Название | Miłość czyni dobrym |
---|---|
Автор произведения | Katarzyna Bonda |
Жанр | Классические детективы |
Серия | Wiara, Nadzieja, Miłość |
Издательство | Классические детективы |
Год выпуска | 0 |
isbn | 978-83-287-1553-0 |
– A więc jesteśmy kryci?
– Bezsprzecznie – podkreślił z dumą Daniel. – Wielu prokuratorów próbowało dobrać mi się do skóry. Skończyli zdegradowani albo wypadli z urzędu. O losie niektórych świat zapomniał także z innego powodu.
– Co masz na myśli?
– To samo co ty – roześmiał się zadowolony Polak.
Zapadła cisza. Przerwał ją Nikolay.
– Jest stacja.
Dieter zaczął gramolić się do wyjścia.
– Chcecie coś?
– Dla mnie kanapkę i kawę – rzucił niedbale Daniel. – Uwielbiam od czasu do czasu to śmieciowe jedzenie.
Dieter stał chwilę, czekając na pieniądze, ale ich nie otrzymał. Zatrzasnął więc drzwi i ruszył do wejścia.
W banku było tylko dwóch klientów. Usiedli więc na fotelach przy oknie. Kiedy jedno stanowisko się zwolniło, Otto podszedł do dziewczyny w okienku, powołał się na Konstantina Damma i zażądał widzenia z kierownikiem oddziału. Kasjerka początkowo była niechętna, a nawet zbulwersowana tupetem człowieka w swetrze, ale kiedy podniosła słuchawkę i podała nazwisko polecającego, jej postawa natychmiast się zmieniła. Zaczęła wokół nich skakać jak troskliwa kurka. Zaraz zaprowadziła ich do salki konferencyjnej pełnej doniczkowych kwiatów, przyniosła kawę, podała świeże croissanty. Dieter nie zdążył zdjąć swojej ceratowej kurtki, a za stołem siedziała już szefowa oddziału z plikiem dokumentów pod pachą i przyklejonym do twarzy uśmiechem.
Daniel otarł wąsy z resztek rogalików i skinął na Ottona. Złotnik bez słowa wyjął zza pazuchy czek, który tydzień temu Polak wypisał mu za zegarek, a potem przesunął go w kierunku kobiety.
– TSB Bank. Trzysta pięćdziesiąt Oxford Street, Bank Londyn – odczytała finansistka. – Półtora miliona funtów. I panowie chcą zdeponować go u nas jako zabezpieczenie kredytu na milion marek?
Otto i Dieter kiwali głowami jak automaty. Daniel zaś rozsiadł się w fotelu, ramiona rozpostarł na oparciu, aż guziki jego koszuli rozeszły się i widać było białe ciało. Dyrektorka banku poprawiła okulary na nosie i bardzo starając się nie patrzeć w tamtą stronę, z trudem ukrywała niesmak.
– Oczywiście chcielibyśmy negocjować warunki przewalutowania – rzekł Daniel, przygładzając poły marynarki.
Zorientował się, że koszula wyszła mu ze spodni, i natychmiast zmienił pozycję.
– To zrozumiałe – zgodziła się dyrektorka banku. – Mają panowie u nas konto czy środki zostaną złożone na konto mecenasa Damma?
– Na nasze – pośpieszył z odpowiedzią Dieter, ale zaraz urwał, bo Daniel kopnął go boleśnie w kostkę.
Umowa była taka, że poza absolutną koniecznością złotnik i mechanik się nie odzywają.
– Nie mamy jeszcze konta – wyjaśnił Daniel, lekko się uśmiechając. – Jesteśmy w trakcie rejestrowania spółki. Najpóźniej jutro będziemy mieli komplet dokumentów. Czy to jest problem?
– No cóż, znamy się z Konstantinem tak długo, że mogłabym rozpocząć procedurę już dziś, a kiedy będziecie mieli całość, dostarczycie bezpośrednio na moje biurko. Sama będę to nadzorowała. Natomiast Konstantin nie mówił o czeku, lecz o zupełnie innym instrumencie finansowym.
– O złocie. – Daniel się uśmiechnął.
– I to sporej ilości.
– Zgadza się. Ale ponieważ spodziewamy się dużego transferu w związku z tym interesem i w przyszłości z innymi, chcielibyśmy najpierw mieć pewność, że pani bank da nam najlepsze warunki kredytowe. Sama pani rozumie, że z takim kapitałem możemy pójść wszędzie.
– Rozumiem doskonale – zgodziła się skwapliwie. – Nie ma żadnego problemu. Przepisy mówią jednak wyraźnie, że rachunek, na którym złożą panowie czek lub złoto, należy wpierw zasilić gotówką. To rzecz jasna czysta formalność. Myślę, że mogłabym zaakceptować symboliczną kwotę, jak choćby sto marek. No i czek musi być zweryfikowany, ale to potrwa nie dłużej niż tydzień. Niestety nie mogę otworzyć rachunku, dopóki nie otrzymam potwierdzenia z centrali.
– Pani ma nas za żartownisiów? – udał oburzonego Daniel. – Co pani sobie wyobraża! Czy to ma być zawoalowana forma łapówki?
Bankierka przyglądała się zakurzonym skarpetkom Daniela, jego koszuli, która rozchodziła się na brzuchu, i obsypanej okruchami marynarce.
– Takie są przepisy.
– A co będzie, jeśli nie wpłacimy stu marek?
– Nie będę mogła otworzyć konta, przyjąć czeku, zacząć procedury dotyczącej kredytu ani rozpocząć inwestycji ze złotem. Żeby machina ruszyła, musimy mieć rachunek.
– A jeśli zostawimy czek, żeby pani go sobie sprawdziła? – wtrącił się Otto, nie zwracając uwagi na pioruny w oczach Daniela. – Czy potrzebna będzie wpłata?
– Chodzi o sto marek – upierała się kobieta.
– Chodzi o honor! – Daniel zerwał się rozwścieczony. – Pierwszy raz spotyka mnie coś takiego. Żaden bank w Anglii, Szwajcarii, a nawet w Polsce nie okazuje tak jawnej wzgardy swoim klientom.
– Panowie jeszcze nie są naszymi klientami – zauważyła finansistka.
– To jest kwestia zasad – wszedł jej w słowo Daniel. – I zaufania.
– Dokładnie tak to interpretuję. Mówimy o bardzo poważnych transakcjach. – Dyrektorka nie dała po sobie poznać zdenerwowania, choć była zdegustowana. – Chciałam pójść panom na rękę. Pragnę zaznaczyć, że bez polecenia wkład własny do otwarcia tego typu rachunku wynosi dwa tysiące marek albo i więcej, w zależności od kwoty, jaka ma być zdeponowana. Czasami liczymy procent. W przypadku kwot, jakie panowie planują transferować, byłyby to tysiące marek. Chyba że wolicie płacić w funtach. Tak byłoby pewnie korzystniej. Zrozumcie, to dla nas gwarant bezpieczeństwa, jeśli na przykład, oczywiście hipotetycznie, czek byłby bez pokrycia.
– Lub fałszywy! – Daniel podniósł głos. – Bo to pani imputuje?
– W żadnym razie tego nie zakładałam. Konstantina znam od siedemnastu lat, często poleca nam kontrahentów. Nasza współpraca jest owocna. Nie śmiałabym…
– Dość! – Daniel wstał, zabrał czek Ottona i wymaszerował z sali. – Żegnam.
Za nim, w ukłonach i z przepraszającymi pomrukami, podążyli Otto i Dieter.
– Ten wasz notariusz zawalił sprawę – skwitował Skalski, kiedy Niemcy dołączyli do niego przed wejściem do budynku. Byli bardzo zdziwieni, bo na jego twarzy nie było już śladu gniewu. – Na waszym miejscu żądałbym odszkodowania. Ta baba chce nas naciągnąć.
– Chciała tylko sto marek – zaczął Dieter. – Za paliwo płaciłem dziś więcej.
– Nie dam tej Heldze ani grosza! – Daniel znów się uniósł.
– I co teraz?
– Musimy znaleźć inny bank.
– Ale Konstantin polecił nas tutaj.
Daniel