Awers. Hanna Greń

Читать онлайн.
Название Awers
Автор произведения Hanna Greń
Жанр Классические детективы
Серия
Издательство Классические детективы
Год выпуска 0
isbn 9788366570122



Скачать книгу

nas jest nawet dwóch księży – wyjaśniła kobieta cierpliwie.

      – Babcia jest, no wie pani…, bardzo przywiązana do Kościoła. – Mężczyzna miał najwyżej trzydzieści lat. Szczupły blondyn w okularach, ubrany w dżinsy, adidasy i koszulkę polo, spoglądał to na babcię, to na siedzącą naprzeciw za pokaźnym biurkiem dyrektorkę. Farbowana blondynka z lekkimi, szarymi odrostami na czubku głowy cały czas się uśmiechała. Choć można było wyczuć, że jest to uśmiech sztuczny, przywołany na twarz na czas rozmowy. Ale młody człowiek nie dostrzegał tego albo nie chciał dostrzec. Wiercił się nerwowo na krześle, co i raz patrząc kątem oka na babcię, która z pochyloną głową wpatrywała się w trzymany w palcach różaniec.

      – U nas, drodzy państwo, Kościół odgrywa bardzo ważną rolę. Dlatego nasz pensjonat dedykowany jest właśnie gościom, dla których religia stanowi sens życia. Tutaj, pod profesjonalną opieką duchownych, ale i przeszkolonego personelu, mogą się przygotowywać w atmosferze ciszy i spokoju do spotkania z Panem. A przy tym zapewniamy jak najlepszą opiekę medyczną i psychologiczną. Chodzi o to, by nasi podopieczni czuli się tu jak najbardziej komfortowo. Rozumie pan…

      – Tak, oczywiście. Chodzi nam o zapewnienie babci jak najlepszego komfortu…

      – Może być pan całkowicie spokojny. Pokoje jednoosobowe, tak jak pan widział, pomoc opiekunek przez dwadzieścia cztery godziny na dobę, doskonałe jedzenie dopasowane do indywidualnych potrzeb i opracowane w najdrobniejszych szczegółach przez naszych dietetyków. No i to, co najważniejsze dla wszystkich osób tu przebywających: opieka osoby duchownej. Proszę sobie wyobrazić, że nasz ksiądz Roman pełni tutaj również nocne dyżury. Chodzi o to, że jest gotowy w każdej chwili porozmawiać z osobą potrzebującą kontaktu z duchownym.

      – A do kościoła to gdzie się chodzi? – zapytała babcia, która nagle wróciła ze świata wewnętrznej duchowości do rzeczywistości doczesnej.

      – U nas nie chodzi się do kościoła. Nasz cały dom jest jak kościół. To tak, jakby się pani naraz wprowadziła do świątyni.

      – Ale mnie się rozchodzi o mszę świętą.

      – Msze odprawiane są dwa razy dziennie tu, w naszej kaplicy, rano o dziewiątej i wieczorem o dziewiętnastej. Ale powiem pani, że zdarzają się też msze specjalne w trakcie dnia, na życzenie którejś z osób tutaj mieszkających. Ksiądz Roman robi wszystko, co tylko możliwe, dla naszych kochanych podopiecznych.

      Mężczyzna rozejrzał się wokół. Rzeczywiście można było odnieść wrażenie, że nie jest to biuro dyrektora domu opieki, lecz pokój na parafii. Na ścianie za dyrektorką wisiało zdjęcie w złotej ramce przedstawiające ojca świętego Franciszka i drugie podobne, nieco mniejsze – papieża seniora Benedykta. Po lewej obok drzwi stała przeszklona witrynka wypełniona po brzegi kolorowymi książkami i księgami o tematyce religijnej, a za plecami stał klęcznik ustawiony pod obrazem, na którym Jezus Chrystus trzymał w dłoniach swoje zakrwawione serce.

      Gdy tylko weszli do tego pokoju, babcia natychmiast skorzystała z okazji i opadła na ten klęcznik, żeby odbębnić kilka zdrowasiek. Dopiero po spełnieniu rytuału pozwoliła się usadzić naprzeciw biurka dyrektorki.

      – To znaczy, że jeszcze zdążymy na mszę dzisiaj – ucieszyła się babcia.

      – Teraz to będzie babcia miała tu jak w hotelu all inclusive – stwierdził mężczyzna.

      – Lepiej, drogi panie Kuśmider, znacznie lepiej. – Kobieta pokiwała głową. – U nas będzie pani miała się jak w raju.

      Wzięła do ręki niewielki srebrny dzwoneczek i delikatnie nim potrząsnęła. Babcia przeżegnała się. Wtem drzwi się otworzyły i do środka wpłynęły dźwięki popularnej pieśni Barka. Wraz z muzyką płynnym, powiedzieć by można nawet tanecznym krokiem wszedł młody, uśmiechnięty ksiądz o pogodnej twarzy, która na pierwszy rzut oka wzbudzała sympatię i zaufanie. Za nim wkroczyła młoda kobieta w szarej sukni przypominającej ubiór zakonny. Nie miała jednak na głowie czepka, a kasztanowe włosy były spięte w skromną kitkę. Oboje podeszli do babci, a ksiądz natychmiast ujął ją za dwie dłonie.

      – Jak masz na imię, córko? – zapytał.

      – Gabriela – odpowiedziała.

      – Chodź, Gabrielo, na spotkanie z Panem. Jesteś tu u siebie.

      – Czekaliśmy na ciebie, Gabrielo, niecierpliwie – dodała półzakonnica. – Pokażemy ci twoje mieszkanie.

      – A kościół?

      – Jesteś już w kościele. Od dziś nasz kościół jest twoim domem – stwierdził ksiądz, pomagając jej wstać.

      Staruszka ufnie podążyła za nimi, nie oglądając się nawet na swojego opiekuna. Ten chciał iść za nią, ale dyrektorka go powstrzymała.

      – Niech pan zostanie, panie Kuśmider. Pańska babcia ma najlepszą opiekę. Pokażą jej wszystko, co niezbędne, a my dopełnimy jeszcze formalności. Potem pójdziemy do pokoju, żeby mógł pan się z babcią pożegnać. Oczywiście może pan ją odwiedzać, kiedy tylko przyjdzie panu na to ochota.

      – Wie pani, z tym odwiedzaniem to na pewno w weekendy. Bo ja dużo pracuję. Moja żona również.

      – Tak, to zrozumiałe. Ale proszę się niczym nie niepokoić. Babcia Gabriela nie będzie tu samotna ani przez chwilę. To jest bowiem szczególne miejsce. Tu trafiają tylko ludzie głęboko wierzący, którzy chcą spędzić jesień swojego życia blisko naszego Pana. On nas wszystkich strzeże – powiedziawszy to, pochyliła głowę z szacunkiem i przeżegnała się. – A co do formalności, to czy wypełnił pan całą ankietę, którą otrzymał pan ode mnie?

      Sięgnął po skórzaną teczkę stojącą na podłodze, tuż przy nodze krzesła. Rozłożył ją na kolanach, otworzył i wyjął kilka kartek włożonych do plastikowej, przezroczystej koszulki. Położył papiery na biurku.

      – No właśnie, wszystkie dane, które są tam wyszczególnione, wpisałem tak, jak trzeba, tylko że, powiem szczerze, nie bardzo rozumiem, dlaczego tak trzeba…

      – To tylko formalności, drogi panie.

      – No tak, ale po co wam informacja o nieruchomościach, które posiada babcia?

      – Nas, drogi panie, nieruchomości nie interesują. My doczesnymi kwestiami mało się zajmujemy. Ale takie są wymogi. W końcu każdy nasz podopieczny płaci podatki, otrzymuje emeryturę i załatwia różne inne kwestie papierkowe. Nasza księgowa musi mieć te wszystkie dane, bo są niezbędne. W końcu to starsza osoba przechodzi całkowicie pod naszą opiekę. Będziemy więc potrzebowali jeszcze dowodu osobistego babci. Musimy ją zarejestrować w naszych przychodniach, żeby przeprowadzić kompleksowe badania…

      – A tak, oczywiście. – Wyjął z kieszeni portfel i wydobył z niego dowód. Podał kobiecie, a ta od razu włożyła go do koszulki z dokumentami.

      – Rozumiem, że emerytura babci będzie teraz przychodziła na nasze konto – zapytała, próbując się upewnić.

      – No tak, chociaż powiem pani, że to bardzo dużo pieniędzy.

      – No cóż, nie jesteśmy tani, to prawda, i nikt o niskim statusie materialnym nie ma szans, żeby się do nas dostać. Ale, drogi panie, coś za coś. Najwyższy standard opieki fizycznej i duchowej musi kosztować.

      Mężczyzna pokiwał głową. To, co powiedziała dyrektorka, było jak najbardziej oczywiste. Rozumiał to i dlatego wspólnie z żoną podjęli decyzję. Znaleźli dla babci najlepszy z możliwych domów opieki, taki, w którym będzie czuła się doskonale. A koszty, no cóż, za luksus trzeba przecież płacić. Oni mieli pieniądze. Tę pięciotysięczną emeryturę mogli odżałować. W końcu to nie było zbyt wiele za to, by zapewnić babci tak upragnioną przez nią drogę do nieba