako specjaliście przysługują ci dwa głosy, zgodnie z przepisami legionu. W przypadku rezygnacji…
Zmarszczyłem czoło i przerwałem czytanie. Spojrzałem na Natashę.
– Nad czym, u licha, głosujemy? – spytałem.
– Nad dołączeniem do Hegemonii – odpowiedziała podnieconym głosem.
– Wszyscy?
– Tak – potwierdziła. – Wszyscy. Wszystkie legiony dostały możliwość wyboru. Możemy pozostać niezależni albo przejść do służby pod Centralnym Dowództwem Ziemi.
– Jak to się stało?
Zaśmiała się, jednak tym razem w jej śmiechu usłyszałem cień goryczy.
– Gdybym miała zgadywać, powiedziałabym, że to twoja wina, Jamesie McGill. To ty namówiłeś Nairbów, by mianowali nas egzekutorami, pamiętasz?
– Pewnie – odparłem. – Ale co to ma wspólnego z podpinaniem Legionu Varus pod Hegemonię?
Wzruszyła ramionami.
– Sądzę, że jako egzekutorzy Ziemianie mają nowe źródło kredytów, czyli nową pracę dla Imperium. Nie musimy już się bawić gwiezdnych najemników. A Hegemonia spodziewa się, że w którymś momencie Nairbowie, albo nawet Układy Centralne wezwą ją do wykonania jakiejś… „egzekucji”. Hegemonii potrzebni są zaprawieni w boju żołnierze.
– Zaprawieni w boju… – powtórzyłem. – Czyli my. Niezależne legiony. Nikt inny nie dorównuje nam doświadczeniem.
– Właśnie.
Przez dłuższą chwilę zastanawiałem się nad tą sytuacją. Im dłużej nad nią myślałem, tym bardziej byłem niezadowolony. Nie chciałem dołączać do Hegemonii. Ci goście byli nadętymi gnojkami.
– A co się stanie, jeżeli odmówimy? – zapytałem.
– Nie wiem – odparła. – Nikt nie wie. Może nas rozwiążą? A może i tak nas wynajmą i poślą do pracy? Tak naprawdę nikt ma pojęcia, jak to wszystko się skończy.
– Jedno jest pewne – rzuciłem i zacząłem obsługiwać swojego stuka. – Imperium nie pompuje tych wszystkich kredytów w Ziemię po to, żebyśmy siedzieli z założonymi rękami. Niedługo czegoś od nas zażądają.
Natasha skinęła głową, a potem zmarszczyła brwi, gdy pracowałem na stuku. Przysunęła się bliżej, żeby zobaczyć, co robię.
Najpierw wszedłem w ustawienia i wykonałem pełny reset. Po ponownym uruchomieniu wyświetliłem wiadomość i wybrałem opcję wysłania do wszystkich. Stuk zapytał, czy aby jestem przy zdrowych zmysłach, na co ja odpowiedziałem twierdząco. Dwa razy. Zanim Natasha zdołała mnie powstrzymać, przypieczętowałem palcem swój wybór.
Jej stuk zabrzęczał. Otworzyła wiadomość, którą wysłałem do niej i do wszystkich innych w legionie. Opadła jej szczęka.
– Chyba zwariowałeś – szepnęła. – Tak nie można! Nie możesz wysyłać spamu do całego legionu o północy!
– Ale właśnie to zrobiłem.
Natasha czytała moją wiadomość, a ja dopiłem resztkę piwa i wyciągnąłem kolejne dwie puszki z lodówki. Gdy wróciłem na kanapę, w pierwszej chwili odpędziła mnie machnięciem dłoni, ale po kilku sekundach czytania wzięła drugie piwo i pociągnęła tęgi łyk.
Pokręciła głową ze śmiechem. Potem znowu odczytała komunikat, tym razem na głos:
– „Jako jedna z dwóch osób w naszym legionie bezpośrednio zaangażowanych w negocjowanie nowego statusu Ziemi gorąco zachęcam moich kolegów legionistów do odrzucenia oferty Hegemonii. Zachowajmy niezależność i wolność i nie dajmy się spętać łańcuchami przez przyziemnych dewotów, którym wydaje się, że wiedzą o gwiazdach więcej niż my. Specjalista James McGill, Legion Varus”.
– To tylko moje subiektywne zdanie – powiedziałem, wzruszając ramionami.
Natasha ponownie się zaśmiała i napiła się piwa. Poszedłem w jej ślady.
– Nie musiałam przyjeżdżać do ciebie, żeby poznać odpowiedź, prawda? – zapytała. – Wystarczyło się zastanowić, jakie z ciebie ziółko, żeby domyślić się, jak zagłosujesz.
Jakimś sposobem moja ręka sama popełzła w górę, by ją objąć. Natasha usiadła blisko mnie i poczułem jej ciepło. Zwykle w sierpniu unikałem wszelkiego ciepła jak ognia. Tym razem jednak było inaczej.
– Napytasz sobie biedy – ostrzegła.
Parsknąłem.
– A co mi zrobią? Zabiją?
Był to ulubiony żart wszystkich legionistów i zawsze wywoływał ponury rechot wśród towarzyszy broni. Często zdarzało nam się polec w walce, ale prawie zawsze przywracano nas do życia. Brzmiało to świetnie, dopóki na własnej skórze nie doświadczyło się kilkukrotnie agonii i rozpaczliwej grozy śmierci.
Koniec końców Natasha i ja kochaliśmy się na tej obskurnej kanapie. A potem od razu zasnęliśmy. Na zewnątrz cykały świerszcze, a świetliki unosiły się w ciepłym, wilgotnym powietrzu między omszałymi drzewami.
– 2 –
Kilka godzin później zaczęło świtać i niebo nad Georgią zaróżowiło się. Ze snu wyrwał mnie odgłos pięści łomoczącej w drzwi szopy tak mocno, że aż grzechotały od tego okna.
Natasha i ja leżeliśmy spleceni. Rozdzieliliśmy się i wstaliśmy z łóżka. Natasha chwyciła pierwszą z brzegu koszulkę i naciągnęła ją na obnażone piersi. Koszulka nie była wykonana z inteligentnej tkaniny, więc nie okryła jej zbyt porządnie.
– Kto tam? – zapytałem ponurym głosem, podchodząc do drzwi. Automatycznie stanąłem z boku. Natasha nie ruszała się ani nie odzywała. Po prostu obserwowała mnie.
– Otwierać, McGill! Policja wojskowa!
Z niewesołą miną otworzyłem drzwi.