Название | Histeria |
---|---|
Автор произведения | Izabela Janiszewska |
Жанр | Классические детективы |
Серия | |
Издательство | Классические детективы |
Год выпуска | 0 |
isbn | 9788366570283 |
– Co tu się stało? – Larysa rzuciła jeszcze okiem na wnętrze w nadziei, że być może Paweł siedzi gdzieś w głębi, ale nie znalazła go tam.
– A, da pani spokój. – Kucharka machnęła ręką. – Zeszło się to meliniarstwo, zaczęli się szarpać, kłócić, wie pani, w stylu: „Co ty, kolegi nie poznajesz? Na obiad nie zaprosisz, wódeczki nie postawisz?”. Obsiedli tego, co to na niego Wiśnia cały czas mówili, a on zamiast ich pogonić, to się tak dziwnie uśmiechał tylko. Ten młody to go chciał odciągnąć, widział, że się starszy pan kryguje, ale wzięły go te łachmaniarze na ziemię rzuciły, kopać zaczęły, to i nic nie mógł zrobić. Ech… – Pokręciła głową z dezaprobatą.
– A gdzie jest Wiśnia?
– A co, znajomy? On taki sam jak tamte. Kolegów od butelki wyniuchał, to i o chłopaku zapomniał. – Machała energicznie rękami. – Wynosić się im kazałam. Na zbity pysk. A gdzie poleźli, to nie wiem. Wystarczająco dużo kłopotów tu mamy z Czeczenami, z policją, jeszcze nam bezdomnych awanturnych trzeba. – Zerknęła w stronę połamanego krzesła. – Tylko tego młodego szkoda. Smutny jakiś taki dzieciak był. Ale pomocy nie chciał. Zaraz zabrał się i poszedł.
Larysa miała wrażenie, że świat się zatrzymał. Sunęła wzrokiem po tandetnym, ale schludnym wnętrzu pustej knajpy niczym w zwolnionym tempie. Prześlizgiwała się po ceratowych obrusach w czerwono-białą kratę, przewróconej solniczce, porzuconych sztućcach, z których jeden widelec miał wygięty ząb, i bożonarodzeniowych światełkach, migoczących ciepło i radośnie, choć był dopiero listopad.
Zawładnęło nią uczucie wszechobejmującej niemocy, jakby przegrała swoją nieudolną walkę o Pawła. W ułamku sekundy dotarło do niej, jak bardzo okłamywała siebie samą, wmawiając sobie, że jej na nim nie zależy, że potrzebuje go tylko do pracy. Jeszcze dotkliwsze było uświadomienie sobie, że jakąkolwiek zbroję by przywdziała, i tak nie uniknie cierpienia, jakby było ono koniecznym składnikiem nielogicznej egzystencji na tej dziwnej planecie. Wyobraziła sobie siebie jako maleńką postać w szklanej kuli z sypkim śniegiem, którą ktoś potrząsa raz za razem, by zobaczyć, jak dużo zamknięta w niej istota jest w stanie znieść.
Nie znała odpowiedzi na to pytanie.
– Proszę pani! – krzyknęła kucharka.
Larysa poczuła szarpnięcie za łokieć i spojrzała na kobietę oszołomiona.
– No już myślałam, że zaraz pani poleci. Blada się taka pani zrobiła, nic do pani nie docierało.
– Zamyśliłam się. – Przetarła dłońmi twarz.
– Ech. – Tamta machnęła ścierką. – Nie ma co języka strzępić. Takie miejsce. Spokojnie to tu nigdy nie będzie. Do roboty trzeba się brać, schabowe bić, a nie filozofie uprawiać.
Dziewczyna uśmiechnęła się lekko i bez słowa odwróciła się do wyjścia.
– Pani! – zawołała za nią kucharka. – Notes ten może chociaż pani weźmie. – Podała jej małego moleskine’a w skórzanej czarnej oprawie. – Mnie to się do niczego nie przyda. I tak tych śmieci wszędzie tyle się wala. A ten Wiśnia to pewnie już zapomniał o bożym świecie, więc raczej po niego nie wróci. – Kobieta obserwowała, jak Larysa obraca w palcach notatnik i dziwnie mu się przygląda. Nagle położyła dłoń na ustach, jakby zdała sobie z czegoś sprawę. – O Boże, a może ja jakieś głupstwo palnęłam? To może pani ojciec był, a ja tak bez szacunku o tych pijakach… albo kto inny jakiś ważny.
– Nie. – Głos Larysy pozostawał cichy i spokojny. – To nie był nikt ważny.
W niewielkiej salce, w której tłoczyli się policjanci, zrobiło się duszno i gorąco. Pomieszczenie wypełniał gryzący zapach potu zmieszany z aromatem kawy. Funkcjonariusze siedzący na skrzypiących krzesłach z wyrobionymi siedziskami rozpinali górne guziki koszul, wachlowali się plikami kartek, a większość z nich znacząco wpatrywała się w szefa w nadziei na to, że odprawa skończy się, zanim zaczną mdleć. Naczelnik Marian Pękała poprosił Dzieciaka, chudego jak tyczka policjanta, który naprawdę nazywał się Jan Ogórek, by wyłączył „cholerne grzejniki”, ale choć chłopak pocił się i kombinował, to temperatura w pokoju nie spadała.
– Coś się zacięło, szefie. Nie da rady. – Ogórek starł z czoła lśniące krople.
– Mózg ci się zaciął – rzucił komendant pod nosem, po czym dodał już głośniej: – Okno otwórz tam na końcu, bo się tu podusimy.
W powietrzu dało się wyczuć napięcie tak silne, że gdyby zgasić światło, można by zapewne dostrzec przeskakujące impulsy elektryczne. Aspirant Sylwia Konopacka była wykończona poprzednią nocą, siedziała przy stole z głową opartą na dłoni, jej włosy posklejały się w strąki, a oczy poprzecinane były siatką czerwonych żyłek. Przed sobą położyła notatnik ze sfatygowaną okładką i żółty długopis z niebieską, pogryzioną skuwką, którą nerwowo wybijała rytm, uderzając nią o blat stolika.
Nowy technik kryminalistyki, który pracował poprzedniego wieczoru na miejscu zdarzenia, rozparł się na krześle, jakby był u siebie. Założył nogę na nogę na kształt amerykańskiej czwórki, dłonie splótł za głową i odchylił się do tyłu. Bruno zauważył, jak intensywnie wsłuchiwał się w każde słowo Pękały, śledząc skupionym wzrokiem ruchy przełożonego. Wilczyńskiemu się to nie podobało. Nie dość, że facet zajął miejsce jego przyjaciela, Daniela Sikory, to jeszcze miał czelność pojawiać się na odprawie, na której obecność technika nie była powszechną praktyką. Domyślał się, że jego udział w spotkaniu nie wynikał z samowolki, lecz raczej z decyzji naczelnika, ale i tak czuł do niego niechęć.
Конец ознакомительного фрагмента.
Текст предоставлен ООО «ЛитРес».
Прочитайте эту книгу целиком, купив полную легальную версию на ЛитРес.
Безопасно оплатить книгу можно банковской картой Visa, MasterCard, Maestro, со счета мобильного телефона, с платежного терминала, в салоне МТС или Связной, через PayPal, WebMoney, Яндекс.Деньги, QIWI Кошелек, бонусными картами или другим удобным Вам способом.