Awers. Hanna Greń

Читать онлайн.
Название Awers
Автор произведения Hanna Greń
Жанр Классические детективы
Серия
Издательство Классические детективы
Год выпуска 0
isbn 9788366570122



Скачать книгу

Załatwię cię, ty porąbana suko! – Zbliżał się do niej powoli, przekonany, że panuje nad sytuacją.

      Ciągle nie zwracał uwagi na to, że się wykrwawia. Odurzony mózg jeszcze nie działał jak należy, adrenalina dodawała mu kopa. Potrzebował silnego wstrząsu, dlatego zabójczyni pociągnęła koc, odsłaniając zwłoki. Manewr zadziałał, bo Piasecki stanął, w bezruchu gapiąc się na trupa.

      – Damian? – wymamrotał.

      Korzystając z jego szoku, Kasia sięgnęła pod łóżko, gdzie zostawiła tłuczek do mięsa. Z całej siły walnęła Piaseckiego w kolano. Zatoczył się i upadł, puszczając tasak. Był pijany, zaskoczony, a gwałtowna utrata krwi wreszcie zaczynała robić swoje.

      – Nie masz pojęcia, kim jestem! – Kasia rzuciła się na niego jak kobra. – Ania Zagórska! Mówi ci coś to nazwisko? – Nie mogła dostać odpowiedzi, bo zadając pytanie, wybiła mu przednie zęby tasakiem. – Dziewczyna twojego brata! – Kolejne uderzenie trafiło w czoło. – Dzień Wagarowicza! Ona i Damian nadzy w waszym pokoju! Twoje wejście w dorosłość! Jebana inicjacja! – Następne ciosy zadawała z jeszcze większą furią. – Zniszczyliście ją, a teraz ja zrobię to samo z wami, podłe skurwysyny!

      Każdy cios czynił ją potężniejszą. To było jak balsam na ranę, która pojawiła się na psychice w dniu samobójstwa siostry. Wyrzucała z siebie cały ból, całą frustrację, całą niemoc.

      Wspominała walkę z własnym sumieniem. Kierowca, któremu Ania rzuciła się pod koła, został oskarżony o spowodowanie jej śmierci. Jechał za szybko. Tłumaczył się, że nastolatka praktycznie skoczyła mu na maskę. Nie było świadków, nikt w to nie uwierzył, rodzice naciskali, prokurator też. Nikt nie przypuszczał, że Ania mogła mieć jakikolwiek powód, by popełnić samobójstwo. Nikt oprócz Kasi, ale ona milczała. Milczała wtedy, milczała później, gdy podrosła na tyle, by zrozumieć konsekwencje utrzymania siostrzanego sekretu. Kierowca dostał trzy lata, powiesił się po roku. Nie przetrwał więzienia…

      – Niech was szlag! – powiedziała, dysząc ze zmęczenia. Makijaż na twarzy mieszał się z gorącą krwią Dawida, jego głowa przypominała pomidora zrzuconego z balkonu na chodnik. Odłożyła tłuczek i poszła do łazienki. Bolało coraz mniej, ale noc się jeszcze nie skończyła.

      Daniel Piasecki był najstarszym z braci. Dobiegał czterdziestki. Według opowieści siostry to on był inicjatorem koszmaru. Tamtego dnia Ania z Damianem zaliczyli swój pierwszy raz. Po wszystkim leżeli nadzy na łóżku, delektując się wspomnieniem chwili.

      Damian powiedział, że rodzice są w pracy, starszy brat gdzieś się szlaja, a młodszy poszedł do szkoły. Nie miał pojęcia, że Daniel odebrał trzynastoletniego Dawida, w swoim spaczonym umyśle postanowił wziąć go do domu i z okazji Dnia Wagarowicza pokazać, co to znaczy męskość. Miał na myśli puszkę piwa i film pornograficzny, który chciał puścić zapatrzonemu w niego dzieciakowi. Kiedy wrócili do domu, czekała ich niespodzianka.

      Najstarszy z braci bez skrupułów wszedł do pokoju. Widok nagiej Ani mocno go podniecił. Spytał brata, czy może skorzystać. Damian nie umiał mu się przeciwstawić. Nie spojrzał Ani w oczy, gdy ta błagała o pomoc, kiedy Daniel zrzucił pościel i zaczął rozpinać spodnie. Ania chciała uciec, lecz najstarszy z Piaseckich kazał średniemu ją przytrzymać. Damian zrobił to bez wahania, mimo że kilka minut wcześniej wyznawał Ani miłość.

      – Chodź tu, młody! – Daniel zawołał Dawida. – Tak wyglądają suki! – Chłopiec obserwował ją z zaciekawieniem. – Nasza męskość daje nam nad nimi przewagę. Musisz być świadomy, że możemy z nimi robić, co chcemy, bo one żyją tylko po to, żeby spełniać nasze zachcianki. – Położył się na Ani, powąchał ją. – Świeżynka, mam rację? – spytał Damiana, który automatycznie potwierdził. – Świetnie, uświadomimy ci, jak to działa. To twój wielki dzień, młody!

      W ten sposób rozpoczął się koszmar.

      Ania nie pamiętała, ile to trwało, czas zmienił się w nieruchomą przestrzeń wypełnioną cierpieniem. Najstarszy zrobił to raz, w międzyczasie zachęcał najmłodszego, żeby ją dotykał. Potem pozwolił mu spróbować, ale trzynastolatek nie dał rady. Z frustracji zaczął ją bić i poniżać. Kiedy Ania myślała, że koszmar dobiegł końca, Daniel zmusił jej chłopaka, żeby też to zrobił. „Otwierasz i zamykasz”, tak się wyraził. Po wszystkim pozwolił wziąć jej prysznic i puścił ją wolno. Ostrzegł, że jeśli komuś powie, to ją znajdzie i zabije. Potem wyrzucił ją za drzwi jak zgniły owoc, który zaczyna cuchnąć.

      Wspomnienia najgorszego fragmentu opowieści siostry sprawiły, że Kasia zaczęła się bać. Daniel Piasecki nie był przeciętnym tatuśkiem ani zapijaczonym ruchaczem z dyskoteki. Ten gość przypominał posąg zła, siły i pewności siebie. Prawie dwa metry wzrostu, włosy ogolone na zapałkę, potężne mięśnie budowane sterydami, mina zakapiora i dzikość w oczach. Na co dzień wynajmował jednoosobową klitkę w wieżowcu na Skośnej, okolicy tak przyjemnej jak borowanie zębów. Uczył krav magi, a po pracy często dobijał mięśnie na osiedlowej siłowni, potem przesiadywał z kilkoma karkami w szemranej spelunie przy alei Pokoju. Takiej, do której nikt o zdrowych zmysłach nie chciałby wejść. Inicjator braterskiego gwałtu nie sypiał z przypadkowymi panienkami, nie był też w stałym związku. Pewnie dobrowolność go nie kręciła. Kasia w ogóle nie widziała go w towarzystwie żadnych kobiet. Był tylko jeden sposób, żeby zwabić go do auta.

      Zaparkowała w autobusowej zatoczce jakieś pięć kilometrów od alei Pokoju. Wyłączyła zagłuszacz, otworzyła Messengera w telefonie najmłodszego z Piaseckich, odnalazła konto najstarszego i zadzwoniła. Wiedziała, że bracia, choć dokonali wspólnego gwałtu, raczej nie trzymają ze sobą. Wszystko wskazywało na to, że wraz z nastaniem dorosłości ich drogi się rozeszły. Mimo to musiała zaryzykować.

      – Co jest, do chuja, nie umiesz dzwonić jak człowiek, tylko przez te wynalazki? – przerażająco ostry głos powitał ją po drugiej stronie. W tle słychać było męskie śmiechy. Bar.

      – Nie ekscytuj się, koleś. Dawid Piasecki to twój brat? – udało jej się zabrzmieć jak wściekła i poirytowana niunia.

      – Co ten ułom znowu odjebał? – spytał po chwili milczenia.

      – Przyszedł do mnie nawalony jak petarda, rozwalił telewizor, bo myślał, że to ściana, o którą da się oprzeć, zbełtał się na kanapę i wyszczał na środku pokoju, a teraz śpi sobie, kurwa jedna, a ja nie mam siły wytaszczyć go na ulicę! Znalazłam twój profil w jego Messie. Masz takie samo nazwisko, więc dzwonię. Są dwie opcje: albo zabierzesz to ścierwo, albo mendy zrobią to za ciebie! – Liczyła, że policja podziała na niego jak płachta na byka.

      – Kretyn – warknął do słuchawki. – Nie wzywaj psów i powiedz mi, gdzie jesteś. Postaram się przyjść, ale z buta może mi to trochę zająć.

      – To ty powiedz, gdzie jesteś! – krzyknęła. Musiała brzmieć zdecydowanie, jak laska, której facet zrobił imbę na chacie. – Mam auto, już wyjechałam, więc jest też szansa, że udusi się własnymi rzygami, zanim wrócę.

      – Sam go zabiję, jak się nie udusi. – To stwierdziwszy, Damian podał adres.

      – Jestem za dziesięć minut! – Skończyła połączenie i rozwaliła komórkę. Po drodze zatrzymała się dwa razy. Żeby wyrzucić aparat oraz kartę SIM do różnych studzienek kanalizacyjnych.

      Daniela zgarnęła z przystanku autobusowego, w duchu modląc się, żeby nie było tam kamer miejskich. Całą drogę nawijała jak pogrzana, wkręcając sobie, że jest opryskliwą panną, która od czasu do czasu romansowała z jego najmłodszym bratem. Musiała mówić, musiała go zagadywać, by z nudów nie sięgnął po telefon. Zagłuszacz sygnału działał.

      Wyglądała zupełnie