Название | Nigdy dość. Mózg a uzależnienia |
---|---|
Автор произведения | Judith Grisel |
Жанр | Медицина |
Серия | Poradniki |
Издательство | Медицина |
Год выпуска | 0 |
isbn | 9788381887403 |
Geniusz OUN po części polega na jego zdolności do przekładania sygnałów płynących z otoczenia na własny język energii elektrycznej i chemicznej. Wszystkie uzależniające substancje psychoaktywne są wyczuwane przez układ nerwowy; mówiąc inaczej, wszystkie w sposób nieunikniony zmieniają tę elektryczną i chemiczną aktywność mózgu, tak jak kamyk ciśnięty do stawu wytwarza widoczne kręgi na wodzie. Kiedy jako nastolatka dopiero zaczynałam eksperymentować z substancjami psychoaktywnymi, w telewizji ukazywało się często ogłoszenie społeczne z powtarzającym się hasłem: „Tak zachowuje się twój mózg pod działaniem narkotyków”, zilustrowane filmikiem z jajkiem na patelni, które skwierczało i ścinało się – z czego niby miało wynikać, że narkotyki są jak płyn balsamujący dla mózgu. Może i przykuwało to uwagę, ale argument był całkowicie jałowy, co dostrzegłby natychmiast nawet uczeń podstawówki ze swoim poziomem krytycznego myślenia. Absolutnie wszystko, czego doświadczamy – a więc oczywiście substancje psychoaktywne, ale też propaganda, spacery po lesie, lunch z przyjaciółmi, zakochiwanie się, stawianie tezy, przeprowadzanie transakcji, zdobywanie (bądź niezdobywanie) stopnia naukowego – rejestruje się pod postacią strukturalnych i funkcjonalnych zmian na „patelni” naszego mózgu, bo na tym właśnie polega istota doświadczeń. Tak więc hasło do filmiku z jajkiem mogłoby równie dobrze brzmieć: „Tak właśnie zachowuje się twój mózg, gdy szusujesz na nartach… gdy pogrążasz się w marzeniach… gdy się gniewasz… gdy się boisz”. Mózg nie jest statyczny, jak nie jest statyczna rzeka, bo w strumieniu doświadczeń tak samo jak w rzece tworzą się nurty i zawirowania. Pod tym względem – i nie tylko tym – jesteśmy kształtowani przez nasze otoczenie.
Tak więc, żebyśmy mogli czegoś doświadczać, nasz układ nerwowy musi być przez doświadczenie zmieniany. Konieczność ciągłej zmiany rodzi paradoks polegający na tym, że zmiany mogą być dostrzegane jedynie na tle stabilności neuronalnej. W codziennym życiu mamy do czynienia z otoczeniem, które podlega nieustającym zmianom, dlatego gdyby nasza aktywność neuronalna zwyczajnie odzwierciedlała te dane wejściowe, nie wywołałyby one żadnego widocznego efektu, podobnie jak kamyk albo nawet głaz ciśnięty do oceanu w samym środku sztormu. Mówiąc neurożargonem, stosunek sygnału do szumu byłby zbyt niski. Aby bodziec mógł zostać wykryty, a co dopiero zinterpretowany jako znaczący, sygnał neuronalny musi być silniejszy od szumu tła – albo szum musi zostać stłumiony.
Podstawową rolą mózgu jest wykrywanie tego kontrastu. Kolejne doświadczenia odróżniane od monotonii inicjują neurochemiczne zmiany w specyficznych obwodach mózgowych, informując nas o wszystkim, co chcemy wiedzieć: na przykład o możliwości zjedzenia czegoś, napicia się albo uprawiania seksu, o niebezpieczeństwie albo bólu, o pięknie albo przyjemności. Proces aktywnego utrzymywania wewnętrznej równowagi, dzięki której mózg może wykonywać to swoje zadanie wykrywania kontrastu, nazywa się homeostazą i przebiega w oparciu o punkt nastawczy, interpretator i mechanizm dostosowawczy. Łatwo zrozumieć tę zasadę na podstawie procesu, w ramach którego organizm ludzki utrzymuje stałą temperaturę ciała, czyli mniej więcej 36,6 stopni Celsjusza. Jeśli twoja temperatura rośnie lub spada, ciało to czuje i uruchamiają się różne mechanizmy, na przykład pocisz się albo masz dreszcze, co przywraca cię do punktu odniesienia. W normalnych warunkach również uczucia są trzymane w ciasnych pętach. To, czego doświadczamy zazwyczaj, to nasz osobisty, neutralny ład; gdyby go nie było, nie moglibyśmy wykryć „dobrych” ani „złych” zdarzeń.
Do homeostazy powrócimy później. Na razie porozmawiamy o tym, dlaczego substancje psychoaktywne są takie niezwykłe – czyli o ich zdolności do brania wykrywacza kontrastu (czyli mózgu) w niewolę i zmuszania go, by wywołał uczucie przyjemności.
W latach pięćdziesiątych ubiegłego wieku dwaj kanadyjscy badacze, James Olds i Peter Milner, przeprowadzili typowy dla tamtej epoki eksperyment6. W warunkach znieczulenia ogólnego wszczepili elektrodę (cienki drut przewodzący prąd elektryczny) do mózgu szczura, w miejscu, gdzie znajduje się pewien specyficzny obwód neuronalny. Kiedy szczur doszedł do siebie, przesyłali przez elektrodę łagodne impulsy elektryczne naśladujące naturalną aktywność, by w ten sposób zbadać ich wpływ na zachowanie szczura i zidentyfikować funkcję tego obwodu.
Z początku Olds i Milner uznali, że odkryli komórki odpowiedzialne za ciekawość, ponieważ szczur biorący udział w ich eksperymencie stale powracał do tego obszaru klatki, w którym był poddawany działaniu impulsów elektrycznych. W miarę trwania eksperymentu badacze wyciągnęli jednak inny wniosek, że mianowicie znaleźli miejsce odpowiedzialne za uczucie przyjemności, które nazwali układem nagrody. W ramach dalszych eksperymentów kolejne szczury uzyskały możliwość naciskania dźwigni, by stymulować ten obszar własnego mózgu, i robiły to z wielkim zapamiętaniem, zasadniczo nie zajmując się niczym innym. Na przykład głodne szczury ignorowały jedzenie, bo wolały załączyć prąd, a ponadto samce zajęte załączaniem prądu nie zwracały uwagi na samice wykazujące gotowość płciową (co zazwyczaj jest bodźcem silniejszym niż pożywienie). W niektórych przypadkach jednostronna pogoń za stymulowaniem tego obszaru mózgu skutkowała tym, że wycieńczony głodem i brakiem snu szczur doprowadzał się do stanu bliskiego śmierci.
Natychmiast nasunęły się podobieństwa do uzależnienia od substancji psychoaktywnych. Przez kolejne dziesiątki lat zidentyfikowany przez Oldsa i Milnera układ stanowił przedmiot tysięcy kolejnych badań, które przyczyniły się do wyjaśnienia jego anatomicznych, chemicznych i genetycznych komponentów, a także jego związków z zachowaniem. Przede wszystkim wiemy teraz, że stosowana przez Oldsa i Milnera stymulacja prądem elektrycznym doprowadzała do uwalniania się neuroprzekaźnika – dopaminy – w jądrze półleżącym, obszarze mózgu umiejscowionym w odległości mniej więcej siedmiu centymetrów od dna oczodołów. Stanowi on część układu limbicznego, czyli grupy struktur związanych zasadniczo z emocjami. Dopaminę wyzwalają w tym miejscu neurony, które pochodzą ze śródmózgowia i podążają mezolimbicznym szlakiem dopaminergicznym (nazywa się tak, ponieważ wychodzi ze śródmózgowia – mezo-/środkowy – do układu limbicznego).
Wszystkie substancje psychoaktywne mają wpływ na liczne obwody mózgowe i tym należy tłumaczyć wielorakość efektów ich stosowania. Niemniej wszelkie substancje uzależniające uzależniają właśnie dlatego, że każda ma tę samą zdolność do stymulowania mezolimbicznego układu dopaminergicznego. Mnóstwo badań wykazało, że uwalnianie się dopaminy w jądrze półleżącym pod wpływem substancji uzależniających (w tym czekolady i ostrych sosów!) jest powiązane z uczuciem przyjemności. Niektóre substancje, jak na przykład kokaina i amfetamina, działają jednakowo u wszystkich; inne, na przykład marihuana i alkohol, mają różny wpływ na wydzielanie dopaminy u różnych ludzi; są też takie, które uznano za uzależniające, choć prawdopodobnie wcale tego wpływu nie wywierają. Spora część badań wskazuje na przykład, że psychodeliczne LSD nie stymuluje szlaku mezolimbicznego. Na podstawie tych i pokrewnych dowodów większość badaczy uzależnień może dowodzić, że LSD nie jest substancją uzależniającą.
Swego czasu kilku pacjentom ze stwierdzoną depresją wszczepiono elektrody, dzięki czemu mogli dokonywać autostymulacji obwodu mezolimbicznego i poczuć się lepiej. Niestety nie wyleczyli się z depresji, wbrew nadziejom swoich lekarzy, a jedynie ulegali silnej dekoncentracji podczas naciskania „dźwigni”. Próby kliniczne zakończono, ponieważ zostały uznane za nieskuteczne, a może nawet nieetyczne. Układ mezolimbiczny ewoluował, by wspierać takie zachowania jak jedzenie i seks; uczucie przyjemności, które wytwarza, jest nie tyle stanem nastroju, ile doznaniem „dreszczu emocji” czy też przyjemności, którą można kojarzyć z seksualną grą
6
James Olds, Peter Milner,