Название | Odległe brzegi |
---|---|
Автор произведения | Kristin Hannah |
Жанр | Контркультура |
Серия | |
Издательство | Контркультура |
Год выпуска | 0 |
isbn | 9788381396714 |
Głos jej się załamał. Musnęła palcami złoty krzyżyk, który zawiesiła na szyi na delikatnym łańcuszku.
Jack pomyślał: „Jesteś kimś wyjątkowym i żaden chłopak nie musi ci tego mówić”. W głębi duszy miał nadzieję, że znajdzie się ktoś, kto powie coś takiego jego córkom.
Zostawiła w spokoju krzyżyk i opuściła rękę na kolana. Wbiła wzrok w palce.
– Po jakimś czasie przyjęcie zaczęło się kończyć. Drew…
– Grayland?
– Tak. Opowiadał mi zabawną historyjkę z treningu w ubiegłym tygodniu. Kiedy rozejrzałam się wokół siebie, zauważyłam, że zostało już tylko kilka osób. Przy telewizorze stała jakaś para, która nie odrywała wzroku od ekranu. Kilku facetów dopijało piwo. Drew pochylił się i pocałował mnie. Zrobił to jak… dżentelmen. Kiedy zaprosił mnie do swojego pokoju, zgodziłam się.
Przyznawszy się do tego, pobladła. Dolna warga jej drżała, więc ją zagryzła.
– Nie powinnam tam iść.
Tym razem Jack nie zdołał się powstrzymać. Była tak cholernie młoda.
– Masz dziewiętnaście lat, Andreo. Nie bądź dla siebie zbyt surowa. Zaufałaś. To nie przestępstwo.
Spojrzała na Jacka. W jej oczach widać było zdumiewający spokój.
– Ale to, co mi zrobił, było przestępstwem.
– Co… ci zrobił?
Jack skrzywił się, słysząc swoje wahanie. Miał nadzieję, że uda się je wyciąć.
– Początkowo po prostu leżeliśmy na łóżku i całowaliśmy się, potem Drew nagle zaczął się zachowywać bardzo agresywnie. Położył się na mnie tak, że nie mogłam się ruszyć, a jego pocałunki… Nie mogłam oddychać. Zaczęłam go odpychać, wtedy wybuchnął śmiechem. Przycisnął mnie jeszcze mocniej. Zaczęłam na niego krzyczeć, wołałam, żeby mnie puścił.
Jack widział, jak bardzo Andrea stara się opanować łzy.
– Uderzył mnie po twarzy. Nikt nigdy wcześniej nie wymierzył mi policzka. To w niczym nie przypomina scen z filmów. Tak mnie zabolało, że nawet nie mogłam płakać. Potem zdarł ze mnie ubranie, potargał bieliznę. Słyszałam, jak materiał pęka. Potem… potem… – Kiedy uniosła głowę, w jej oczach błyszczały łzy. – Zgwałcił mnie.
Jack wyjął chusteczkę do nosa i podał dziewczynie.
– Dziękuję – szepnęła, wycierając oczy. Dopiero po chwili ciągnęła: – Nawet nie pamiętam, jakim cudem udało mi się stamtąd wyjść. Koleżanki zabrały mnie na pogotowie, ale musiałyśmy bardzo długo czekać. W końcu zrezygnowałam i wróciłam do domu.
– To znaczy, że tamtej nocy nie widziałaś się z lekarzem?
– Nie. Po co? Oglądam w telewizji dużo programów prawniczych. I tak wszyscy powiedzą, że sama się o to prosiłam. Poszłam do jego pokoju i położyłam się z nim na łóżku.
Jack zdał sobie sprawę, że zacisnął ręce w pięści. Przemknęło mu przez myśl, że tak intymna rozmowa nie nadaje się do wiadomości, które nadawane są o szóstej.
– Czy powiedziałaś o tym komuś poza swoimi współlokatorkami? – spytał łagodnie. – Na przykład rodzicom?
Wydała cichy dźwięk, coś w rodzaju szlochu.
– Nie byłam w stanie. Chyba dziś wieczorem będę musiała im się do wszystkiego przyznać. Następnego dnia poszłam na posterunek policji na terenie campusu. Wiedziałam, że nic mu nie zrobią, ale zależało mi na tym, żeby wiedzieli, co się stało.
– I co?
– Oficer wysłuchał mojej opowieści, potem przeprosił mnie i wyszedł z pokoju. Piętnaście minut później przyprowadził Billa Seagela. Dyrektora sportowego. Seagel wyłożył mi kawę na ławę. Że brak dowodu, nie mam obdukcji lekarskiej, żadnych świadków. Że mogłam wpakować się na ścianę i stąd podbite oko, że za dużo wypiłam. Powiedział, że jeśli wniosę oskarżenie, Drew i tak nic się nie stanie, za to ja będę miała z głowy rok studiów. Więc wycofałam się.
– Dlaczego w takim razie teraz o tym mówisz?
– Widziałam w wiadomościach twój reportaż. – Ponownie podniosła głowę. – Nie byłam jedyna i oni o tym wiedzą. Te dupki o wszystkim wiedzą. Nie chcę, żeby Drew skrzywdził jakąś następną dziewczynę.
– Dlatego poszłaś na posterunek policji w Portlandzie?
– To prawdopodobnie i tak nic nie da. Zbyt długo zwlekałam i wszystko zrobiłam nie tak, jak powinnam, ale czuję się lepiej. Nareszcie nikogo się nie boję i mogę powiedzieć prawdę. Czy dobrze postąpiłam?
Jack wiedział, że nie powinien odpowiadać. Nikomu w niczym nie pomoże, jeśli podważy swoją wiarygodność, ukazując, po której stronie stoi.
Co jednak mógł zrobić, gdy Andrea siedziała obok i patrzyła na niego potwornie smutnymi oczami? Co gorsza, była tak cholernie młoda.
– Mam córkę w twoim wieku. Jamie. Każdego dnia modlę się, żeby podczas studiów nic jej się nie stało, ale gdyby spotkało ją… coś złego, mam nadzieję, że byłaby tak odważna jak ty. Dobrze postąpiłaś.
Czy to był jego głos? Taki łagodny i gardłowy? Bez wątpienia trzeba będzie skasować jego odpowiedź. Na litość boską, powiedział to tak, jakby lada chwila miał się rozpłakać.
– Dziękuję.
– To ja dziękuję za wywiad.
Potem oboje poczuli się niezręcznie. Nagle Jack uświadomił sobie, że są bardzo blisko siebie. Łącząca ich więź rozerwała się równie szybko, jak powstała. Pozostało skrępowanie. Jack nie wiedział, co powiedzieć, a Sally milczała. Każde z nich myślało o czym innym. Kirk wyszedł pierwszy, potem Jack i Sally pożegnali się z Andreą i wrócili do samochodu.
Jack był roztrzęsiony; dopiero dużo później zdał sobie sprawę, że jadą w stronę stacji telewizyjnej.
– Cholerny Drew Grayland – zaklął, dla podkreślenia swoich słów waląc pięścią w kierownicę.
– Jak w takiej sprawie zachować obojętność? Przez cały czas myślałam o swojej młodszej siostrze. Jest na pierwszym roku. Ostrzegałam ją przed obcymi, ale jak ją uchronić przed przyjaciółmi?
– Do diabła, nie pytaj. Zareagowałem niemal tak, jakbym był jej ojcem. Kiedy to wyemitujemy, będę mógł się pożegnać z karierą.
– Każdy, kto byłby w stanie rozmawiać z tą dziewczyną i zachować obojętność, nie miałby prawa zadawać jej takich pytań. Zasłużyła sobie na twoje emocje.
Potem nie bardzo było już o czym mówić. On i Sally zjedli w restauracji dla kierowców hamburgera z frytkami i przez cztery godziny siedzieli w pokoju montażowym. Kiepski montażysta, któremu wyznaczono świąteczny dyżur, w końcu się poddał.
– To wszystko, co można zrobić, Jacko. Albo pójdzie tak, jak jest, albo będziesz musiał zostawić tego pojebańca w świętym spokoju. Idę do domu.
Jack zerknął na zegar. Była dziesiąta wieczorem. Zbyt późno, żeby wpaść do domu do redaktora wiadomości. Będzie musiał to zrobić już jutro; niestety, miał rezerwację na samolot o siódmej rano.
Za nic w świecie nie mógł