Miłosny kontrakt. Кейт Хьюит

Читать онлайн.
Название Miłosny kontrakt
Автор произведения Кейт Хьюит
Жанр Остросюжетные любовные романы
Серия Światowe życie
Издательство Остросюжетные любовные романы
Год выпуска 0
isbn 978-83-276-5471-7



Скачать книгу

– W każdym razie teraz nie zamierzam mieć dzieci.

      – Teraz czy w ogóle?

      Bezradnie wzruszyła ramionami.

      – Teraz z pewnością nie. Może w ogóle. W każdym razie nieprędko.

      – Więc nie chcesz mieć dzieci?

      Poczuła, że się rumieni.

      – Może kiedyś – wymamrotała. – Nie wybiegam myślami tak daleko naprzód. Ale naprawdę nie rozumiem, dlaczego pan o to dopytuje.

      – Może zrozumiesz.

      – Przepraszam? – Gdy nie odpowiedział, wypuściła wstrzymywany oddech. – Czy to już wszystko, Kyrie Alex? – zapytała w końcu. – Jeśli tak, to już pójdę…

      – To nie wszystko. Mam dla ciebie propozycję, panno James.

      – Propozycję? – zdumiała się. Wcale jej się to nie podobało. W tym słowie było coś złowieszczego. – Nie jestem pewna, czy…

      – Nie ma w tym nic niewłaściwego. To właściwie oferta, w dodatku bardzo opłacalna. Przyjęłaś tę pracę ze względu na pensję, prawda?

      – Tak. – Także po to, by wydostać się z Paryża i uciec przed drwiącym wzrokiem Philippe’a i jego znajomych, ale tego nie zamierzała mu wyjaśniać.

      – Pieniądze są dla ciebie ważne?

      – Ważna jest dla mnie finansowa stabilność. – A także oszczędzanie dla Anny, ale o tym też nie zamierzała wspominać.

      – Moja propozycja z pewnością zapewni ci finansową stabilność. Przyznaję jednak, że na pierwszy rzut oka może się wydawać dość niekonwencjonalna. – Zaśmiał się bez humoru i Milly wyczuła w jego tonie desperację. – Zresztą może nie, bo wydajesz się bardzo rozsądną i zrównoważoną osobą. Mam nadzieję, że dostrzeżesz jej praktyczne zalety.

      – Dziękuję za komplement. – Popatrzyła na niego niespokojnie. – Ale naprawdę nie mam pojęcia, o czym pan mówi. Co to za propozycja?

      W gruncie rzeczy nie była pewna, czy chce ją usłyszeć. Bo czego mógł chcieć od niej ten człowiek w zamian za pieniądze? Nie była naiwna ani zupełnie niewinna, ale trudno jej było uwierzyć, by właśnie to miał na myśli. Wiedziała, że nie jest ładna. Miała szarobrązowe włosy, tego samego koloru oczy i szczupłą, mało kształtną sylwetkę. Nie należała do kobiet, które wzbudzają w mężczyznach niepohamowane pożądanie, i trudno było uwierzyć, że ktoś taki jak Alexandro Santos, przystojny miliarder, mógłby się nią zainteresować jako kobietą. Ale w takim razie o co mu chodziło? Może chciał zabrać ją do Aten, żeby sprzątała w jego penthousie?

      – Kyrie Santos?

      – Alex.

      – Alex – powtórzyła, przełamując się. – Powiesz mi w końcu, co to za propozycja?

      Nie odwracając się od okna, odpowiedział zupełnie bezbarwnym tonem:

      – Chcę, żebyś za mnie wyszła.

      Wciąż patrzył w okno, ale wyczuł jej szok, jakby przez pokój przepłynął elektryczny ładunek. Odwrócił głowę i spojrzał na nią, wytężając wzrok. Patrzyła na niego szeroko otwartymi brązowymi oczami, usta miała rozchylone ze zdumienia.

      W żadnym razie nie była piękna, ale dostrzegał coś pociągającego w jej szczupłej sylwetce, godnie wyprostowanych ramionach, ułożeniu głowy. O dziwo, poczuł zainteresowanie i coś, czego nie czuł już od lat – pożądanie.

      – Chyba... chyba nie mówisz poważnie – wykrztusiła w końcu.

      – Zapewniam cię, że mówię poważnie.

      – Dlaczego chcesz się ze mną ożenić?

      To było dobre pytanie i Alex zamierzał odpowiedzieć szczerze.

      – Bo nie mam czasu, żeby znaleźć bardziej odpowiednią i chętną kobietę.

      – No cóż, dziękuję – wybuchnęła z goryczą.

      – A poza tym potrzebuję spadkobiercy. Najszybciej, jak to możliwe.

      Milly cofnęła się gwałtownie, na oślep szukając ręką klamki.

      – Nie bój się – powiedział Alex. – Ja tylko jestem szczery. Nie ma sensu udawać, że to małżeństwo byłoby czymś więcej niż tylko kontraktem. Oczywiście po obu stronach musi istnieć szacunek i zwykła grzeczność.

      – A ten spadkobierca…

      – Rzecz jasna, to nie może być małżeństwo tylko na papierze. – Wciąż mówił spokojnie, choć przez jego umysł przelatywały wizje złocistej skóry w blasku świec i jasnobrązowych włosów rozpuszczonych na piegowate ramiona. Te wizje były absurdalne, bo ich małżeństwo nie miałoby być takie, a poza tym nie wiedział nawet, czy ona ma piegi na ramionach.

      – Rzecz jasna – powtórzyła słabym głosem.

      – Możemy ustalić szczegóły, oczywiście o ile uda nam się dojść do porozumienia.

      – Do porozumienia. – Najwyraźniej udało mu się ją ogłuszyć, choć nawet jeszcze nie pokazał twarzy. Na tę myśl omal nie roześmiał się na głos, choć już od wielu miesięcy – dokładnie od dwudziestu dwóch – nic go nie było w stanie rozbawić.

      – Panie Santos – powiedziała stanowczo – nie uda nam się dojść do porozumienia.

      – Jeszcze nie poznałaś moich warunków.

      – Nie muszę ich poznawać. Nie mam zwyczaju sprzedawać się nikomu.

      – Weźmiemy ślub – zauważył rozsądnie. – Małżeństwo to nie jest handel żywym towarem.

      – Dla mnie to to samo. – Potrząsnęła głową i wzdrygnęła się. – Przykro mi, ale nie. Za nic.

      Jej gwałtowna reakcja zaintrygowała go, ale również zirytowała. Było mu to bardzo nie na rękę.

      – Zachowujesz się tak, jakbyś już kiedyś otrzymała podobną propozycję – zauważył. – Jakby z czymś ci się to kojarzyło.

      – Absolutnie z niczym mi się to nie kojarzy.

      – Na pewno?

      – Większość mężczyzn nie ma zwyczaju składać takich propozycji – powiedziała lodowato i z wyraźną urazą.

      – Doprawdy? Panno James, większość małżeństw to takie czy inne kontrakty. Bez względu na emocjonalne tęsknoty zawsze konieczne są jakieś negocjacje.

      – Ale w tym małżeństwie nie byłoby żadnych emocji – odparowała. – Przecież nawet się nie znamy. Zobaczyłam cię przed chwilą po raz pierwszy w życiu. Poza tym dlaczego sądzisz, że chciałabym wyjść za mąż?

      – Nie myślę tak. Powiedziałem przecież, że to byłby tylko kontrakt. I wydaje mi się, że dla ciebie atrakcyjna byłaby w nim możliwość osiągnięcia finansowej stabilności. – Zaśmiał się krótko. – Nic więcej.

      Nie odpowiedziała. W końcu odwrócił się nieco, bo chciał zobaczyć jej twarz. Oczy miała szeroko otwarte, usta zaciśnięte. Wydawała się rozdarta. Nerwowo splatała palce. Zdawało się, że ta propozycja ją kusi albo w każdym razie intryguje, chociaż nie chciała tego przyznać.

      – Stabilność finansowa – powtórzyła w końcu. – Co to miałoby oznaczać?

      – To małżeństwo opłaciłoby ci się. – Czekał na pytania, ale ona tylko potrząsnęła głową.

      – Musiałabym sprzedać