Niespokojna krew. Роберт Гэлбрейт

Читать онлайн.
Название Niespokojna krew
Автор произведения Роберт Гэлбрейт
Жанр Ужасы и Мистика
Серия Cormoran Strike prowadzi śledztwo
Издательство Ужасы и Мистика
Год выпуска 0
isbn 9788327160645



Скачать книгу

na okrzyki zdumienia.

      – To rzeczywiście dziwne – powiedziała Robin, ponieważ było jasne, że Strike nie zamierza się odezwać.

      – Prawda? – podchwyciła Irene. – Herbaty? Kawy? Czego państwo sobie życzą.

      – Ja się tym zajmę, kochana – zaproponowała Janice.

      – Dziękuję ci, moja droga. Może zaparz jedno i drugie? – podsunęła Irene. Uprzejmym gestem wskazała Strike’owi i Robin fotele. – Proszę, niech państwo usiądą.

      Fotele zapewniały Strike’owi i Robin widok na okno obramowane frędzlowatymi zasłonami, za którym rozciągał się ogród z wymyślnymi brukowanymi ścieżkami i podwyższonymi grządkami. Urządzono go w duchu elżbietańskim, z nisko formowanymi żywopłotami i zegarem słonecznym z kutego żelaza.

      – Och, ogród to cały mój Eddie – powiedziała Irene, podążając za ich spojrzeniami. – Uwielbiał ten ogród, złoty człowiek. Uwielbiał ten dom. To dlatego wciąż tu mieszkam, mimo że teraz jest tu dla mnie zdecydowanie za dużo miejsca… Przepraszam. Kiepsko się czuję – dodała głośnym szeptem, robiąc wielkie przedstawienie z powolnego siadania na kanapie i ostrożnego otaczania się poduszkami. – Jan jest aniołem.

      – Przykro mi to słyszeć – powiedział Strike. – Oczywiście to, że źle się pani czuje, nie to, że pani przyjaciółka jest aniołem.

      Zachwycona Irene wybuchnęła śmiechem i Robin przypuszczała, że gdyby Strike siedział trochę bliżej, gospodyni mogłaby go żartobliwie trzepnąć w ramię. Z miną osoby udostępniającej Strike’owi poufną informację, Irene wyjaśniła ściszonym głosem:

      – Zespół jelita drażliwego. Okresowo się nasila. Czasami ból jest… no cóż. Najdziwniejsze jest to, że nic mi nie dolegało przez cały czas, kiedy byłam poza domem. Pojechałam w odwiedziny do najstarszej córki do Hampshire, to dlatego nie od razu przeczytałam państwa list. Ale zaraz po powrocie do domu zadzwoniłam do Jan i powiedziałam: musisz przyjść, tak bardzo mnie boli, a mój lekarz rodzinny jest bezużyteczny – dodała, lekko wydymając usta z odrazą. – To kobieta. Twierdzi, że sama jestem sobie winna! Radzi mi zrezygnować ze wszystkiego, dla czego warto żyć… Właśnie im mówiłam, Jan – powiedziała, gdy jej przyjaciółka wróciła do salonu z zastawioną tacą – że jesteś aniołem.

      – O, mów dalej, każdy lubi, jak go chwalą – odrzekła wesoło Janice. Strike już wstawał, by jej pomóc z tacą, na której oprócz dzbanka z herbatą stała także kawiarka, lecz Janice, podobnie jak pani Gupta, odmówiła skorzystania z pomocy, stawiając tacę na wyściełanym pufie. Na papierowej serwetce z koronkowym wzorem leżały rozmaite herbatniki czekoladowe, niektóre w foliowych opakowaniach. W cukiernicy spoczywały szczypczyki, a kwiecista elegancka porcelana kostna mówiła: „dla najlepszych”. Janice dołączyła do przyjaciółki na kanapie i nalała wszystkim gorące napoje, najpierw usługując Irene.

      – Proszę się częstować herbatnikami – zachęciła Irene gości, po czym, mierząc Strike’a wygłodniałym spojrzeniem, dodała: – A więc… sławny Cameron Strike! O mało nie dostałam zawału, kiedy zobaczyłam pana nazwisko na końcu listu. Próbuje pan dotrzeć do Creeda, prawda? Myśli pan, że zechce z panem rozmawiać? Pozwolą się panu z nim zobaczyć?

      – Nie zaszliśmy jeszcze tak daleko – powiedział Strike z uśmiechem, wyjmując notes i zsuwając zatyczkę z długopisu. – Mamy kilka pytań, przede wszystkim dotyczących kontekstu, na które chyba będą panie mogły…

      – Och, zrobimy wszystko, co w naszej mocy, żeby pomóc – zapewniła skwapliwie Irene. – Wszystko.

      – Przeczytaliśmy złożone przez panie zeznania – powiedział Strike – jeśli zatem…

      – Ojej – weszła mu w słowo Irene z miną wyrażającą udawany przestrach. – Więc wiedzą państwo, jaka ze mnie niegrzeczna dziewczynka? Wiedzą państwo o dentyście i tak dalej, prawda? Na pewno młode dziewczęta wciąż tak robią, kombinują, żeby urwać się z pracy na kilka godzin, ale pech chciał, że wybrałam sobie akurat dzień, w którym Margot… Przepraszam, nie chciałam – dodała szybko, reflektując się. – Naprawdę nie chciałam. Właśnie tak pakuję się w kłopoty – powiedziała, śmiejąc się cicho. – „Hola, dziewczyno”, powiedziałby Eddie, prawda, Jan? – Poklepała przyjaciółkę po ramieniu. – Prawda, że powiedziałby: „Hola, dziewczyno”?

      – Prawda – potwierdziła Janice, potakując z uśmiechem.

      – Zamierzałem powiedzieć – podjął Strike – że jeśli żadna z pań nie ma nic do dodania…

      – Och, niech się panu nie wydaje, że o tym nie myślałyśmy – przerwała mu znów Irene. – Gdybyśmy cokolwiek sobie jeszcze przypomniały, od razu poszłybyśmy na policję, prawda, Jan?

      – …chciałbym wyjaśnić kilka spraw. Pani Beattie – ciągnął Strike, patrząc na Janice, która w zamyśleniu przesuwała palcem po dolnej krawędzi swojej obrączki, jedynej biżuterii, jaką na sobie miała – kiedy czytałem policyjne zapiski, uderzyło mnie to, ile razy komisarz Talbot…

      – Och, to całkiem jak mnie, Cameronie – wtrąciła skwapliwie Irene, zanim Janice zdążyła otworzyć usta. – Całkiem jak mnie! Dokładnie wiem, o co zamierza pan spytać. Dlaczego ciągle nękał Jan? Już wtedy jej mówiłam… Mówiłam ci, prawda, Jan?… Że to nie jest w porządku, powinna była to zgłosić, ale nie zgłosiła, prawda? To znaczy wiem, że on przechodził załamanie nerwowe, bla, bla, bla… Na pewno pan o tym słyszał – dodała, kiwając głową w stronę Strike’a, co miało służyć za komplement i jednocześnie wyrażać gotowość uzupełnienia jego wiedzy, gdyby zaszła taka potrzeba – ale chorzy mężczyźni to w dalszym ciągu mężczyźni, prawda?

      – Pani Beattie – powtórzył nieco głośniej Strike – jak pani myśli, dlaczego Talbot przesłuchiwał panią aż tyle razy?

      Irene zrozumiała wyraźną aluzję i pozwoliła Janice odpowiedzieć, lecz jej powściągliwość trwała tylko do chwili, w której Janice złapała swój rytm – wtedy zaczęła jej akompaniować ściszonym głosem: powtarzała słowa przyjaciółki jak echo, dodawała potakiwania i stwarzała ogólne wrażenie osoby obawiającej się, że jeśli co kilka sekund nie wyda z siebie jakiegoś dźwięku, Strike zapomni o jej istnieniu.

      – Szczerze, nie mam pojęcia – powiedziała Janice, wciąż gmerając przy obrączce. – Na pierwszych kilku rozmowach zadawał proste pytania…

      – Początkowo tak – mruknęła Irene, cały czas kiwając głową.

      – …o to, co robiłam tego dnia, no, wie pan, co mogę powiedzieć o ludziach przychodzących do Margot, bo ja znałam mnóstwo pacjentów…

      – Poznawało się ich, pracując w przychodni – powiedziała Irene, kiwając głową.

      – …ale potem zaczął się zachowywać, jakby myślał, że mam… hm, jakieś „szczególne moce”. Wiem, że to brzmi jak szaleństwo, ale nie wydaje mi się, żebym…

      – Oho, a mnie owszem – wtrąciła Irene, nie odrywając oczu od Strike’a.

      – …nie, naprawdę mi się nie wydaje, żebym… no, wie pan… – Janice wydawała się zawstydzona, jeszcze zanim to powiedziała – żebym mu się podobała. Tak, zadawał niestosowne pytania, ale czułam, że jest trochę, no, wie pan… pomylony. Szczerze mówiąc, czułam się okropnie – ciągnęła Janice, przenosząc spojrzenie na Robin. – Nie wydawało mi się, żebym mogła komukolwiek się poskarżyć. Przecież był policjantem! Musiałam po prostu siedzieć i słuchać, jak mnie pyta o sny. A po pierwszych przesłuchaniach nie interesowało go nic innego jak tylko moi dawni chłopcy i takie tam, nic związanego z Margot czy z pacjentami…

      – Ale