Republika Smoka. Rebecca Kuang

Читать онлайн.
Название Republika Smoka
Автор произведения Rebecca Kuang
Жанр Боевая фантастика
Серия Wojna makowa
Издательство Боевая фантастика
Год выпуска 0
isbn 9788379646234



Скачать книгу

w jednej chwili wypełniła trzewia dziewczyny.

      – To znaczy… Wielu ich jeszcze krąży po kraju?

      – Pytasz o Mugeńczyków? – Nezha westchnął. – Nie tworzą pojedynczej armii. To rozproszone brygady. Cierpią z zimna, głodu i frustracji, a nie mają dokąd uciec. Z żołnierzy stali się złodziejami i bandytami.

      – Ilu? – nie zrezygnowała.

      – Wystarczająco wielu.

      – Myślałam, że przyniosę temu krajowi pokój.

      – Przyniosłaś zwycięstwo – sprostował. – A to stało się potem. Możnowładcy ledwie panują nad własnymi prowincjami. Niedostatek jedzenia. Szalejąca przestępczość… I nie mam tylko na myśli mugeńskich maruderów. Nikaryjczycy też skaczą sobie do gardeł. Tradycyjne skutki biedy.

      – Więc wymyśliliście, że to świetny moment, by rozpętać kolejną wojnę.

      – Kolejnej wojny nie da się uniknąć. Może jednak zdołamy zapobiec wybuchowi wojny naprawdę wielkiej i okrutnej. Republika zrodzi się w bólach, to pewnik. Ale jeżeli naprawimy fundament, jeśli stworzymy struktury, dzięki którym następna inwazja stanie się mniej prawdopodobna, a przyszłe pokolenia zaznają pokoju… to będzie nasz sukces.

      „Fundament”. „Bolesne narodziny republiki”. „Przyszłe pokolenia”. Same abstrakcje, pojęcia niemożliwe do przyswojenia przez przeciętnego wieśniaka. Kogo mogło obchodzić nazwisko zasiadającej na sinegardzkim tronie osoby, skoro całe połacie cesarstwa wciąż znajdowały się pod wodą?

      Niosący się nad wodą płacz dzieci był trudny do zniesienia.

      – Może moglibyśmy coś im dać? – zasugerowała. – Może pieniądze? Podobno macie przecież całe góry srebra?

      – I co mieliby z tymi pieniędzmi zrobić? – odpowiedział pytaniem Nezha. – Możesz rozdać całe wozy srebrnych sztabek, a i tak nic by nie kupili. Nikt w tym kraju niczego nie sprzedaje.

      – Więc chociaż jedzenie?

      – Już próbowaliśmy. Ale wtedy zaczynają się zabijać, rozszarpują się nawzajem na strzępy. I nie jest to przyjemny widok.

      Oparła głowę na ułożonych na relingu ramionach. Ludzkie stado niknęło w oddali; zignorowane, nieważne, zdradzone.

      – Powiedzieć ci dowcip? – podjął chłopak.

      Wzruszyła ramionami.

      – Pewien hesperyjski misjonarz zauważył kiedyś, że położenie przeciętnego nikaryjskiego chłopa przypomina sytuację człowieka stojącego po szyję w jeziorze. Wystarczy najmniejsza fala, a pójdzie pod wodę.

      Rin zapatrzyła się w toń Murui. Nie znalazła w tych słowach nic śmiesznego.

      Nocą postanowiła, że się utopi.

      Była to nie tyle przemyślana decyzja, co akt czystej rozpaczy. Ból wzmógł się do tego stopnia, że Rin waliła pięściami w drzwi kajuty i błagała o pomoc. Kiedy jeden z wartowników otworzył, wymknęła się i pobiegła na schody, z których wypadła na górny pokład.

      Żołnierze ruszyli za nią, wołając o wsparcie, lecz Rin jedynie przyspieszyła. Bose stopy dudniły o deski. Drzazgi posyłały jej pod skórę rwane ukłucia, lecz ten ból był dobry – odwracał uwagę od rozlegającego się w głowie wrzasku.

      Reling na dziobie sięgał dziewczynie do piersi. Chwyciła barierkę i spróbowała się podciągnąć, lecz okazało się, że ma zbyt słabe ramiona – zaskakująco słabe, nie pamiętała, by kiedykolwiek była tak cherlawa – i bezsilnie zawisła na burcie. Ponowiła próbę i zdołała wysunąć na zewnątrz tułów. Znowu wisiała, tym razem twarzą w dół, z oczyma utkwionymi w ciemnych falach obmywających kadłub „Pielgrzyma”.

      Ktoś chwycił ją w pasie. Wierzgnęła, zamachała rękoma, lecz uścisk dodatkowo się wzmógł. Ściągnęli ją z powrotem na pokład. Wykręciła szyję.

      – Suni?

      Ruszył przez pokład, niosąc Rin u boku jak małe dziecko.

      – Puść mnie! – wydyszała. – Puszczaj!

      Odstawił ją. Z miejsca spróbowała uciec, lecz chwycił dziewczynę za przeguby, wykręcił ręce na plecy i zmusił, by usiadła.

      – Oddychaj – polecił. – Siedź i oddychaj.

      Posłuchała. Ból nie ustawał. Wrzaski w głowie nie milkły. Zaczęła się trząść, lecz Suni wciąż nie uwalniał jej rąk.

      – Jeśli będziesz grzecznie oddychać, opowiem ci bajeczkę.

      – Kurwa! Nie chcę słuchać twoich bajeczek! – jęknęła słabo.

      – Nie musisz chcieć. Nie musisz nawet myśleć. Po prostu oddychaj. – Suni mówił spokojnym, kojącym tonem. – Znasz opowieść o Małpim Królu i księżycu?

      – Nie – zakwiliła.

      – Więc słuchaj uważnie. – Nieznacznie rozluźnił chwyt, tak by nie sprawiać Rin bólu. – Dawno, dawno temu Małpi Król zobaczył po raz pierwszy Księżycową Boginię.

      Rin zamknęła oczy i spróbowała skupić się na głosie Suniego. Nigdy przedtem nie słyszała, by wypowiedział tyle słów z rzędu. Zazwyczaj był człowiekiem cichym, wycofanym, jakby wolał przebywać we własnym umyśle. Zdążyła zapomnieć, jak łagodnie potrafi mówić.

      – Były to czasy – ciągnął – gdy Księżycowa Bogini dopiero co wstąpiła na niebiosa i nadal jeszcze szybowała tak nisko nad ziemią, że wyraźnie było widać jej twarz. A była przepiękna.

      Gdzieś na dnie umysłu dziewczyny obudziło się dawne wspomnienie. Jednak słyszała już kiedyś tę bajkę. W Prowincji Koguta rodzice opowiadali ją pociechom z okazji jesiennego Festiwalu Księżyca, kiedy maluchy zajadały się księżycowymi ciastkami, rozwiązywały zagadki spisane na arkuszach papieru ryżowego i wypuszczały pod niebo fruwające lampiony.

      – Ujrzał ją i zakochał się… – wyszeptała.

      – Tak jest. W sercu Małpiego Króla rozgorzała najstraszliwsza namiętność. Był pewien, że jeśli swej wybranki nie posiądzie, niechybnie czeka go śmierć. Tak więc posłał swych najlepszych żołnierzy, by wyłowili wybrankę z głębin oceanu. Nie wykonali jednak zadania, ponieważ księżyc mieszka na niebie, a nie w morskich odmętach. Wszyscy utonęli.

      – Dlaczego? – zapytała Rin.

      – Pytasz, dlaczego utonęli? Dlaczego księżyc ich zabił? Dlatego że nie spróbowali wspiąć się do nieba, a nurkowali w wodzie, w pogoni za jej odbiciem. Próbowali, kretyni, dosięgnąć iluzji, nie czegoś prawdziwego, rzeczywistego. – W tonie Suniego pojawiła się twardsza nuta. Wciąż mówił szeptem, lecz wrażenie było takie, jakby zaczął na Rin krzyczeć. – Czasami człowiek całe życie traci, uganiając się za ułudą, która tylko udaje prawdę, a potem nagle sobie uświadamia, że jest pieprzonym durniem i jeśli posunie się w swej pogoni choć krok dalej, utonie – zakończył i uwolnił jej ręce.

      – Suni… – Rin spojrzała mu w oczy.

      – Altanowi bardzo się ta bajka podobała – podjął. – To właśnie on mi ją opowiedział. Powtarzał ją za każdym razem, kiedy musiał mnie uspokajać. Twierdził, że najlepiej będzie, jeśli nie będę myśleć o Małpim Królu jak o bóstwie, a jak o zwyczajnym człowieku, kimś głupim i naiwnym.

      – Małpi Król okazał się głupim ciulem – stwierdziła.

      – A Księżycowa Bogini zimną suką – zauważył Suni.