Republika Smoka. Rebecca Kuang

Читать онлайн.
Название Republika Smoka
Автор произведения Rebecca Kuang
Жанр Боевая фантастика
Серия Wojna makowa
Издательство Боевая фантастика
Год выпуска 0
isbn 9788379646234



Скачать книгу

tego. Muszę…

      – Musisz poradzić sobie bez. – Zaczął zamykać drzwi. Zatrzymała je stopą.

      – Tylko troszeczkę – jęknęła błagalnie. Nie obchodziło jej, jak bardzo jest żałosna; potrzebowała narkotyku. Dowolnego. – Błagam.

      – Otrzymałem wyraźny rozkaz – odparł lekarz. – Nie mogę ci pomóc.

      – Kurwa mać! – wrzasnęła.

      Medyk skrzywił się i zatrzasnął drzwi, ale Rin pędziła już w przeciwnym kierunku. Dudniąc piętami o pokład, pomknęła ku drugim schodom.

      Musiała wydostać się na górny pokład, znaleźć jak najdalej od wszystkich. Okruchy straszliwych wspomnień uwierały jej umysł niczym kawałki tłuczonego szkła; skrawki tłamszonych obrazów coraz wyraźniej napływały przed oczy – trupy w Golyn Niis, trupy w laboratorium, trupy na Speer i żołnierze, wszyscy z twarzą Shiro, wyzywający ją, wytykający palcami, rozrechotani. Poczuła wściekłość, narastający z każdą sekundą gniew…

      – Rin! – Dopadł ją Nezha. Zacisnął dłoń na barku dziewczyny. – Co ty, do cholery…

      – Gdzie znajdę twojego ojca? – Zawirowała na pięcie i spojrzała mu w oczy.

      – Ma chyba naradę z admirałami – odpowiedział – ale na twoim miejscu…

      Wyminęła go. Nezha spróbował jeszcze złapać Rin za rękę, lecz wywinęła się i pognała przez korytarz i schody prosto do gabinetu Vaisry. Chwyciła za klamkę i szarpnęła – zamknięte – po czym zaczęła wściekle kopać w drzwi, aż wreszcie ktoś otworzył od wewnątrz.

      Vaisra nie wyglądał na ani trochę zdziwionego najściem.

      – Panowie – powiedział – potrzebujemy chwili na osobności, jeśli łaska.

      Zebrani bez słowa podnieśli się z miejsc. Żaden nie poświęcił Rin nawet jednego spojrzenia. Vaisra zamknął drzwi, przekręcił klucz i zwrócił się do dziewczyny:

      – Czym mogę służyć?

      – Zabroniłeś lekarzowi wydawać mi opium – wypaliła.

      – Zgadza się.

      – Posłuchaj, dupku – podjęła roztrzęsionym głosem – ja muszę…

      – O nie, Runin. – Vaisra pogroził jej palcem, jakby zwracał się do małego dziecka. – Być może powinienem był poruszyć ten temat wcześniej. To ostatni z warunków służby w moich szeregach. Nie toleruję w swojej armii uzależnionych.

      – Ale ja nie jestem uzależniona. Ja po prostu… – Głowę Rin przeorała świeża fala bólu. Urwała i skrzywiła się.

      – Otumaniona do niczego mi się nie przydasz. Chcę, byś była w pełni przytomna. Potrzebuję osoby zdolnej zakraść się do Pałacu Jesiennego i zgładzić cesarzową, nie naćpanej opium gówniary.

      – Nie rozumiesz! – wrzasnęła. – Jeżeli nie dostanę narkotyku, spalę wszystkich na statku.

      – W takim wypadku wyrzucimy cię za burtę. – Wzruszył ramionami.

      Zatkało ją. Przecież to nie miało sensu. Jak to możliwe, że podchodzi do niej z tak oburzającym spokojem? Dlaczego się nie zląkł, czemu nie dygoce ze strachu? Nie tak miało być – słysząc jej groźbę, powinien był ustąpić i zrobić wszystko, czego Rin zażąda, zawsze tak było. Dlaczego on się jej nie boi?

      Zdesperowana, uciekła się do błagań.

      – Nie masz pojęcia, jaki to ból. On tkwi w moim umyśle. Bóg nie opuszcza mojego umysłu nawet na moment… A to boli…

      – To żaden bóg. – Vaisra wstał z krzesła i ruszył ku niej przez kajutę. – To tylko gniew. Gniew i strach. Odkąd zobaczyłaś pierwszą w życiu bitwę, twoje nerwy nie zaznały spokoju. Przez cały czas żyjesz w strachu. Wydaje ci się, że wszyscy na ciebie czyhają, i w głębi ducha tego właśnie pragniesz, ponieważ dzięki temu zyskałabyś wymówkę. Mogłabyś ich bezkarnie skrzywdzić. I nie jest to problem swoisty dla Speerytów, to uniwersalne doświadczenie wszystkich żołnierzy. Nie da się go wyleczyć za pomocą opium. Nie da się przed tym uciec.

      – Więc co…

      Złożył dłonie na jej ramionach.

      – Musisz się z tym zmierzyć twarzą w twarz. Zaakceptować to. I zwalczyć.

      Czy on naprawdę nie rozumie, że już tego próbowała? Nie wie, jakie to trudne?

      – Nie – odparła. – Potrzebne mi…

      – Co znaczy nie? – Przechylił głowę na bok.

      Rin stwierdziła nagle, że jej język stał się okrutnie ciężki. Pot wystąpił na całym ciele, na dłoniach pojawiły się wyraźnie widoczne kropelki.

      – Sprzeciwiasz się mojemu rozkazowi? – Vaisra podniósł głos.

      Rozdygotana zaczerpnęła powietrza.

      – Ja… nie mogę. Nie potrafię z tym walczyć.

      – Ach, Runin, nie rozumiesz. Jesteś teraz moim żołnierzem. I musisz wykonywać moje rozkazy. Jeśli każę ci podskoczyć, możesz najwyżej dopytać, jak wysoko.

      – Ale naprawdę nie mogę – powtórzyła poirytowana.

      Możnowładca uniósł lewą dłoń do oczu, obejrzał knykcie i bez uprzedzenia uderzył Rin na odlew w twarz.

      Zatoczyła się w tył, bardziej wskutek szoku niż siły ciosu. Nie poczuła bólu, jedynie intensywne pieczenie, trochę jakby stanęła na drodze pioruna. Musnęła palcem wargę. Na koniuszku zostało nieco krwi.

      – Uderzyłeś mnie – szepnęła w oszołomieniu.

      Zacisnął mocno palce na podbródku Rin, uniósł twarz i zmusił, by spojrzała mu w oczy. Była nazbyt otumaniona, by poczuć choć ukłucie gniewu. Nie wściekła się, po prostu się bała. W ten sposób nie dotykał jej nikt, nikt nie miał dość odwagi. Już od bardzo dawna.

      Nikt po Altanie.

      – Ujarzmiałem już Speerytów. – Vaisra powiódł kciukiem po policzku dziewczyny. – Nie jesteś pierwsza. Ziemista cera. Zapadnięte oczy. Twoje życie ulatuje z dymem. Wszyscy czują od ciebie ten zapach. Wiesz, dlaczego Speeryci tak często umierali bardzo młodo? Wcale nie z powodu skłonności do wojaczki i nie z winy bóstwa. Umierali wskutek palenia. Ćpali do śmierci. W tej chwili nie dałbym ci więcej niż pół roku. – Wbił paznokcie w jej policzki, tak mocno, że aż się zachłysnęła. – Koniec z tym. Nie dostaniesz nic. Kiedy wykonasz zlecone przeze mnie zadanie, będziesz mogła palić do woli. Ale nie wcześniej.

      Wstrząśnięta do głębi Rin wpatrywała się możnowładcy w oczy. Z wolna docierał do niej ból, nadciągał pod postacią nieznacznego pieczenia, a wreszcie wyrósł na jej twarzy pulsującym sińcem.

      – Ale tak bardzo mnie boli… – W gardle wezbrał jej szloch.

      – Och, Runin. Biedna, mała Runin. – Vaisra odgarnął jej włosy z oczu i nachylił się. – W dupie mam twój ból. Nie cierpisz na nic, czemu nie zaradzi szczypta dyscypliny. Dasz radę odtrącić Feniksa. Twój umysł sam potrafi postawić skuteczne zasieki. Nie zrobiłaś tego do tej pory wyłącznie z powodu opium. Z nim było ci łatwiej.

      – Ale muszę… Naprawdę potrzebuję…

      – Tak, potrzebujesz. Dyscypliny. – Vaisra zmusił dziewczynę, by zadarła głowę jeszcze wyżej. – Weź się w garść, skup się. Wzmocnij swój umysł. Wiem, że słyszysz w głowie wrzaski. Naucz się z nimi żyć. Altanowi się udało.

      Rin odpowiedziała, czując na zębach posmak własnej krwi:

      – Nie jestem Altanem.

      – Więc