Название | The Frontiers Saga. Tom 4. Świt Wolności |
---|---|
Автор произведения | Ryk Brown |
Жанр | Зарубежная фантастика |
Серия | The Frontiers Saga |
Издательство | Зарубежная фантастика |
Год выпуска | 0 |
isbn | 978-83-66375-54-3 |
– Dzięki, ależ mi bardzo pomogłaś.
– O rany, Nathanie. Zacznij po prostu improwizować. Jesteś w tym dobry. Pamiętaj tylko, że to, co powiesz, może zmienić bieg historii tej planety. – Jessica uśmiechnęła się do niego figlarnie. – Więc bez przesady.
Nathan posłał jej drwiący uśmiech wdzięczności i odwrócił się twarzą do wiwatujących ludzi. Już miał otworzyć usta, wciąż nie wiedząc, co powiedzieć, gdy w tyle tłumu zauważył jakieś zamieszanie. Dwóch mężczyzn uderzało w twarz ofiarę. Gdy zaczęła upadać, dwaj inni przyszli jej z pomocą. Pierwszy z nich ją chwycił, a drugi zaczął walczyć z napastnikami. Chwilę później do walki dołączyło więcej osób, a wiwaty zaczęły się przeradzać w okrzyki złości.
Lokalni dygnitarze, stojący na podium obok Nathana, również zauważyli zamieszanie, a na ich twarzach pojawiło się zaniepokojenie. Kilku uzbrojonych funkcjonariuszy ochrony spróbowało rozdzielić walczących, ale po chwili oni także zaczęli wymieniać z nimi ciosy.
Nathan usłyszał, że komunikatory ochroniarzy stojących obok niego na podium przekazują doniesienia o problemie.
– Co się dzieje? – zapytał Jaleę.
– Nie jestem pewna – odparła. Była tak samo zdezorientowana jak on.
– Nie podoba mi się to – oznajmiła Jessica i odwróciła się do Enrique, byłego partnera do zadań specjalnych. Obecnie piastowała stanowisko szefa ochrony „Aurory”, a Enrique był jej zastępcą.
– Uważnie obserwuj więźniów – poleciła.
Enrique natychmiast przekazał rozkazy dwóm marines strzegącym więźniów. Popatrzył w ich kierunku i wykonał ledwo zauważalny gest, który oznaczał „bądźcie czujni”.
Rozległ się strzał. Mimo że zauważono niewiele więcej niż świst i błysk jasnego światła, który pojawił się gdzieś pośrodku bójki, to wystarczyło. Jessica rozpoznała dźwięk wystrzału z broni energetycznej.
– Użyli broni!
Tłum spanikował i zaczął się rozpraszać we wszystkich kierunkach. Ci, którzy pozostali, uczestniczyli już w walce. W wyniku napaści lub reakcji tłumu, który próbował uciec przed niebezpieczeństwem, co najmniej kilka osób leżało na ziemi.
Po chwili Enrique, dwaj żołnierze piechoty morskiej i Jessica trzymali broń automatyczną służącą do walki w zwarciu. Wszystkie osoby znajdujące się wcześniej na podium zaczęły uciekać. Większość z nich została bezpiecznie wyprowadzona w kierunku dwóch oczekujących statków transportowych, w których uruchamiano już silniki, przygotowując się do szybkiego odlotu.
Jessica ugięła kolana, była spięta i gotowa do walki. Enrique i dwaj żołnierze przyjęli podobne pozycje. Więźniowie przykucnęli jeszcze bardziej, niektórzy nawet położyli się na ziemi. Zauważyła, że tak zachowali się wszyscy oprócz de Wintera. Wyglądało na to, że akurat on próbuje się rozeznać w sytuacji, jakby szukał jakiejś okazji.
Enrique również to dostrzegł i zanim Jessica zdążyła cokolwiek powiedzieć, wolną ręką docisnął arystokratę do płyty lotniska.
– Tylko spróbuj się ruszyć, dupku!
Wyższy rangą oficer ochrony z Corinair zaczął coś wykrzykiwać do Nathana i jego grupy w swoim ojczystym języku. Nathan rozejrzał się, niepewny, co ochroniarz próbuje im przekazać. Zobaczył pięciu uzbrojonych strażników, którzy podbiegli do więźniów, aby się upewnić, że nie uciekną.
– Co on mówi? – Nathan nie zwrócił się z tym pytaniem do nikogo konkretnego.
– Chce, żebyśmy opuścili podium i wsiedli do jednego z transportowców – wyjaśnił Tug.
– Dokąd mamy lecieć? – Jessica starała się przekrzyczeć tłum. Spojrzała za siebie i zobaczyła uzbrojonych strażników ustawiających się za więźniami, jakby chcieli ich zabrać. – Ej! – wrzasnęła, obracając broń. – Co oni robią?
Dwóch najbliżej stojących ochroniarzy w odpowiedzi na agresywny ruch Jessiki szybko wycelowało w nią lufy. Tug wyciągnął rękę, położył dłoń na jej karabinie i docisnął go w dół, aby się upewnić, że strażnicy nie będą traktować Jessiki jako bezpośredniego zagrożenia.
– Jestem pewien, że po prostu zabierają ich do miejsca, w którym będą bezpieczni – odpowiedział. – Nie są już naszym zmartwieniem.
Jessice wcale się to nie spodobało. Czuła, jakby sprawy wymknęły się jej spod kontroli. Wokół panował chaos. Co najmniej sto osób walczyło w odległości nie większej niż dziesięć metrów, a jedyną rzeczą oddzielającą Ziemian od uczestników zamieszek była słaba barierka. Co gorsza, przynajmniej jedna osoba w tej grupie była uzbrojona.
Dowódca nadal wykrzykiwał do nich w niezrozumiałym języku i wskazywał maszyny transportowe, znajdujące się kilkanaście metrów dalej.
– Chce, żebyśmy wsiedli do transportowca po lewej stronie – przetłumaczył Tug. – Mówi, że to dla naszego własnego bezpieczeństwa.
– Dokąd nas zabierają? – zapytał Nathan, wciąż starając się zrozumieć sytuację.
– Każde inne miejsce jest lepsze niż to tutaj w tej chwili! – stwierdziła Jessica, podniósłszy się sprawnie. Szybko poprowadziła ich w stronę transportowca.
Wiedziała, że najlepiej będzie, jeśli jak najprędzej zejdą z podium. Przekazała pozostałym, żeby szli za nią. Uzbrojeni strażnicy wzmocnili barykadę, tworząc ścianę z funkcjonariuszy między rozjuszonym tłumem a dygnitarzami. Pozostali na miejscu wystarczająco długo, aby Jessica i inne osoby z Aurory również mogły się wydostać. Minutę później wszyscy znaleźli się na rampie wejściowej pierwszej z dwóch maszyn transportowych. Jessica chwyciła za ramię dowódcę odpowiedzialnego za ochronę i pociągnęła go do siebie w taki sposób, by na nią spojrzał.
– Nikt nie wsiądzie do tego transportowca, dopóki się nie dowiemy, dokąd, do diabła, lecimy! – powiedziała mu. Nie obchodziło jej, że tamten nie zrozumie ani słowa. Była całkiem pewna, że jej mowa ciała przekazuje intencje.
W tym momencie wkroczyła Jalea i tonem świadczącym o wiele większym szacunku do oficera przetłumaczyła słowa Jessiki. Dowódca odpowiedział, nie ukrywając irytacji.
– Chcą zabrać wszystkich do lokalnego centrum dowodzenia – wyjaśniła Jalea. – Najwyraźniej nie jest to jedyne miejsce, w którym dochodzi do takich walk.
– Może na razie przerwijmy jednak tę wyprawę i wróćmy na okręt? – zdecydowanym głosem zasugerowała Jessica. Ostatnią rzeczą, na którą miała ochotę, było oddanie się w ręce grupy ludzi, których dopiero co poznali, tym bardziej, że tamci byli uzbrojeni.
– Nie możemy jeszcze wrócić – nalegał Nathan. – Dopiero tu dotarliśmy!
– Nie jesteśmy bezpieczni!
– Jess, nie byliśmy bezpieczni już po pierwszym skoku! Dlaczego teraz miałoby być inaczej? Poza tym musimy przynajmniej poszukać pomocy medycznej dla Cameron.
Jessica wiedziała, że Nathan ma rację, chociaż jej się to nie podobało. Jednak szefowa sztabu była również jej przyjaciółką.
– Powinniśmy więc przynajmniej poprosić Tuga, żeby zabrał prom z powrotem na okręt. Mamy tylko jeden i nie możemy sobie pozwolić, żeby w całym tym chaosie został zniszczony.
– Pełna zgoda – odpowiedział Nathan.
– Myślę, że byłoby lepiej, gdybym został z tobą – sprzeciwił się Tug.