The Frontiers Saga. Tom 3. Legenda Corinair. Ryk Brown

Читать онлайн.
Название The Frontiers Saga. Tom 3. Legenda Corinair
Автор произведения Ryk Brown
Жанр Зарубежная фантастика
Серия
Издательство Зарубежная фантастика
Год выпуска 0
isbn 978-83-66375-42-0



Скачать книгу

Ybarze.

      – A więc może nas zrozumieć? – spytała Jessica.

      – Najprawdopodobniej tak, choć się do tego nie przyzna. Takie postępowanie oznaczałoby zwątpienie we własną wiarę.

      – Nie nadążam za tym – przyznał Nathan.

      – Ybaranie, podobnie jak inni ludzie ze światów kontrolowanych przez Ta’Akarów, muszą służyć w legionach. Najlepsi i najbardziej oddani dołączają do Ghatazhaka, specjalnie wyszkolonej grupy elitarnych wojowników. Przechodzą pranie mózgu i wierzą, że Caius jest Bogiem i cała ludzkość pochodzi z Takary, a nie z Ziemi. Są więc bardzo lojalni wobec niego. Przyznanie, że rozumie się Angla, byłoby jak wyrzeczenie się wiary w Doktrynę Pochodzenia, co zdyskwalifikowałoby go jako wojownika w Ghatazhaka, przynosząc mu wielką hańbę.

      – W jaki sposób mamy sobie z tym poradzić?

      – Nie będzie odpowiadać na pytania. Może dawać proste odpowiedzi, które mają cię uspokajać i podsycać jego poczucie wyższości. Nie zaoferuje jednak żadnej wiedzy merytorycznej. Uzyskanie takich informacji będzie wymagało bezpośredniej perswazji.

      Nathan miał całkiem niezłe pojęcie o tym, co miała na myśli. Nie był pewien, czy jest już gotowy do takich działań. W końcu pochodzili z Ziemi i tak naprawdę nie mieli sporu z Ta’Akarami. Potyczki, w których do tej pory brali udział, mogłyby wynikać z nieporozumienia polegającego na przybywaniu w niewłaściwe miejsce o niewłaściwym czasie.

      – Zacznijmy więc naszą rozmowę, dobrze? – Nathan zwrócił się do Jessiki, która podeszła do drzwi i nacisnęła przycisk interkomu.

      – Ręce na stół! – rozkazała.

      Więzień podniósł wzrok, co oznaczało, że usłyszał jej słowa, ale nie wykonał żadnego ruchu.

      – Powiedziałam: ręce na stół!

      Jalea pochyliła się nad interkomem i krzyknęła coś w swoim języku – prawdopodobnie to samo, co właśnie powiedziała Jessica. Więzień niechętnie położył obie ręce na stole.

      Jessica przekręciła małe pokrętło w panelu sterowania i wcisnęła przełącznik. Więzień nagle poczuł, że jego dłonie zaczynają mocno przylegać do blatu, gdy mocne magnesy przyciągnęły pokryte metalem nadgarstki.

      – Wszystko w porządku, kapitanie – zapewniła Jessica.

      Nathan otworzył drzwi i wszedł do pomieszczenia, a Jalea i Jessica podążyły za nim.

      Oczy więźnia zwęziły się z nienawiści na widok Jalei.

      – Karuzari – zasyczał, jakby mówił o czymś ohydnym. Nastąpił ciąg niezrozumiałych słów, na które Jalea odpowiedziała w swoim języku, choć znacznie spokojniej.

      – Co powiedział? – zapytał Nathan.

      – Opisał dość niesmaczny akt seksualny, który zamierza ze mną odbyć, zanim mnie zabije.

      – Co odpowiedziałaś?

      – Powiedziałam mu, że będzie potrzebował dłuższej broni.

      Nathan uśmiechnął się. Kolejny raz nie miało znaczenia, w jakim miejscu Galaktyki się znajdowali – ludzie wszędzie byli tacy sami.

      – Możesz zacząć tłumaczyć – przekazał Jalei, a następnie zapytał: – Dlaczego zaatakowałeś ten okręt?

      Jalea natychmiast przetłumaczyła to pytanie. Więzień odpowiedział bez wahania.

      – Ta’Akarowie zabijają Karuzari. Jesteście z nimi, więc was też zabijemy – przetłumaczyła Jalea, używając jednak innego tonu i modulacji niż więzień.

      – Winni przez współudział – mruknął Nathan.

      Więzień kontynuował przemowę, a każde kolejne zdanie brzmiało bardziej wściekle niż poprzednie.

      – Zostaliście skazani na porażkę z powodu waszych działań. Nie możecie im pomóc – tłumaczyła Jalea. – Bandyci z Karuzari zostaną wkrótce zlikwidowani, podobnie jak ci wszyscy, którzy odważą się im pomagać.

      – Nie liczyłabym jeszcze na to – rzuciła Jessica.

      Nathan, stojący ze skrzyżowanymi rękami obok Jalei, spojrzał na podwładną. Jedna jego brew uniosła się z dezaprobatą.

      – Spokojnie, zabójco.

      Popatrzył na Jaleę.

      – A gdybyśmy powiedzieli mu, skąd jesteśmy? – zasugerował, odwracając się lewo i robiąc kilka kroków naprzód, jakby pogrążony w kontemplacji.

      Stanął obok więźnia, który nie mógł już go widzieć bez odrywania oczu od Jalei.

      – A może przyznalibyśmy się, że jesteśmy z Ziemi?

      Oczy więźnia zwróciły się w prawo, aby krótko spojrzeć na Nathana, później znów spoczęły na Jalei, by zobaczyć, jak zareaguje, a jednocześnie stawały się coraz większe.

      „Tak jak podejrzewałem – pomyślał Nathan – o Ziemi również słyszałeś”.

      – Ależ, kapitanie – zaprotestowała Jessica – pan…

      Nathan ponownie uniósł rękę, uciszając kobietę. Skierował wzrok na Jaleę, mrugnął i powiedział:

      – Jakie szkody mogłoby to wyrządzić?

      – Nathanie… – Jalea zaczęła protestować, celowo używając jego imienia, a nie stopnia. Oczy więźnia stały się jeszcze szersze.

      – Śmiało – nalegał Nathan.

      Jessica obserwowała oczy Nathana podczas tej wymiany zdań i musiała dostrzec porozumiewawcze mrugnięcie. Nie wiedziała, co dowódca zamierza, ale było oczywiste, że ma jakiś plan. Żałowała tylko, że powiedział jej o nim wcześniej.

      – Jak pan sobie życzy, kapitanie. – Jalea westchnęła, odwróciła się do więźnia i zaczęła mówić cicho, spokojnie, a nawet melodyjnie. Tak jakby recytowała fragment książki, wiersza, a nawet psalmu. Okrążyła Ybaranina, poczynając od jego prawej strony, obeszła go od tyłu i znalazła się po jego lewej, wciąż cicho mówiąc. Z każdą kolejną liryczną frazą, która spływała z ust kobiety, więzień wydawał się coraz bardziej zaniepokojony.

      Mimo nieznajomości języka Ta’Akarów Nathan miał wrażenie, że to, co Jalea mówi, jest znane zarówno jej, jak i więźniowi, którego oczy wciąż rozszerzały się w mieszaninie wątpliwości i strachu. Czasem Scott słyszał jakby odwołania do Ziemi i za każdym razem wydawało mu się, że więzień czuje się wtedy bardziej nieswojo. W końcu Jalea zakończyła słowem „Na-Tan”, wypowiedzianym po niewielkiej pauzie.

      Więzień zaprotestował – początkowo spokojnie, potem z rosnącym wzburzeniem. Jalea wypowiadała w kółko te same frazy. W miarę jak jego sprzeciwy stawały się coraz głośniejsze, również Jalea mówiła z większym naciskiem. Po chwili oboje krzyczeli.

      Nagle Jalea zaczęła mówić w języku Angla, wciąż bardzo głośno wypowiadając zdania:

      – Legenda Początków nie jest już legendą! I wkrótce wszyscy Ta’Akarowie poznają prawdę! Że twój król jest kłamcą! Że wszyscy pochodzimy z Ziemi!

      – Nie! – więzień ponownie zaprotestował. Jednakże tym razem odezwał się w języku Angla, a po policzkach zaczęły mu płynąć łzy.

      – To jest okręt z legendy! Ci ludzie są Wojownikami Boga! A ten człowiek to Na-Tan!

      – Nie! – zapłakał więzień, a jego słowa zamieniły się w krzyk. Ślina pryskała z jego ust, gdy wrzeszczał: – To nieprawda! Caius jest Bogiem!

      Głos Jalei podniósł się wraz